Jeżeli najlepszym piłkarzem reprezentacji jest Wojciech Szczęsny, a potem długo, długo nikt, to wiedz, że dzieje się coś niedobrego. Nawet bardzo niedobrego, a na alarm trzeba bić głośno i donośnie – czytamy w “Przeglądzie Sportowym”. Zapraszamy na przegląd prasy, który w większości jest poświęcony wczorajszej porażce reprezentacji Polski. Nie brakuje jednak również tematów ligowych.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Spada pozycja Polski w wielkim futbolu.
Jeżeli najlepszym piłkarzem reprezentacji jest Wojciech Szczęsny, a potem długo, długo nikt, to wiedz, że dzieje się coś niedobrego. Nawet bardzo niedobrego, a na alarm trzeba bić głośno i donośnie. Gracz Juventusu w pojedynkę zatrzymywał Włochów, a gdy już piłka go omijała, dwukrotnie pomagała mu poprzeczka. Nie tak to miało wyglądać. Polska przegrała po golu straconym w ostatniej minucie w meczu, o którym chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć. Jerzemu Brzęczkowi nikt do sprawdzania pomysłów nie odmawia prawa, zwłaszcza, że to początek jego rządów. I selekcjoner chętnie z tego przywileju korzysta.
Wnioski po meczu z Włochami.
1. Lepsze wrogiem dobrego.
Tylko w w Bolonii biało- -czerwoni zagrali pod wodzą trenera Brzęczka w ustawieniu 1-4-4-1-1 zmieniającym się 1-4-4-2 – z Piotrem Zielińskim za plecami lub obok Roberta Lewandowskiego i to był najlepszy występ Polaków. Z każdym kolejnym selekcjoner mieszał w ustawieniu, w październiku postawił na system 1-4-3-1-2 i był to bardzo kiepski eksperyment. Drużyna miała kłopoty z wymianą podań, nie potrafiła przedostać się z piłką pod bramkę rywala – szczególnie źle wyglądało to z Włochami (do przerwy tylko jeden strzał niecelny i jeden zablokowany). Kombinowanie z ustawieniem spowodowało, że zespół nie funkcjonował jak należy. Lepsze okazało się wrogiem dobrego, a przedmeczowe słowa Brzęczka „wystawię najsilniejszą jedenastkę, na jaką nas stać” – oglądając „popisy” m.in. Recy, Szymańskiego, Linettego – brzmiały niepoważnie. Nic dziwnego, że po przerwie kadra wróciła do ustawienia 1-4-4-2 z dwójką skrzydłowych. I nasi przestali się tylko przyglądać jak grają rywale.
Oceny. Swoją drogą, dość zaskakujące. Tylko dwóch zawodników (Reca i Linetty) poniżej “piątki”.
Linetty 4
Po ogłoszeniu podstawowego składu wydawało się, że będzie liderem drugiej linii. Najbardziej doświadczony, z najmocniejszej ligi. To on miał wcielić się w rolę dyrygenta. Tyle że zawiódł Wpływ na rozegranie miał równie niewielki, co koledzy (14 podań z dokładnością 79 procent), a w obronie był znacznie mniej przydatny. Słusznie szybciej poszedł pod natryski. Żadna strata, za tych miał kilka pomocnik Sampdorii.
Szymański 5
Przed pierwszym meczem z Polską włoscy dziennikarze nie mieli pojęcia, że powołanie dostał pomocnik Wisły Płock, nie Legii Warszawa, i opublikowali zdjęcie nastolatka z mistrza kraju. I występem w Chorzowie raczej nie dał powodów do bardziej dokładnego sprawdzania swojej osoby. Walczył (cztery przechwyty, dwa odbiory), dwukrotnie całkiem efektownie minął rywali, jednak na tym koniec. 14 podań z 79 procentową celnością dla zawodnika środka pola nie jest chwalebnym wynikiem.
wciąż są w staDziałacze wykonali świetny ruch, zatrzymując Roberta. To wybitny snajper – mówi legenda Bayernu.
Przed sezonem sporo pisało się o transferze napastnika. Słynny komentator Marcel Reif stwierdził niedawno, że pozostanie Polaka w Monachium to najlepsza wiadomość, jaką fani mistrza Niemiec mogli dostać w letnim oknie transferowym. Paulo Sergio uważa podobnie. – Bayern wykonał świetny ruch, zatrzymując Lewandowskiego. Nawet gdyby udało się znaleźć Bawarczykom równie dobrego napastnika, trudno byłoby zastąpić „Lewego”, bo to wyjątkowy piłkarz. Może nadal udowadniać na boiskach ligi, w której pada najwięcej goli, że jest snajperem z prawdziwego zdarzenia – twierdzi Brazylijczyk.
Prześwietlenie Łukasza Olkowicza. Tym razem Marcin Kamiński.
