Miliony euro potrzebne na prowadzenie zespołu, mistrz olimpijski na pokładzie, a wraz z nim (co najmniej) czterech Polaków. Zespół w World Tourze, kobieca ekipa i team rozwojowy dla zawodników do 23. roku życia. Takiego projektu w polskim kolarstwie nie było nigdy wcześniej. Przed CCC Team wielkie wyzwania i jeszcze większe nadzieje.
Kasa, misiu, kasa
Zawodowy sport działa w sposób jasny: albo ma się kasę, albo… chce się ją mieć. Nie ma innej opcji. W kolarstwie pieniądze są tym bardziej istotne, że ponosi się mnóstwo kosztów. Mówi Arlena Sokalska, zastępca redaktora naczelnego „Polska The Times”:
– Są rzeczy, na których oszczędzić się nie da: odżywki, masażyści, mechanicy itd. Czasem wydaje się mniej, bo jednym ze sponsorów jest np. firma, która produkuje rowery. Wtedy w ramach sponsoringu zaopatrzają ekipę w sprzęt, zwłaszcza, jeżeli jest sponsorem tytularnym, jak w przypadku Bahrain-Merida.
Szukanie partnerów to zresztą podstawa – znaleźć ich można dosłownie na wszystko. Czesław Lang, były zawodowy kolarz, dziś organizator Tour de Pologne, mówi, że można odszukać dobrodziejów na okulary, kaski, rowery czy nawet samochody. CCC Team zresztą bliski jest – jak zdradził „Przeglądowi Sportowemu” Piotr Wadecki, jeden z dyrektorów sportowych zespołu – podpisania umowy w tej sprawie z Jaguarem i zmniejszenia w ten sposób kosztów.
Kosztów, które – jeśli rację ma Kamil Wolnicki z „Przeglądu Sportowego” – można wycenić na ok. 20 milionów euro w przeciągu jednego sezonu. Mniej więcej takim budżetem powinna się legitymować polska grupa w roku 2019.
– Stawiam, że taka będzie potrzeba, by utrzymać ekipę w World Tourze. Wszystko zależy od tego, jak będzie się to liczyć. Czy policzy się wszystko, czy też odejmie np. to, co ekipy dostają w postaci rowerów, samochodów, które przekazują sponsorzy. Finalnie przez ekipę powinno przepłynąć 20 milionów euro. Trzeba pamiętać, że jest też Development Team, bo tę kwotę liczyłem razem z nim, jako cały projekt CCC, odliczając jedynie kobiecy team. Trzeba pamiętać, że oni przejmują naprawdę duży zespół – BMC bardzo mocno stawiało m.in. na rozwój technologii i jazdę na czas. Z tego co wiem, to w poprzednim BMC było kilku naukowców, którzy zajmowali się tylko tym. To również kosztuje.
To kwota naprawdę duża – istniejące od wielu lat i uznane w peletonie ekipy Quick-Step i Lotto-Jumbo mają budżety o kilka milionów mniejsze. W przypadku hiszpańskiego Movistaru, w którym jeździ m.in. Alejandro Valverde, nowo koronowany mistrz świata, mówi się zwykle o około 15 milionach euro. Inna sprawa, że jeszcze dwa lata temu budżet ekipy BMC wynosił ponad 30 milionów… funtów, co stawiało ją na równi ze Sky – dziś najbogatszym zespołem w stawce. Budżet CCC wypada przy tej kwocie blado, ale Adam Probosz, komentator Eurosportu, mówi, że „20 milionów to naprawdę porządny budżet, z którym można zaistnieć w World Tourze, zorganizować odpowiednie zaplecze i obsłużyć wiele wyścigów. Nikt się tego wstydzić nie będzie”.
