Wyjątkowo kiepską serią ma ostatnio rosyjski futbol. Od jakiegoś czasu praktycznie nie ma dnia, aby jakiś przedstawiciel tamtejszego środowiska piłkarskiego nie uwikłał się w skandal (ku uciesze gawiedzi dominują te natury obyczajowej), a jeśli już zdarzy się coś pozytywnego, bardzo ciężko uznać to za coś jednoznacznie pozytywnego. Innymi słowy – piłka w Rosji, która po udanych i sportowo, i organizacyjnie mistrzostwach świata miała się rozwijać i stopniowo zmieniać na lepsze, nadal kisi się w tym samym zgniłym przedmundialowym sosie i niewiele wskazuje, że szybko się z tego wygrzebie.
Najgłośniejszą i najchętniej komentowaną aferą ostatnich dni była oczywiście ta z Aleksandrem Kokorinem i Pawłem Mamajewem w roli główniej, która zyskała wręcz światowy rozgłos, ale dwójce najsłynniejszych obecnie aresztantów kroku dzielnie dotrzymywali inni piłkarze. Na przestrzeni ostatniego tygodnia spore problemy ściągnęli na siebie również:
– Denis Głuszakow, do niedawna kapitan Spartaka Moskwa, który podobno okradł żonę (para jest w trakcie rozwodu) na ponad milion euro,
– Jewgienij Baszkirow (Krylja Sowietow Samara), który najpierw został zatrzymany przez drogówkę, a następnie wydmuchał prawie promil,
– Gieorgij Tigijew grający w Kryljach na wypożyczeniu ze Spartaka, który wpadł na zażywaniu amfetaminy, by następnego dnia zostać oczyszczonym z zarzutów,
– Dmitrij Tarasow, kolega Krychowiaka z Lokomotiwu Moskwa, który od sześciu lat nie płaci alimentów byłej żonie i obecnie zalega jej prawie 200 tysięcy euro
W najgorszej sytuacji wydawał się być Tigijew, któremu za amfetaminę groziły minimum dwa lata przymusowego odpoczynku od piłki. Sęk jednak w tym, że wyników testu przeprowadzonego przez policję nie potwierdziły specjalistyczne badania na obecność narkotyków we krwi przeprowadzone już w szpitalu. Tym samym piłkarz, który kilka sezonów temu uchodził za jednego z najbardziej utalentowanych w kraju, prawdopodobnie uniknie zawieszenia, a jedyną karą, jaką dostanie będzie ta od klubu za nocne eskapady po mieście. Bo Tigijew łażąc od lokalu do lokalu, bez wątpienia miał kontakt z różnymi substancjami, o czym świadczą chociażby słowa jego adwokata. – On nie zażył tego jako doping, ale jako środek psychoaktywny. Chciał się trochę pobawić, potańczyć, nic szczególnego. Na całym świecie kochają takich sportowców. Oni przecież też są tylko ludźmi i mają swoje słabości.
Sankcji dyscyplinarnej nie uniknie też Baszkirow balujący ramię w ramię w Tigijewem, który po imprezie rozbijał się po ulicach Samary, prowadząc klubowy samochód. W jego przypadku nie ma jednak żadnych wątpliwości – Baszkirow był po prostu mocno wcięty i nie powinen siadać za kierownicą. Na myślenie dla obu jest już jednak za późno, bo w klubie nie zamierzają puścić im płazem nocnych występków. – Skoro nie mają głowy na karku, to będą pracować gdzieś indziej Kraj jest duży, na pewno znajdzie się miejsce, gdzie potrzebne są ręce do pracy – skomentował aferę Dmitrij Szlachtin z zarządu samarskiego klubu.
Niewesoło wygląda też aktualne położenie Denisa Głuszakowa, który prawdopodobnie jest w trakcie najgorszego okresu w swojej karierze. Najpierw, tuż przed mundialem, stracił miejsce w drużynie narodowej, później popadł w konflikt z Massimo Carrerą, trenerem Spartaka, który ostatecznie odebrał mu opaskę kapitańską i przesunął do rezerw, a wkrótce, jeśli potwierdzą się kierowane pod jego adresem zarzuty, może trafić do więzienia. Wszystko za sprawą małżonki, z którą Głuszakow próbuje się rozwieść i która kilka dni temu oskarżyła go o kradzież pieniędzy z ich wspólnego konta. I to bardzo dużych pieniędzy, w kwocie zbliżonej do 1,3 miliona euro.