Po wypożyczeniu do Fortuny Düsseldorf regularnie gra w Bundeslidze, powołania do reprezentacji Polski też przychodzą. I choć może nie jest pierwszym wyborem Jerzego Brzęczka, to selekcjoner zaprasza Marcina Kamińskiego na zjazdy elity polskiego piłkarstwa. Nie zaryzykujemy wiele, gdy napiszemy, że 99 procent naszych piłkarzy chciałoby być na jego miejscu. Znalazł się wśród najlepszych polskich zawodników, ale jak do tego doszedł? Najlepiej niech sam o tym opowie. Plakat Roberto Carlosa
Jestem z tego pokolenia, które jeszcze nie siedziało przed komputerem. Nas trzeba było wołać do domu, że jest późno i na dworze już ciemno. Wychowałem się w Koninie. Na osiedlu Chorzeń mieliśmy wszystko, co potrzeba. Bardzo blisko szkoła, ale przede wszystkim niezliczone miejsca do zabawy. Czego więcej potrzeba dziecku? Boiska były dwa, betonowe i piaskowe z odrobiną trawy rosnącej po bokach. Pozdzierane kolana świadczyły, na którym akurat graliśmy. Z kolegami dobrze znaliśmy niepisaną na osiedlu hierarchię. Boisko zajęte przez starszych oznaczało, że trzeba szukać innego. Jestem o osiem lat młodszy od brata. Czasem mogłem zagrać z nim i jego kolegami. Musiało to wyglądać zabawnie, jak taki maluch kręcił się wśród większych o dwie głowy chłopaków. Bo wtedy wzrostem się nie wyróżniałem. Aż przyszedł rok, że wystrzeliłem 13 centymetrów do góry.
Reprezentacja Niemiec przeżywa poważny kryzys, który może się zakończyć dymisją selekcjonera.
To była jedna z największych klęsk w selekcjonerskiej karierze Joachima Löwa. Prowadzona przez niego reprezentacja Niemiec została upokorzona przez Holandię, przegrywając 0:3 w sobotnim spotkaniu Ligi Narodów. Dla Niemców mecze z sąsiadem są niezwykle prestiżowe, a każda porażka bardzo bolesna. Z kolei przegrana 0:3 oznaczać może trzęsienie ziemi w niemieckiej piłce. Czekają chociaż na gola Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że Löw jest w zasadzie nietykalny i to mimo blamażu w rosyjskich finałach mistrzostw świata, gdzie Niemcy po raz pierwszy w historii startów w mundialach nie wyszli z grupy. Selekcjoner był wręcz błagany, żeby się nie poddawał i pozostał na stanowisku. Jego decyzja, że chce kontynuować pracę i zrehabilitować się za żałosny wynik w czerwcowym turnieju, została przyjęta z wielką ulgą. – Löw jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu – przekonywał szef niemieckiej federacji DFB Reinhard, Grindel. Po sobotnim laniu w Amsterdamie już unikał wyraźnego poparcia dla 58-letniego szkoleniowca.
To zaskakująca prawidłowość, ale powtarza się już drugi rok z rzędu. Jesus Imaz z Wisły Kraków zaczyna błyszczeć, gdy temperatury spadają, a pogoda jest coraz gorsza. W zeszłym sezonie Hiszpan pierwszego gola na polskich boiskach strzelił w październiku. Do końca lutego uzbierał aż siedem trafi eń i był drugim piłkarzem Białej Gwiazdy, jeśli chodzi o skuteczność. Później na wiele miesiący się jednak zaciął. W ciągu pół roku trafi ł do siatki tylko raz, mimo mnóstwa sytuacji, które stwarzali mu partnerzy. – Wracałem do domu wściekły i rozgoryczony, zdając sobie sprawę, jakie miałem okazje. Nie było u mnie jednak na tym punkcie jakiejś obsesji. Wiedziałem, że dobrze pracuję, dochodzę do sytuacji, więc gole w końcu muszą przyjść – mówi.
– Poprawia się wzrok w prawym oku Soufi ana Benyaminy. Napastnik rozróżnia już kontury.
Kamil Mazek wraca do treningów. Ostatni raz pomocnik z Lubina w ekstraklasie zagrał w marcu.
Chcę jeszcze w tym roku grać i pomagać drużynie w ekstraklasie. Taki mam plan – mówi Kamil Mazek. Skrzydłowy KGHM Zagłębia w poprzednim tygodniu zaczął trenować indywidualnie, a teraz będzie już ćwiczył z pierwszą drużyną. – Jeżeli istnieje coś takiego jak limit pecha, to mocno wierzę, że już go wyczerpałem. Mam olbrzymi głód grania. Przez kontuzję zmarnowałem mnóstwo czasu – mówi nam lubiński skrzydłowy.
– Tomasz Kaczmarek odmówił klubowi z Sosnowca. Możliwe, że w sobotę drużynę poprowadzą Robert Stanek i Michal Farkaš.
Dwie kontuzje komplikują sytuację kadrową Śląska przed kluczowymi meczami.
Trzy mecze dyskwalifikacji dla Arkadiusza Piecha za faul i czerwoną kartkę w meczu z Legią (0:1) oznaczają, że trener Śląska Tadeusz Pawłowski będzie musiał tymczasowo zarzucić coś, co wydawało się przyzwoicie działać, czyli ustawienie z dwoma napastnikami. W kadrze nie ma pełnowartościowego partnera dla Marcina Robaka.