A skoro o zapleczu mowa…
Bez nich to nie pojedzie
– Na przykładzie mojej ekipy mogę powiedzieć, że w teamie jest ok. dwunastu masażystów i dziesięciu mechaników. Do tego potrzebni są: lekarze, dyrektorzy sportowi, szefostwo, sekretarki, ludzie pracujący w biurach. Teraz jest też np. moda na zabieranie ze sobą na poważne wyścigi mobilnej kuchni, więc potrzebny jest też kucharz. Niezbędne są również osoby odpowiedzialne za logistykę: bilety lotnicze, transfery, hotele itp. Jest tej pracy sporo, wymaga to wielu godzin, żeby to wszystko ogarnąć. Taki team może liczyć nawet pięćdziesiąt osób – mówi nam Przemysław Niemiec, były zawodowy kolarz, jeżdżący m.in. dla UAE Team Emirates, zwycięzca etapu hiszpańskiej Vuelty.
Minimum to mniej więcej czterdzieści osób. Jeśli będzie ich mniej, to wszystko przestanie się sklejać. Weźmy masażystów – jeśli na wyścig jedzie ośmiu kolarzy, to potrzebnych jest czterech. Tak, by żaden z nich nie pracował więcej niż z dwoma kolarzami. Do tego kilku dyrektorów sportowych, kucharz, kierowca autobusu, wspomniane osoby od logistyki… A najlepsze ekipy potrafią wysłać swoich kolarzy na dwa lub nawet trzy wyścigi odbywające się w tym samym czasie. CCC dokłada do tego Development Team i ekipę kobiet. Łatwo nie będzie.
Piotr Wadecki, dyrektor sportowy CCC Team w rozmowie z nami przebił jednak wyliczenia Przemysława Niemca:
– Na ten moment mamy m.in. jedenastu masażystów, tyle samo mechaników i sześciu lekarzy. Ale to jest tak, że mogę dziś podawać te cyfry, a za moment będą inne. Nie zakończyliśmy kompletowania sztabu szkoleniowego i reszty osób zatrudnionych w ekipie. Będzie się to zmieniać zapewne do połowy listopada. Zatrudnionych ma być około osiemdziesięciu osób. Są mechanicy, masażyści, dyrektorzy sportowi, kucharze, fizjoterapeuci, ludzie od marketingu, osoby pracujący w biurach, magazynierzy, kierowcy autobusów czy pracownicy zatrudnieni w naszych bazach – dwóch, bo jedna znajduje się w Belgii, a druga w Polsce. Będzie ich sporo, ale ostatecznego składu na razie nie mamy, to wszystko jest na etapie budowania, choć zbliża się ku końcowi.
Może się wam wydawać, że jest tego wręcz za dużo, ale uwierzcie – wcale nie. Najlepsze ekipy starają się zadbać o każdy szczegół. Dosłownie. Wiele z nich wozi ze sobą materace, żeby móc podmienić je kolarzom w hotelu. Po co? By nie musieli się męczyć na niewygodnym, a mogli spokojnie przespać noc na takim, który im pasuje. Przejechanie tak całego sezonu wymaga nie tyle dużej grupy, co wręcz armii pracowników.
Arlena Sokalska:
– Team kolarski to po prostu spore przedsiębiorstwo, które musi być bardzo sprawnie zarządzane, bo jedna wtopa może zniweczyć szanse na zwycięstwo. O tym, jak dobrze są zorganizowane teamy, świadczy np. historia o tym, jak zorganizowano słynny już rajd Chrisa Froome’a na Giro. Dietetyk, widząc trasę, jaką Froome musi pokonać, zaplanował co ma przyjmować w danym momencie etapu. Sky rozstawiło wówczas ludzi na trasie, którzy na odpowiednim kilometrze i w odpowiednim momencie podawali mu odpowiedni żel energetyczny.
