Reklama

Kibice Chievo nadal mogą śpiewać „Mniej niż zero”

Bartosz Burzyński

Autor:Bartosz Burzyński

21 października 2018, 18:00 • 3 min czytania 6 komentarzy

Szczerze mówiąc nastawiliśmy się na przeciętne spotkanie. Ba, obawialiśmy się nawet, że dobre akcje w tym meczu zliczymy na palcach ręki stolarza. Na szczęście dość mocno się pomyliliśmy, bo Atalanta na tle Chievo wyglądała znakomicie. Oczywiście poprzeczka wysoko zawieszona nie była, ale mimo wszystko piłkarze Gian Piero Gasperiniego pokazali dziś, że grać w piłkę potrafią.

Kibice Chievo nadal mogą śpiewać „Mniej niż zero”

Po niedzielnym obiadku Jerzy Brzęczek spokojnie mógł zasiąść przed telewizorem i oglądać dwóch potencjalnych kadrowiczów. Paweł Jaroszyński i Mariusz Stępiński rozpoczęli dzisiejszy mecz od pierwszej minuty. Sporą niespodziankę sprawił też Arkadiusz Reca, który tym razem trybuny zamienił na ławkę rezerwowych. Nie zapowiada się jednak, by w tym sezonie ławkę rezerwowych zamienił na murawę. Oczywiście życzymy mu debiutu, ale jeśli trener nie chce dać mu szansy nawet wtedy, gdy drużyna prowadzi 0:5, to kiedy będzie odpowiedni moment?

Momentami zastanawialiśmy się czy Mariusz Stępiński nie miał na sobie peleryny niewidki. Nasz rodak był kompletnie niewidoczny, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że nie tylko on jest temu winny. Polak był pozostawiony w ofensywie sam sobie. Cofał się bardzo głęboko po piłkę, ale tam wsparcie dostawał tylko od Birsy. Właściwie wszystkie ofensywne akcje gospodarzy były gaszone w zarodku. Przyjezdni nie pozwalali piłkarzom Giampiero Ventury wymienić choćby kilku podań w okolicy ich pola karnego. Naprawdę dawno nie widzieliśmy tak bezradnej i słabej drużyny w ofensywie, jeśli chodzi o najlepsze ligi w Europie.

W przeciwieństwie do Mariusz Stępińskiego (Meggiorini zmienił go w 67. minucie) cały mecz rozegrał Paweł Jaroszyński. Niestety 24-latek podobnie jak kolega z ataku nie zabłysnął niczym szczególnym. Raz miał szansę wyprowadzić kontrę, ale szybko przerwał szturm, bo zorientował się, że nikt z nim nie biegnie. I ta akcja najlepiej opisuje dzisiejszy poczynania Chievo w ataku… Oczywiście za grę w obronie Polaka również nie pochwalimy, bo w końcu jego drużyna straciła pięć bramek, ale warto podkreślić, że żadna z nich nie wpadła po jego bezpośrednim błędzie.

Reklama

Żadnym usprawiedliwieniem dla Chievo nie jest fakt, że od 40. minuty grało w dziesiątkę, ponieważ Barba wyciął równo z trawą Gomeza. Zanim 25-latek wyleciał z boiska Atalanta na koncie miała już dwa trafienia, a spokojnie mogło być tego więcej. Najpierw do siatki trafił Marten de Roon, który popisał się precyzyjnym uderzeniem z dystansu. Następnie zaczęło się show Josipa Ilicicia, który zaliczył hat-tricka. Szczególnie pierwsze trafienie Słoweńca zrobiło nas ogromne wrażenie. Sami spójrzcie, bo naprawdę jest na czym oko zawiesić.

Druga bramka 30-latka również padła po strzale z dystansu, ale tym razem mniej efektownym. Przy trzecim golu Słoweniec natrudził się najmniej, bo dołożył tylko nogę do piłki, którą wyłożył mu Robin Gosens. Niemiecki obrońca sam również połakomił się na bramkę i oddał piekielnie mocny strzał z ostrego kąta. Efekt? Sorrentino skapitulował po raz piąty w tym spotkaniu.

Gospodarze niewiele dziś mogli, ale honorową bramkę udało im się strzelić. Karnego na bramkę zamienił Valter Birsa. Niewiele ten gol jednak zmienia, bo Chievo jest obecnie najgorszą drużyną w Serie A. W liczbie straconych bramek dogonili dziś Frosinone, które w ostatnich spotkaniach pokazuje się z coraz lepszej strony. Zupełnie inaczej sytuacją ma się w klubie Jaroszyńskiego i Stępińskiego. Drużyna naszych rodaków jest tak dramatyczna, jak sytuacja Arkadiusza Recy w Atalancie. 

Chievo – Atalanta 1:5 (0:2)

Reklama

0:1 Marten de Roon 25′

0:2 Josip Ilicić 28′

0:3 Josip Ilicić 50′

0:4 Josip Ilicić 52′

0:5 Robin Gosens 72′

1:5 Valter Birsa 84′

Fot. NewsPix

Najnowsze

Weszło

Komentarze

6 komentarzy

Loading...