Rygiel Jagiellonii czy portugalskie serce Legii?

redakcja

Autor:redakcja

26 października 2018, 12:55 • 5 min czytania

Przed nami szlagier ekstraklasy – starcie wicemistrza z mistrzem, pierwszej z trzecią drużyną bieżącego sezonu. W ostatnich latach nie ma w lidze atrakcyjniejszej pary przeciwników, bo też w ostatnich latach – patrząc przekrojowo – nikt u nas lepiej nie gra w piłkę. Rzecz jasna nie oznacza to, że dzisiejszy mecz będzie stał na najwyższym poziomie (w naszych warunkach), ale też jeżeli przed którymś starciem mamy prawo oczekiwać porządnego widowiska, to właśnie przed takim jak to dzisiejsze.

Rygiel Jagiellonii czy portugalskie serce Legii?
Reklama

Gdzie najprawdopodobniej rozstrzygnie się wieczorny mecz? Na tak postawione pytanie trzeba odpowiedzieć banałem – w środku pola. Czyli w miejscu, gdzie obie drużyny dysponują dobrymi piłkarzami, choć o zupełnie innej charakterystyce. I, jakkolwiek spojrzeć, bardzo fajnym smaczkiem szlagieru w Białymstoku będzie starcie duetu Romanczuk-Kwiecień z parą Cafu-Martins.

W Jagiellonii w środku pola obejrzymy dziś dwie klasyczne szóstki. Dwóch rosłych chłopów (Kwiecień 189 cm, Romanczuk 186 cm), którzy wyjdą na mecz tylko z jednym postanowieniem – odebrać piłkę przeciwnikowi. Nie zawsze ci piłkarze grają ze sobą ramię w ramie w meczach, bo też ich charakterystyka jest bardzo podobna. Kiedy jednak już ma to miejsce, ciężko przewidzieć, który będzie grać wyżej – w przykładowym meczu z Koroną był to Ukrainiec, a z Wisłą Płock Polak. Zazwyczaj jednak obaj są głęboko cofnięci, zupełnie ryglując środek pola.

Reklama

Dość napisać, że żaden inny regularnie grający piłkarz w lidze nie wchodzi tak często w pojedynki defensywne co Romanczuk i Kwiecień. Żaden inny pomocnik i żaden inny obrońca. Polak i Ukrainiec w każdym meczu średnio wchodzą w 16 takich starć, podczas gdy ligowa średnia na ich pozycji wynosi 10. Dla porównania, Cafu i Martins, którzy zagrają dziś naprzeciwko, średnio toczą po 7 pojedynków defensywnych w swoich meczach. Środek pola Jagiellonii można scharakteryzować więc w dwóch słowach – agresja i wybieganie. Oni nie dają przeciwnikowi wytchnienia, a liderem tego sposobu grania od lat jest w lidze właśnie Romanczuk (a wcześniej był nim inny piłkarz Jagi, Góralski). Ukrainiec od dłuższego czasu jest piłkarzem, który najczęściej próbuje zabierać rywalom piłkę. W tym sezonie jego średnia to 7 prób odbioru w meczu, z czego ponad połowa jest skuteczna (a ekstraklasowa średnia na pozycji defensywnego pomocnika to ledwie 4,5 prób odbioru w meczu). Obszerną analizę gry Ukraińca na bazie kilku ostatnich rund możecie przeczytać TUTAJ.

Jako że w Jagiellonii dyscyplina taktyczna stoi na wysokim poziomie, a rozdział boiskowych ról został ewidentnie nakreślony, defensywne nastawienie środkowych pomocników jest rekompensowane atakami z innych sektorów. Ofensywne liczby Kwietnia i Romanczuka siłą rzeczy nie należą już do najbardziej efektownych. Zwłaszcza odstaje tu Polak, który dogodną sytuację strzelecką stwarza partnerom średnio raz na 2,5 meczu, natomiast celną piłkę w pole karne rywala posyła raz na 5 pełnych spotkań. Ponadto, jak na sektor boiska, w którym operuje, ma bardzo niską skuteczność podań – ledwie 75 procent. Dużo lepszy w tym względzie jest Ukrainiec, który podaje celnie w 87 procentach przypadków, a przy tym częściej niż raz w meczu tworzy partnerowi sytuację strzelecką, tak jak i celnie zagrywa w pole karne rywala. Innymi słowy, jeżeli Kwiecień nakreśla sobie kierunki rozwoju, to na początek powinien dążyć do wejścia na poziom Romanczuka. Ogólnie jednak są to piłkarze dość podobni, którzy w duecie są w stanie uprzykrzyć życie niemal każdemu przeciwnikowi.