Dwa, cztery lub… kilkanaście kółek
Podstawa to rowery – to rzecz oczywista, w końcu mówimy o kolarstwie. CCC skorzysta z tych produkowanych przez firmę Giant, dotychczasowego dostawcę Team Sunweb. Innymi słowy: jeśli na tych rowerach znakomicie spisywał się Tom Dumoulin, to nie ma obaw o to, że coś będzie z nimi nie tak.
To istotne, bo – lekko licząc – będzie ich dobrze ponad dwie setki. Czesław Lang minimum przyzwoitości określił na cztery rowery dla kolarza, w tym co najmniej jeden do jazdy na czas. Ale to dotyczy raczej zawodników ze słabszych ekip, które nie mogą sobie pozwolić na wielkie wydatki. Adam Probosz mówi z kolei, że najlepsi zawodnicy „mają kilkanaście rowerów, a przeciętni kolarze od sześciu do ośmiu”. Teraz już rozumiecie, po co armia mechaników i osób od logistyki, co?
Dla tych pierwszych na każdy wyścig dostarcza się ciężarówkę czy też busa, w którym spokojnie mogą pracować. Zespół powinien mieć dwie takie. Ci drudzy dbają o to, by miały one aktualne przeglądy, faktycznie dojechały tam, gdzie mają dojechać itd. Jednak armia pojazdów zespołu ze światowej elity wcale się tu nie kończy.
Bartosz Huzarski, były zawodowy kolarz:
– Mogę powiedzieć, jakie jest minimum dla zespołu, bo maksimum po prostu nie ma. Minimum to na pewno ciężarówka ze sprzętem; autobus dla zawodników; bus, który jeździ z walizkami do hoteli siedem samochodów. Niektóre drużyny mają też kolejnego busa, w którym wożą dodatkowe rzeczy albo ciężarówkę-kuchnię. Do tego można doliczyć wozy prasowe czy minivany, odbierające z lotniska gości, przywożące ich na start, do hotelu itd. Niektórzy sponsorzy robią swoim klientom czy pracownikom nagrody – żeby taka osoba zobaczyła, jak funkcjonuje wyścig.
Ułatwienie w tym przypadku jest jedno: zarówno CCC, jak i BMC miały swój sprzęt. Nie trzeba wszystkiego załatwiać od zera, można – choćby częściowo – oprzeć się na tym, co już istniało. I choć Piotr Wadecki mówi, że „wciąż pozostaje wiele do zrobienia, bo tworzymy coś nowego i jest naprawdę dużo pracy”, to jednak nie jest to praca od absolutnych podstaw. Fundamenty były już wcześniej.
Adam Probosz:
– W obu grupach, które się łączą, mamy jakąś obsługę, więc nie będzie problemu z jej skompletowaniem. Z tego, co wiem, to mniej więcej połowa ekipy CCC ma przejść do nowej drużyny, a reszta znajdzie miejsce pracy w teamie kontynentalnym i kobiecym.
Tymi fundamentami, poza zasobami ludzki, są też m.in. ciężarówka i dwa autobusy, które posiada CCC. Są bazy – w Polsce i Belgii, obie przygotowane na wymagania World Touru. Są kontakty, lokalizacje treningowe czy duże doświadczenie. Generalnie: jest na czym to opierać. Problem jest tylko jeden: brak tu lidera na długie wyścigi.
Postacie pierwszoplanowe
Dwudziestu jeden kolarzy. Tylu liczy na ten moment skład CCC Team na sezon 2019. To za mało, więc spodziewać możemy się, że jeszcze kilku zawodników dołączy do zespołu. Wcześniej mówiło się o tym, że będzie ich pięciu, ale Piotr Wadecki twierdzi, że na ten moment nie jest to pewne, a skład może równie dobrze liczyć dwóch zawodników więcej lub mniej.
