Zaskakuje nas swoją ambicją Gino Lettieri. To trener, który nie tylko nie boi się pracy w trudnych warunkach. Ba! On sam sprawia, by pracowało mu się jeszcze trudniej!
Zaczęło się już od słynnych pierwszych dni trenera Gino w Kielcach. Nie będziemy wracać do tamtych sytuacji, bo doskonale pamiętacie, że włoski szkoleniowiec zaczął traktować piłkarzy z pogardą, robiąc sobie wrogów już na starcie pracy. Później nastąpił szereg innych decyzji, które można podciągnąć pod sabotaż – stawianie na piłkarza-amatora (Fabian Burdenski), gra dziwnymi ustawieniami (na przykład z forstoperem), porównywanie swoich piłkarzy do siódmoligowców czy wiele innych absurdalnych wypowiedzi. Z każdym miesiącem Lettieri zdaje się wołać: – Idzie dobrze? To podnieśmy poprzeczkę! Niech nie będzie zbyt łatwo!
Do takich wniosków dochodzimy zwłaszcza wtedy, gdy obserwujemy, jak wielkim zaufaniem obdarzony jest Oliver Petrak, który w tym sezonie już dziewięć razy pojawił się w wyjściowym składzie (na dwanaście kolejek).
Ktoś zapyta: – Yyyy, eeee. Ale dlaczego?
I właśnie na to pytanie nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć. Mówimy o piłkarzu środka pola, który od początku sezonu…
– strzelił zero bramek,
– zaliczył tylko jedną asystę,
– oddał zaledwie pięć strzałów (żaden celny),
– raz na dwa mecze decyduje się na kluczowe podanie (czyli takie, po którym kolega może mieć okazję na gola) i ma w tym skuteczność 20% (co oznacza, że skuteczne kluczowe podanie udaje mu się co ósmy mecz)
– średnio decyduje się na 1,2 zagrania w pole karne na mecz (bardzo mało jak na tę pozycję, Żubrowski ma na przykład średnią 4,8),
– jest beznadziejnie oceniany.
O, tak: 3, 2, 4, 3, 2, 4, 6, 4, 3, 3 (średnia 3,40)
Czy lepiej było w tamym sezonie? A skąd: 6, 4, 3, 4, 5, 4, 2, 3, 3, 4 (średnia 3,80)
Oglądając tego gościa mamy wrażenie, że najchętniej schowałby się na boisku gdzieś za kolegami. Nie podejmuje odważnych prób, podaje głównie do najbliższego, zwykle znajduje się akurat nie w tym sektorze, w którym powinien. Nawet nie mamy pojęcia, jak możemy opisać jego atuty i gdyby nie asysta w meczu z Zagłębiem Sosnowiec (tak ładna, jak i zaskakująca), w zasadzie w głowie nie siedziałoby nam żadne jego zagranie. Jest piłkarzem kompletnie nijakim. Noty są niepokojące o tyle, że o wiele łatwiej zostać dobrze ocenionym w drużynie, która dobrze punktuje (jak Korona) i gra ładnie dla oka (jak Korona). Co byłoby, gdyby przyszło mu grać w takim Górniku Zabrze?
Zdarza się, że największym atutem piłkarza jest słabość konkurencji, ale… tu absolutnie nie dochodzi do tej sytuacji. W zgodnej opinii większości obserwatorów jednym z najmocniejszych punktów Korony poza nieobliczalnym Kaczarawą i zjawiskowym Cvijanoviciem był środek pola Żubrowski-Możdżeń. Obaj piłkarze dzięki dobrej współpracy budzili zainteresowanie lepszych i bardziej poukładanych klubów niż Korona.
Tymczasem…
– Jakub Żubrowski dwa ostatnie mecze zaczął na ławce (kosztem Petraka, a po wejściu z Lechem od razu był jednym z najlepszych)
– Mateusz Możdżeń tylko czterokrotnie zaczynał mecz ligowy w pierwszym składzie (nie uzbierał nawet 300 minut).
Dodajmy do tego fakt, że wysokie notowania ma ostatnio także kolejny wynalazek Lettieriego – Zlatko Janjić, któremu przynajmniej raz na jakiś czas zdarza się jakiś przebłysk (choć generalnie jest słaby). Lepsze wrogiem dobrego? Powiedzenie sprawdza się w tej sytuacji idealnie, choć nie mamy pojęcia, na podstawie jakich przesłanek można było stwierdzić, że postawienie Petraka będzie tym „lepszym rozwiązaniem”. Tygodnie mijają, a Petrak staje się najchętniej wybieranym przez trenera piłkarzem. W tym sezonie więcej minut od niego zagrali tylko Hamrol, Diaw, Kovacević, Rymaniak, Gardawski, Żubrowski i Soriano.
Dziwne. Ale Lettieri chyba lubi, gdy ma pod górę.
Fot. FotoPyK