Jeszcze w 91 minucie zapowiadało się, że ten mecz zostanie zapamiętany jako festiwal fauli i zablokowanych strzałów. Ale kilkadziesiąt sekund później scenę skradł Icardi, podtrzymując znakomitą passę Interu, który wygrał siódmy kolejny mecz.
Kunszt Icardiego należy docenić tym bardziej, że wrzutka Vecino – sprawdzaliśmy to dokładnie – była na podwórkową pałę. Nie spojrzał przed zagraniem, ot, laga na bałagan, zupełnie w takim momencie nawet zrozumiała.
Ale to była laga na idealnej wysokości, o idealnej szybkości, dokładnie taka, żeby spryt i determinacja kapitana nerazzurrich mogły zrobić różnicę.
Prawda jest taka, że Inter od pierwszych minut był aktywniejszy, mobilniejszy, konkretniejszy zarówno na własnej połowie, jak i na połowie rywala. Najwięcej ochoty do gry miał bez dwóch zdań późniejszy bohater. 11 minuta – dobra wrzutka Brozovicia, którą przecina Vecino. Futbolówka trafia do Icardiego, a ten z bliska trafia do siatki. Dopiero VAR pomógł wyłapać, że był tutaj spalony (zdecydował tknięcie piłki czubkiem głowy przez Vecino). Pięć minut później zabrakło pół kroku, by przeciął płaskie dogranie i otworzył wynik.
Szarpał, nieustannie dawał sygnał do ataku, co szczególnie w pierwszej połowie przekładało się na konkretne sytuacje, bo przecież gola do szatni mógł strzelić Vecino, a wcześniej De Vrij uderzył z woleja w słupek. Milan mimo aktywności Kessiego czy Suso musiał się cieszyć, że dowiózł do przerwy bezbramkowy wynik. Choć prawda, że być może najlepszy w tej fazie gry był… VAR, który pomógł również dostrzec minimalnego spalonego przy bramce Musacchio.
Druga połowa to już boiskowe szachy, a może i warcaby, w dodatku takie, podczas których rywale tłuką się tablicą przez łeb. Ostrej gry nie brakowało, a przecież i w pierwszej połowie po ostrym wejściu Biglii kontuzji doznał Nainggolan, który ma z głowy mecz z Barceloną. Jedni i drudzy nie przebierali w środkach: symboliczna sytuacja z 74 minuty, gdy Milan wychodził z kontrą trzech na trzech, a Politano bezpardonowo zatrzymał akcję faulem taktycznym.
Z drugiej strony obrońcy i bramkarze zazwyczaj nawet nie dopuszczali do strzału – to Donnarumma pokazywał, że zasięg ma porządny i uprzedzał główkę, to ktoś zawsze zdążył rzucić się pod nogi. Zmęczenie dawało o sobie znać do tego stopnia, że zaczęły się pojawiać ekstraklasowe akcenty. Asamoah nie potrafił przyjąć lekko podanej piłki i ta wyszła w aut, naciskany Biglia tak przestraszył się pressingu, że mało nie załadował Donnarummie gola. Mecz w drugiej połowie wyraźnie się wyrównał, a takie wyrównane mecze, toczące się głównie w środku pola, często rozstrzyga błysk gwiazdy. Tak zrobił też Icardi, idealnie czytając sytuację w ostatnich sekundach, wyprzedając golkipera Milanu i obu stoperów.
Inter, choć stracił Nainggolana, zyskał duży kop energii przed arcyciekawym wyjazdem na Camp Nou. Dla Milanu to gorzka pigułka, która oddala wymarzoną strefę Champions League. A przecież Milan miał jej w tym sezonie nie gonić, tylko w czwórce się bronić.
INTER MEDIOLAN – AC MILAN 1:0
Icardi 92
Fot. FotoSports