Głośnych nazwisk nie ma się co spodziewać – wszyscy podpisali kontrakty z innymi zespołami w maju lub czerwcu, podczas gdy koniec negocjacji, związanych z przejęciem ekipy przez CCC, nastąpił w połowie lipca. Adam Probosz mówi, że CCC Team może mieć przez to problemy:
– Rynek już się zamknął. Oczywiście, brak wielkich nazwisk to nie wina szefostwa grupy, po prostu tak wyszło, bo późno podjęto decyzję o utworzeniu grupy. W tej chwili nie można powiedzieć, że to silna drużyna, która będzie wygrywała w World Tourze. Ona będzie się chciała pokazać i walczyła o różne cele, ale na tę chwilę nie jest to mocny skład.
Oczywiście, jeśli spojrzeć na skład kompleksowo, to jest to grupa budowana rozsądnie. Znaleźli się w niej kolarze doświadczeni (Geschke), młodzi zawodnicy z potencjałem (Sajnok, Mareczko), lider z uznanym nazwiskiem (Van Avermaet) i typowi pomocnicy, których głównym zadaniem będzie dowieźć Belga na jak najlepszej pozycji wyjściowej do finiszu. Sęk w tym, że posiadanie takiego lidera jak Van Avermaet, jasno wskazuje, że do CCC Team należeć mogą co najwyżej pojedyncze wyścigi czy etapy.
Arlena Sokalska:
– W przyszłym sezonie CCC będzie zapewne starać się o zwycięstwa w wyścigach klasycznych czy, jak Quick-Step, o wygranie etapów w Wielkich Tourach. To nie jest zła strategia, jeśli popatrzeć właśnie na Quick-Step czy Lotto Soudal. To też nie są ekipy, które mogą wygrywać klasyfikacje generalne, ale lubi się je, bo jeżdżą widowiskowo i walczą. Nie każdy zespół w World Tourze musi walczyć o zwycięstwa w największych wyścigach. Myślę, że pełne rozliczenie CCC będzie można robić dopiero w sezonie 2020, właśnie dlatego, że wtedy będą mieli możliwość zakontraktowania zupełnie innych kolarzy.
Sęk w tym, że w CCC nie ukrywa się ambicji: w zespole jasno mówi się, że w przyszłości marzy im się zwycięstwo na Tour de France czy Giro d’Italia. Otoczka – budżet i zaplecze – są odpowiednie (swoją drogą, jeśli zastanawialiście się, czemu na jazdę w World Tourze trzeba aż tyle kasy, to śmiało możecie założyć, że sama pensja Van Avermaeta pochłonie, lekko licząc, trzy miliony euro w skali roku). Teraz trzeba zbudować skład, który naprawdę będzie w stanie to zrobić. Ten aktualny, w kontekście Wielkich Tourów jest… solidny. I to tyle. A Adam Probosz ujmuje to nawet dobitniej:
– To jest grupa, która ma pojechać trzy Wielkie Toury, a nie ma na nie lidera. Van Avermaet nastawi się na klasyki i może na etapy na Tour de France czy Giro. Zostaje jednak cała reszta. Wielkie Toury CCC przejedzie tak naprawdę bez lidera, powalczy co najwyżej o wygrane etapowe, a górali w składzie też nie ma… Pierwszy sezon będzie walką o to, żeby się pokazać – Greg nałapie punktów, ktoś być może załapie się w ucieczkę, ale nic więcej. Będą jeździć jak Quick-Step, tyle że tam każdy może wygrać. Tu jest jeden taki kolarz, tam mają ich mnóstwo. Teraz w Turcji wypadł lider, to wygrywali inni. O takiej sile nie ma co marzyć w przypadku CCC.
Poszukiwania lidera trwały, to nie tak, że po prostu go odpuszczono. Kontrakt zaproponowano m.in. Geraintowi Thomasowi, zwycięzcy Tour de France z tego sezonu, ale Walijczyk po prostu nie był zainteresowany. Blisko przejścia do CCC był Sergio Henao, ale wszystko skończyło się fiaskiem. Sam do polskiej ekipy zgłosił się za to jego rodak, Nairo Quintana, nie zdecydowano się go jednak zatrudnić.