Oczywiście kobieta zapomniała dodać, że każdą kopiejkę ze wspomnianej sumy na boisku wybiegał jej mąż, a ona przez całe życie nie przepracowała nawet jednego dnia, ale czy dla sądu ma to jakiekolwiek znaczenie? Skoro para deklarowała, że posiada wspólny majątek, to wspólnie powinni się ze wszystkim dzielić i ze wszystkiego rozliczać, a tego Głuszakow ewidentnie nie zrobił. W efekcie sąd – na wniosek drugie strony – zablokował wszystkie konta i inne aktywa, które para posiada. Ich podział ma nastąpić dopiero podczas rozprawy rozwodowej.
Zawodnik rezerw Spartaka Moskwa, do których został przesunięty w niecodziennych okolicznościach – za polubienie na Instagramie wpisu krytykującego trenera, nie powinien raczej oczekiwać, że ostateczna decyzja będzie dla niego korzystna. Jego małżonka domaga się bowiem rozwodu z orzeczeniem o winie, której dowodem mają być liczne i udokumentowane zdrady byłego reprezentanta Rosji oraz wyniki obdukcji lekarskich świadczące o tym, że Głuszakow bił swoją partnerkę. Internet zalała już zresztą fala prześmiewczych tekstów i memów, z piłkarzem w roli głównej. Na większości z nich Głuszakow do spółki z Kokorinem i Mamajewem tworzy kręgosłup więziennej drużyny futbolowej.
Za kratki trafić może także Dmitrij Tarasow, który najwyraźniej zapomniał, że ciążą na nim ojcowskie obowiązki i skoro już ma dziecko, to powinien je utrzymywać. Piłkarz Lokomotiwmu przez sześć lat ani razu nie przelał pieniędzy na konto swojej pierwszej żony, do czego zobowiązywała go decyzja moskiewskiego sądu, więc kobieta postanowiła zrobić z tym wreszcie porządek. Sprawą zajął się jej adwokat , który zdradził mediom, że Tarasow dostał wezwanie do uregulowania wynoszącego prawie 200 tysięcy euro długu. Jeżeli zrobi to w wyznaczonym terminie, skończy się tylko na wstydzie, jeżeli nie – może stracić prawa rodzicielskie i trafić na do więzienia. Groźba tak poważnych konsekwencji zadziałała na wyobraźnię piłkarza, który szybko chciał rozliczyć się z byłą małżonką pod warunkiem, że ta zgodzi się przyjąć cztery razy mniejszą kwotę. Taka propozycja nie satysfakcjonuje ani kobiety, ani jej prawnika, więc prawdopodobnie szykuje się dłuższa batalia.
Pikanterii sprawom Kokorina, Mamajewa, Głuszakowa i Tarasowa dodaje fakt, że każdy z nich w przeszłości grał w reprezentacyjnych barwach i w różnych okresach był typowany na czołową postać „Sbornej”. Z nimi na pokładzie kadra nie zdołała jednak wybić się ponad przeciętność, bez nich wreszcie znaczy coś na europejskiej arenie. Wciąż pamiętany mundial to jedno, ale po zakończeniu tej niezwykle udanej dla ekipy Stanisława Czerczesowa imprezy, dobra passa Rosjan trwa nadal. W czterech wrześniowo-październikowych meczach dwukrotnie udało im się ograć Turcję, zremisować z mocną Szwecją i roznieść w pył Czechów. Łącznie strzelili dziewięć goli, stracili tylko dwa, podtrzymując tym samym panujący od kilku miesięcy szał na reprezentację.
Dobre wyniki kadry prowadzonej przez Czerczesowa przykrywają jednak najbardziej palące problemy, z którymi zmaga się rosyjski futbol. Po pierwsze, poza kilkoma wyjątkami, w reprezentacji ewidentnie brakuje młodych zawodników, którzy dawaliby nadzieję, że w przyszłości będą ważnymi postaciami „Sbornej”. Po drugie, jeśli ktoś taki pojawi się na poziomie Premier Ligi, to jego droga do reprezentacji jest wyjątkowo skomplikowana, a przeszkody, które napotyka po drodze osobiście rozkłada selekcjoner. Przykładowo tak prezentowała się defensywa Rosjan w niedawnym meczu ze Szwecją.