Środek pola Legii jest skonstruowany zupełnie inaczej. Można powiedzieć, że to portugalskie serce zespołu, jakie w jednej z pierwszych decyzji przeszczepił warszawianom Ricardo Sa Pinto. Raz, przesunął Cafu do tyłu, robiąc z niego najgłębiej operującego środkowego pomocnika. Dwa, sprowadził Andre Martinsa, który półtora miesiąca temu został ściągnięty z plaży i już zdołał rozegrać w barwach mistrza Polski sześć spotkań. Te ostatnie już jako zawodnik wyjściowego składu i naprawdę nie trzeba być specjalnie przewidującym, by rozumieć, że Sa Pinto zamierza bardzo mocno na niego postawić.

Co wiemy o Andre Martinsie, poza tym, że wszyscy go lubią (co kolejni legioniści podkreślają w wywiadach)? Dobrze mu idzie nadrabianie zaległości fizycznych, chociaż wciąż ma w tej materii trochę do zrobienia. W ostatnim czasie Legia zdecydowanie lepiej wygląda w pierwszych odsłonach, czyli wtedy, kiedy Portugalczyk ma jeszcze sporo sił. A kiedy je traci, cały zespół traci kontrolę nad meczem, czy to gra w przewadze zawodnika (Śląsk), czy z 1-ligowcem (Chojniczanka), czy mając przeciwnika na łopatkach (Wisła). Ogólnie jednak Martins wydaje się cennym wzmocnieniem – inteligentnie się ustawia, zazwyczaj celnie podaje (88% zagrań trafia do adresata), próbuje przy tym zagrywać piłki otwierające drogę do bramki (niemal 5 prób w każdym meczu!) oraz ma dobry, sytuacyjny zwód – w każdym meczu średnio 3 razy ogrywa nim przeciwnika i w ogóle nie traci przy tym piłek (100% skuteczności!). W pewnych aspektach jest to zawodnik podobny do Moulina (z dobrego okresu), potrafi regulować tempo gry i bardzo ładnie otworzyć wolne przestrzenie na boisku. Ma jednak problem z odbiorem (skutecznie zabiera piłkę przeciwnikowi mniej niż raz w meczu!) oraz z racji niskiego wzrostu (169 cm) z grą w powietrzu. Ale zwłaszcza ten pierwszy aspekt powinien poprawić wraz wejściem na wyższy poziom przygotowania fizycznego.

Z kolei Cafu jest chyba najmilszą niespodzianką środkowej części sezonu dla warszawskich kibiców. Katorżnicze treningi pod wodzą Sa Pinto wydobyły z tego zawodnika głęboko skrywany potencjał. Wcześniej można było się zastanawiać, jaka jest jego optymalna pozycja na boisku (i czy w ogóle istnieje), dziś to defensywny pomocnik numer jeden, który pozwala zapomnieć o wyczynach Philippsa, Antolicia czy Mączyńskiego. Dziś Cafu jest szybki, wydolny i dobrze się ustawia, przez co stał się mistrzem zbierania drugich piłek. Robi to 9 razy w każdym meczu, przy czym aż 5 na połowie przeciwnika, z czego często robią się bardzo groźne kontry Legii. Nie gra tak intensywnie w odbiorze, ale też wynika to z tego, że Legia częściej stara się dominować i być w posiadaniu piłki (przynajmniej w ostatnim czasie) oraz że często Cafu nabywa piłkę zanim w ogóle przeciwnik wejdzie w jej posiadanie. Co więcej, przy tym całym wycofaniu go i dołożeniu mu zadań defensywnych Cafu nic nie zatracił ze swojej gry w ofensywie – uwielbia zaatakować z drugiej linii, a jego bilans strzelecki (3 gole) należy do najlepszych w drużynie. A chociażby w ostatnim meczu z Wisłą zanotował liczby, które nie dla każdego są widoczne gołym okiem – zaliczył 2 asysty drugiego stopnia.

Jakkolwiek spojrzeć, dziś na boisku w Białymstoku spotkają się dwie różne koncepcje środka pola. Jedni spróbują go zaryglować, drudzy przejąć kontrolę nad piłką i rozpoczynać stamtąd swoje ataki. A kto będzie górą – otworzy partnerom autostradę do zwycięstwa.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Błąd Casha doprowadził do gola dla Manchesteru United [WIDEO]

Wojciech Piela
0
Błąd Casha doprowadził do gola dla Manchesteru United [WIDEO]
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama