Niezbadane są przepisy na sukces w ekstraklasie. Gdyby porównać je do tych kulinarnych, moglibyśmy otrzymać sytuację, w której połączenie gorszej jakości składników daje lepszy efekt końcowy niż bazowanie na najlepszych produktach, które mamy pod ręką. Do tej szalenie odkrywczej myśli doprowadziło nas obserwowanie tego, co ostatnio dzieje się w Cracovii. Solidnego bramkarza, za jakiego mamy Macieja Gostomskiego, zastąpił słowacki emeryt Michal Pesković, a dla Michała Helika, najlepszego obrońcy poprzedniego sezonu, brakuje miejsca ze względu na duet Dytiatjew-Datković. Efekt? Dwa zwycięstwa.
I – co w tym kontekście ważniejsze – dwa czyste konta po naprawdę przyzwoitej grze defensywy. Wspomniany Pesković nie miał zbyt wielu szans, by popełnić błędy, bo statystyki pokazują, że ekipy Górnika Zabrze tydzień temu i dziś Korony Kielce oddały tylko dwa celne strzały na bramkę Pasów. A jeśli tyły funkcjonują tak, jak należy, to i cały organizm wygląda lepiej – począwszy od środka pola, a skończywszy na udzielaniu się w ofensywie bocznych obrońców.
To właśnie w tym sektorze boiska znajdziemy bohaterów starcia z zazwyczaj dobrze zorganizowaną Koroną. Konkretnie na lewej stronie, gdzie bardzo podobało nam się współpraca Wdowiaka z Siplakiem. To właśnie ten duet przed upływem 15. minuty wypracował gola dla Pasów. No, zapominać nie można też o udziale Michała Probierza, który przytomnie zasygnalizował swojemu obrońcy, by szybko wznowił grę z autu i podał do wychodzącego na dobrą pozycję skrzydłowego. Ten wypatrzył w polu karnym Cabrerę i Hiszpan przypomniał kieleckiej publiczności, że bramki strzelać potrafi.
Wdowiak tak się rozochocił, że kilka minut później mógł mieć na koncie nie tylko asystę, ale też wypracowanie czerwonej kartki dla przeciwnika. Tym razem w wyjściu na czystą pozycję przeszkodził mu Rymaniak. W pierwszym odruchu domagaliśmy się wyrzucenia z boiska gracza Korony, ale po powtórkach wydaje się, że Szymon Marciniak podjął słuszną decyzję, bo do bramki było jeszcze daleko i Wdowiaka mógł powstrzymać inny z koroniarzy. Tak czy siak – działo się po lewej stronie. Gdy 22-latek posadził jeszcze na dupie Marqueza prawie tak dobrze jak Carlitos Sadloka, nie mieliśmy wątpliwości, kto sprawia, że ten mecz da się oglądać. Nawet jeśli późniejsze podanie było niecelne.
Koronie brakowało dziś właśnie kogoś takiego. Niby starał się Pucko, niby na wracającego do składu Jukicia też zawsze trzeba uważać, ale już na przykład Marcin Cebula zagrał straszną kaszanę, przeszedł obok meczu. Prawie zaliczył asystę, bo po jego wrzutce z rożnego gola strzelił Soriano (okazało się, że faulował też obrońcę), ale chyba powinniśmy od niego wymagać trochę więcej niż jedno dobre kopnięcie stojącej piłki.
Spodziewaliśmy się, że Cracovia będzie musiała zagrać jeszcze trochę lepiej niż z Górnikiem, by wywieźć z Kielc trzy punkty. Gospodarze przycisnęli na początku drugiej połowy, gdy minimalnie przestrzelił Jukić, w ostatniej chwili zablokowany został Kovacević i fatalnie w niezłych sytuacjach uderzali Pucko oraz Górski, a także w samej końcówce Soriano. I tu już czapki z głów dla Peskovicia, nie ma sensu chłopa nie doceniać. Kapitalnie obronił strzał Włocha i uratował drużynie zwycięstwo.
Tym samym sytuacja Cracovii powoli staje się nie najgorsza – cztery punkty straty do zajmującej obecnie ósme miejsce Arki to na tym etapie rozgrywek bardziej zaproszenie do dalszej walki niż powód do pesymizmu.
[event_results 535874]
Fot. FotoPyK