Wchodząc w szczegóły, wygląda to tak:
– W bramce i na prawej obronie – naturalizowani Brazylijczycy
– Na środku i na lewej obronie – naturalizowani Niemcy
– Na środku obrony – naturalizowany Gruzin
Jak na kraj, w którym żyje prawie 150 milionów ludzi – żenada.
Z wymienionej grupy tylko bramkarza Guilherme nie można nazwać farbowanym lisem. Gość rosyjski paszport otrzymał według procedur zapisanych w konstytucji, nauczył się języka, poznał kulturę i zwyczaje, więc raczej nie można mieć do niego żadnych zastrzeżeń. Niektórzy w obronę próbują brać też Dżikiję – w końcu rosły defensor urodził się w Moskwie, grać w piłkę uczył się w Lokomotiwie, a do elity doszedł, występując wcześniej w niższych ligach. Ogólny obraz psuje jednak fakt, że kilka lat temu, reprezentując jeszcze barwy Amkara Perm, Dżikija uznał, iż czuje się Gruzinem i chętnie przywdzieje trykot tej reprezentacji. – Rozmawiałem z nim ze dwadzieścia razy. Mógł bez problemu tu przyjechać i w ciągu jednego dnia otrzymać gruziński paszport. Mieliśmy wcześniej spotkanie z administracją prezydenta kraju i udało nam się dojść w tej kwestii do porozumienia. Czekaliśmy tylko na piłkarza, ale ten nagle zadzwonił i powiedział, że nie może przyjechać. Nie stawiał nam jednak żadnych wymagań, jak piszą obecnie media. Ale nie była to też taka historia, jak z Ananidze – Dżano po prostu przyjechał i zaczął dla nas grać. On postawił ojczyznę na pierwszym miejscu – mówił w zeszłym roku Aleksander Iaszwili były reprezentant Gruzji i wiceprezes tamtejszego związku piłki nożnej.
Powód nagłej rezygnacji Dżikiji z gry w gruzińskich barwach dla wszystkich był oczywisty. Rosjanie mieli po prostu więcej do zaoferowania. Puchar Konfederacji, mundial, lepsze pieniądze – nie ma się co czarować, mając wybór, zawodnik postawił na opcję, która z różnych względów była dla niego lepsza i tym samym stał się farbowanym lisem.
Rosyjscy kibice nie mają jednak większych problemów z obcokrajowcami w ich reprezentacji. W dużej mierze bierze się to z osiąganych przez nią wyników – jakkolwiek patrzeć po kilku latach upokorzeń „Sborna” wreszcie dostarcza im powody do dumy. Nie wierzymy jednak, że kiedy drużyna Czerczesowa – jak chociażby we wczorajszym spotkaniu z Turcją – zdobywa bramkę z wywalczonego przez Brazylijczyka rzutu rożnego, a jej autorem jest Niemiec, który dobił strzał Gruzina, to bez choćby chwili zastanowienia przechodzą nad tym do porządku dziennego.
Póki jednak wyniki są, jakie są, a Stanisław Czerczesow cmoka z zachwytu nad swoimi wynalazkami, to nikt z naturalizowanych zawodników nie zrezygnuje. Wprost przeciwnie – dużo bardziej prawdopodobne jest dalsze farbowanie i stawianie na doraźne efekty. Właśnie dlatego, zamiast coraz śmielej poczynającej sobie młodzieży z CSKA, Spartaka czy Krasnodaru, do kadry w pierwszej kolejności przymierzani są grający od lat w lidze rosyjskiej Brazylijczyk Ari oraz Robert Bauer z Norymbergi i Waldemar Anton z Hannoveru, których rosyjskie korzenie już odkopano. I wiele wskazuje na to, że na tych nazwiskach się nie skończy. Bez względu na to czy któregoś z nich uda się przekabacić, czy nie.
Oczywiście ktoś może powiedzieć, że trudno się Czerczesowowi dziwić, skoro Rosjanie z krwi i kości notorycznie coś odwalają, ale takie stawianie sprawy to tylko półprawda. Były trener Legii, gdyby tylko chciał, to miałby w kim wybierać. Być może byliby to piłkarze trochę słabsi niż ci, których głównie za jego inicjatywą przefarbowano i być może wyniki byłyby wtedy ciut gorsze, lecz przynajmniej byłoby normalnie. No a tak wychodzi na to, że rosyjscy piłkarze siedzą w więzieniach, a w reprezentacji grają obcokrajowcy ściągani na wagony. Futbol w Rosji po prostu stoi na głowie.
Fot. Newspix.pl