Nie pojawiające się zmarszczki pod oczami, nie siwe włosy, ale kolejni piłkarze kończący kariery – to oni najlepiej uświadamiają nam, jak ten czas szybko zapieprza. Wydaje się bowiem, że jeszcze wczoraj jaraliśmy się poszczególnymi zawodnikami, gdy ci byli na szczycie, a tu dzisiaj gong, gość ogłasza swój finisz. Tak się właśnie sprawy mają z Robinem van Persim, który stwierdził, że po tym sezonie najpewniej nie będzie już dalej grał zawodowo w piłkę.
– Po tym sezonie najprawdopodobniej powiem „koniec”. Będę miał 36 lat, od 18 jestem profesjonalnym piłkarzem, od piątego roku życia zaangażowany byłem tylko w futbol. Wspaniale było wrócić do Feyenoordu, zdobyć z nim Puchar Holandii, ale nie czerpię takiej przyjemności z grania w piłkę, co kiedyś – stwierdził napastnik na łamach Algemeen Dagblad.
– Zaskoczony tym nie jestem, bo on swoje lata ma. Widocznie nie chce odchodzić jako gracz rezerwowy czy podrzędny. Jest najlepszym strzelcem Feyenoordu, wygląda lepiej niż Huntelaar w Ajaksie. Eredivisie to nie jest bardzo szybka liga, taki gracz mógłby sobie dalej tam radzić, dlatego, skoro do końca sezonu jest jeszcze daleko, nie mówiłbym, że van Persie na pewno skończy karierę – komentuje Mariusz Moński, ekspert od holenderskiej piłki.
Rzeczywiście, RvP po dziewięciu kolejkach tego sezonu ma sześć bramek, w ubiegłych rozgrywkach w 12 spotkaniach, grając tylko 400 minut, upolował pięć trafień. Może więc jeszcze rzeczywiście RvP przeboleje jeszcze gdzieś jeden sezon – np. w USA – ale koniec jest bliski.
Koniec wielkiego piłkarza, bo mowa w końcu o srebrnym i brązowym medaliście mundialu, o mistrzu Anglii, o dwukrotnym królu strzelców Premier League, o triumfatorze w Pucharze UEFA. Do tego trzeba dorzucić puchary i superpuchary krajowe, bycie wciąż najlepszym snajperem – z 50 trafieniami – w historii reprezentacji, która pokazała światu przecież takie strzelby jak Kluivert, van Nistelrooy czy Bergkamp. No, nie ma wątpliwości, że jeśli van Persie zdania nagle nie zmieni, to z końcem tego sezonu pożegnamy ważnego piłkarza z kart futbolowej historii.
Pytanie, czy mógł osiągnąć więcej? Przywołane sukcesy to oczywiście osiągi, o których tysiące – ba, miliony – piłkarzy mogą tylko pomarzyć, ale chyba tak, chyba wydaje się, że z tej cytryny można było wyciągnąć jeszcze więcej. Chodzi tu o moment, kiedy Holender zasiedział się w Arsenalu – spędził tam osiem lat, potrafił sieknąć i 30 bramek w sezonie, ale zespołowo zdobył tylko Puchar Anglii i dwa Superpuchary. Finał Ligi Mistrzów przesiedział na ławce, a choćby stanął na rzęsach, mistrzostwa z Kanonierami by nie zdobył. Trafił pechowo, bo Arsenal 03/04 był jeszcze niepokonany w lidze i sięgał po tytuł, a RvP wylądował tam rok później, kiedy zaczął się zjazd ekipy Wengera w kierunku marazmu.
Holender długo nie odchodził, bo jak sam mówił: – Nawet jeśli chcesz stamtąd, nie jest to łatwe, bo kiedy trafiasz do Arsenalu, jesteś tam prowadzony przez swoje serce.
W końcu jednak pękł, konkretnie po sezonie 11/12, kiedy wydał następujące oświadczenie:
„Miałem świetny sezon, ale chciałbym, by za moimi golami szły trofea. Mam wielki szacunek do pana Wengera, piłkarzy Arsenalu i fanów. Nie chcę więc wchodzić w szczegóły, ale niestety, spotkanie, które odbyłem z menadżerem i władzami klubu, uświadomiło mnie, że różnimy się w pomyśle na to, jaką drogę powinien obrać Arsenal, by iść do przodu. Myślałem o tym wszystkim długo i zdecydowałem się nie przedłużać kontraktu. Wy, drodzy fani, macie prawo nie zgadzać się z moim punktem widzenia i zawsze będę to szanował. Byłem dumny, będąc częścią tak fantastycznego zespołu przez ostatnie osiem lat.”
Gdy RvP przeszedł do Manchesteru, od razu dopiął swego – w pierwszym sezonie zdobył mistrzostwo Anglii, walnął 26 goli, więc nikt nie mógł mu zarzucić, że tylko wpadł cichaczem na pokład mistrzowskiego United. Jednak później… znów miał pecha, bo zaraz po tym sukcesie z klubu odszedł sir Alex i nie było żadnych szans, by Czerwone Diabły powalczyły o coś większego w Europie. Holender popadł w średniactwo razem z klubem, strzelając w lidze przez kolejne dwa sezony tylko 12 i 10 bramek. Po chwilowej przygodzie w Turcji wrócił tam, skąd wyruszył na szerokie wody, do Feyenoordu. I tam też zapewne skończy grać w piłkę.
Wypada tylko podziękować za te wszystkie gole i piękne chwile, które dostarczał fanom swoich kolejnych klubów. Jednak czego by nie napisać, gdy usłyszymy Robin van Persie, pierwszą myślą będzie zawsze ten gol. Absolutnie ponadczasowy:
fot. Newspix.pl