Kamil Wolnicki:
– Poniekąd jestem w stanie to zrozumieć, bo Quintana od dawna nic wielkiego nie wygrał, po drugie dużo kosztuje, a po trzecie jest średnio ciekawy. Kojarzysz jakąś ciekawą rozmowę z nim w roli głównej? Miał swój czas, gdy prawdopodobnie był najlepiej wspinającym się kolarzem na świecie, ale ostatnio czegoś mu brakuje. Nie wiem, czy został zajechany, ale coś się wydarzyło i spisuje się dużo gorzej.
Pozytyw, gdy mowa o składzie, jest na pewno jeden. Już teraz ma w nim miejsce czterech Polaków: Szymon Sajnok, Kamil Gradek, Łukasz Owsian i Łukasz Wiśniowski. Doliczyć od biedy można też Jakuba Mareczkę, który z Polski pochodzi, ale jeździ jako Włoch. Tylko Wiśniowski jeździł już na tym poziomie. Nigdy wcześniej zawodnicy z naszego kraju nie mieli takich możliwości, jakie teraz daje im CCC Team. Dla młodszych z kolei zostają występy w Development Team – z nadziejami, że znajdą się w World Tourze.
Arlena Sokalska:
– Po raz pierwszy w historii będziemy mieli team jeżdżący pod biało-czerwoną flagą. To jest niesłychanie ważne. Liczba polskich kolarzy w World Tourze powiększy się drastycznie. To też jest plus. Młodzi zawodnicy, o jakimkolwiek kraju byśmy nie mówili, zawsze mają łatwiej znaleźć się w zespole z danego kraju, niż przebijać się do innych. Z oczywistych przyczyn szefostwo CCC będzie zerkać na polskie podwórko. Myślę, że to też przyczyni się do rozwoju polskiego kolarstwa.
Szersza perspektywa
Development Team – to raz. Dwa – zespół kobiecy. Trzy – wielkie nadzieje związane z kolejnymi sezonami. Bo z prawdziwą oceną CCC Team będzie trzeba zapewne wstrzymać się do sezonu 2020. Wtedy powinni móc zorganizować wszystko wyłącznie na swoich warunkach, łącznie z transferami kolarzy. Zresztą, to tylko wierzchołek góry lodowej.
Bartosz Huzarski:
– Na pewno wszyscy w teamie będą się musieli dotrzeć, co trochę potrwa. Wymienić pół składu nie jest łatwo. Zawsze obecne będzie pytanie kto ma pracować, na kogo i dlaczego – muszą sobie z tym poradzić. W telewizji tego nie zobaczymy, ale będzie to miało wpływ na wyniki. Nie będzie też łatwo logistycznie, bo mają drużynę kontynentalną i team kobiecy. To jest wielkie przedsięwzięcie, pewnie jedno z największych na świecie, bo niewiele jest grup, które miałyby takie zaplecze. Nowym zawodnikom trzeba dać czas na zapoznanie się z tym wszystkim. Pewnie wygrają kilka razy w sezonie, ale co będzie dalej – sam jestem ciekaw.
Nadzieje związane z całym projektem są ogromne. I to nie tylko w kwestii wyników, ale tego, o czym wspomniała Arlena Sokalska – rozwoju naszego kolarstwa. Szans dla młodych zawodników. Zwrócenia uwagi sponsorów. To, co robili do tej pory Michał Kwiatkowski, Rafał Majka, Maciej Bodnar, Przemysław Niemiec i kilku innych kolarzy, teraz będzie robić cała zawodowa grupa. Nawet jeśli w pierwszym sezonie nie mamy co liczyć na wielkie sukcesy.
Choć może powinniśmy pozostać optymistami, skoro Czesław Lang otwarcie mówi: „Liczę, że Tour de Pologne wygra w przyszłym roku kolarz CCC”?
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix