Derby niedoli – tak można by nazywać starcie Zagłębia Lubin z Wisłą Płock, bo obu zespołom idzie w tym sezonie marnie, a przecież oczekiwania wobec obu były duże. Jedni uznali, że odmienić sytuację może tylko zmiana trenera, drudzy z tym poczekali, choć stołek Lewandowskiego jest gorący jak profil Emily Ratajkowski na Instagramie. Pojedyncze 90 minut pewnie nigdy nie pokaże nam, kto wybrał lepszą drogę, tym bardziej dzisiaj, skoro padł remis po serii błędów.
Przykładowy Hładun zachowywał się jakby pierwszy raz wszedł do bramki, tak koszmarne popełniał gafy. Przy pierwszym golu przepuścił uderzenie Ricardinho, mimo że było dość słabe i z ostrego kąta, więc gość w odpowiedniej formie taką próbę złapałby między zęby. Przy drugim i trzecim golu bramkarz Zagłębia wybierał się na niezrozumiałe spacery, jakby chciał czym prędzej uściskać Łukowskiego. A ten na przytulanie nie miał ochoty, więc najpierw przelobował Hładuna, a przy kolejnej próbie minął go i sieknął na pustaka. Pewnie, nie tylko golkiper Miedziowych ma swoje za uszami, bo obrona Zagłębia też była fatalna, Ricardinho na uderzenie miał cały czas świata, ale Hładun na ten mecz po prostu wyraźnie nie dojechał. Niestety, nie jest to tylko wypadek przy pracy, bo młody bramkarz po udanym wejściu w końcówkę tamtego sezonu, te rozgrywki ma już słabsze.
Jednak może Zagłębie by ten mecz wygrało, nawet nie zważając na błędy Hładuna, gdyby zawodnicy ofensywni nie robili sobie jaj i strzelali takie patelnie, jaką miał na przykład Janoszka. Siódmy metr, bramkarz leży już właściwie na dupie, trzeba więc tylko przymierzyć mocno, pod ladę i cieszyć się z bramki. Co robi Janoszka? Uderza tak słabo, że Daehne zdołał się jakoś zebrać i odbić piłkę. Sam na sam z niemieckim bramkarzem wyszedł też Jagiełło, ale on również nie dał rady – jego uderzenie zostało sparowane przez Daehne na słupek, piłka potem przetoczyła się przed linią bramkową i została wybita przez obrońców. Zamiast trzykrotnie, Zagłębie ugryzło Wisłę w pierwszej połowie tylko raz, kiedy Pawłowski idealnie zagrał do Bohara, a Słoweniec z pola karnego nie dał szans rywalowi w bramce.
No i później, po błędach Hładuna, trzeba było Nafciarzy gonić. Przyjezdni chyba nie wyciągnęli wniosków z meczu Zagłębia w Gdańsku, bo mając trzy gole na koncie też dali się złapać. Najpierw wślizg w polu karnym wykonał Warcholak i choć wydawało się, że wybijał piłkę czysto, to przy niej pierwszy był jednak Tuszyński, a obrońca zahaczył go drugą nogą. Jedenastkę wykorzystał Starzyński, w kolejnej akcji Daehne jeszcze przerzucił strzał nad poprzeczką, ale przy uderzeniu Pawłowskiego po rzucie rożnym nie miał nic do powiedzenia. 3:3, to znów się Zagłębiu udało.
Gdyby obie drużyny mierzyła się dzisiaj z kimś poważniejszym, zapewne dostałyby w czapę. A tak, skoro jedni i drudzy mają swoje problemy, pomogli sobie nawzajem i podzielili łupem. Pytanie, czy w tym momencie sezonu to najlepsze rozwiązanie.
[event_results 534035]
Fot. FotoPyk