We Wrocławiu latem mieli świadomość, że obaj podstawowi atakujący są tyleż groźni, co dość zaawansowani wiekowo i postanowili zawczasu przygotować się do zmiany pokoleniowej. Z GKS 1962 Jastrzębie przyszedł 23-letni napastnik Daniel Szczepan, a do treningów z pierwszym zespołem przesunięto 16-latka Piotra Samca- -Talara. Pawłowski o tym drugim mówi, że to najzdolniejszy junior, jakiego w ostatnich latach w ogóle widział w Śląsku, ale na razie nastolatek dostał dosłownie kilka minut w spotkaniu Pucharu Polski. Szczepan dosyć często łapie się do kadry meczowej, jednak na razie gra tylko w rezerwach.
– Dioni, hiszpański napastnik Lecha Poznań wraca do gry po miesięcznej przerwie.
Działacze związku zamierzają kontrolować szkółki piłkarskie dla najmłodszych w całym kraju.
To może być najważniejsza zmiana w szkoleniu młodych piłkarzy. Polski Związek Piłki Nożnej od przyszłego roku będzie prowadził program certyfikacji szkółek. PZPN ma sprawdzać, jak wyglądają treningi dla najmłodszych piłkarzy, ćwiczących w mniejszych klubach. Ośrodki spełniające przedstawione przez związek kryteria, zostaną oznaczone odpowiednimi gwiazdkami: złotą, srebrną i brązową. – Największym problemem są małe ośrodki. Tam nikt nie sprawdza, w jakich warunkach trenują najmłodsi. Takie szkółki stanowią zdecydowaną większość i na nich chcemy się skupić. To był celowy wybór – mówi Maciej Sawicki sekretarz generalny PZPN.
Nowe życie pobrudzonego pomnika.
Thierry Henry przesiąknięty piłką do szpiku kości, od najmłodszych lat dziecięcych każdą sekundę życia poświęcający futbolowi, wychowany w trudnym miejscu na przedmieściach Paryża, plus Monaco, klub, który stanowi jedynie ozdobę, a w swoim otoczeniu jest rodzajem luksusu, takiego jak drogi szampan, apartament czy sportowy wóz. Teoretycznie z takiego związku nie ma prawa powstać nic sensownego, ale to tylko teoria. Bo Thierry Henry, którego kibice Arsenalu podziwiać dziś mogą pod postacią monumentu przed londyńskim stadionem The Emirates, jako piłkarz „zaczął się” właśnie w księstwie. Po latach wraca spłacić dług wdzięczności i ratować drużynę, która sensacyjnie znalazła się w strefie spadkowej Ligue 1, choć wciąż pamiętamy ją bardziej jako półfinalistę Ligi Mistrzów.
GAZETA WYBORCZA
Reprezentacja rozregulowana i zdegradowana.
180 minut przed startem najważniejszej misji Jerzego Brzęczka nie wiadomo ani jaką taktyką ma grać reprezentacja, ani w jakim składzie. Porażka z Włochami oznacza, że Polska spadła do Dywizji B Ligi Narodów.
Dziewięć strzałów Włochów, cztery celne. Jeden strzał Polaków (zablokowany), zero celnych – tak wyglądał niedzielny mecz do momentu, w którym reprezentacja grała bez skrzydłowych. Piłkarze Jerzego Brzęczka nie byli w stanie sklecić żadnej akcji w ataku, a w defensywie pozwalali rywalom na bardzo dużo. Tylko Wojciechowi Szczęsnemu zawdzięczają to, że nie przegrywali. Taktyka 4-3-1-2 miała być odpowiedzią na problemy polskich skrzydłowych w klubach. Nie wypaliła jednak ani wzPortugalią, ani zWłochami. W niedzielę było zresztą wyraźnie widać, że ta reprezentacja środkiem grać nie umie – próbowała organizować ataki skrzydłami, z tym, że za dośrodkowywanie brali się piłkarze, którzy nie potrafią tego robić, wliczając Jacka Góralskiego.
SUPER EXPRESS
Rozmówka z Krystianem Bielikiem.
Spokorniałeś?
Spokorniałem, zapewne też trochę dorosłem, jestem spokojniejszy. Uświadomiłem sobie, że fizycznie jestem słaby. Nigdy nic mi nie dolegało, nie miałem kontuzji, dobrze się prezentowałem i grałem, a ostatni rok był zupełnie inny. Można mieć talent, i uważam, że go mam, ale nawet ciężką fizyczną pracą można nie osiągnąć sukcesu, kiedy dotykają cię kontuzje.
Jak traktujesz grę w młodzieżowej reprezentacji?
Jestem Polakiem, gra dla kraju jest moim obowiązkiem i daje mi dużo radości. Ale w pełni szczęśliwy będę dopiero w pierwszej reprezentacji. Gdy założę koszulkę z napisem Bielik z tyłu i jakimś dobrym numerem.
Fot. FotoPyk