W Pogoni Szczecin mają ostatnio niesamowitą huśtawkę nastrojów. Na starcie sezonu plaga kontuzji i granie w zasadzie bez napastnika, co w sporej mierze przełożyło się na fatalne wyniki w pierwszych kolejkach. Później wykrycie guza przysadki mózgowej u Adama Frączczaka, co sprawiło, że kapitan drużyny musi walczyć o zdrowie i w najlepszym razie wróci na boisko wiosną. Jednocześnie w Ekstraklasie wreszcie złapano wiatr w żagle, wygrano trzy mecze z rzędu i wydawało się, że najgorsze już za „Portowcami”. Tymczasem w piątek klub otrzymał kolejny zaskakujący cios.
Jak grom z jasnego nieba gruchnęła wieść, że Izba ds. Rozstrzygania Sporów FIFA orzekła, iż doszło do złamania przepisów światowej federacji dotyczących stabilności kontraktowej, gdy Spas Delew latem 2016 roku rozwiązywał umowę z Beroe Stara Zagora i przechodził do Pogoni. W efekcie na piłkarza nałożono karę finansową i czteromiesięczne zawieszenie, a klub otrzymał zakaz transferowy na dwa najbliższe okienka.
Poniżej całe oświadczenie, która ukazało się na oficjalnej stronie „Portowców”.
Dla leniwych: Delew stał się wolnym zawodnikiem, a bułgarska federacja nie stwierdziła nieprawidłowości i wysłała Pogoni certyfikat zawodnika. Teraz jednak FIFA przedstawiła odmienne stanowisko, uznając, że jej przepisy są ważniejsze niż przepisy prawa krajowego – w tym wypadku bułgarskiego prawa pracy.
Skąd w ogóle wzięło się całe zamieszanie? Delew po słabszym okresie w Las Palmas i Lokomotiwie Płowdiw, odżył w sezonie 2015/16 w barwach Beroe Stara Zagora. Był gwiazdą, w lidze strzelił cztery gole i zaliczył dziewięć asyst, walnie przyczyniając się do wywalczenia przez drużynę trzeciego miejsca. Do tego zdobył cztery bramki w eliminacjach Ligi Europy. Mimo to popadł w konflikt z kibicami, którzy nie mogli pogodzić się z porażką w półfinale krajowego pucharu ze znienawidzonym CSKA Sofia. Na Delewie ich złość skupiła się najbardziej, zwłaszcza że jest on byłym piłkarzem CSKA i to w jego barwach wypromował swoje nazwisko na początku drugiej dekady tego wieku. Zarzucano mu, że odpuścił.
Doszło do tego, że bułgarski skrzydłowy został wygwizdany przez własnych kibiców przy odbieraniu brązowego medalu, a jego samochód porysowano. Zawodnik miał dość i chciał za wszelką cenę odejść. Jednostronnie wypowiedział kontrakt, który miał obowiązywać jeszcze przez rok. Beroe oczywiście się to nie spodobało, bo liczono na niezły zarobek z jego ewentualnego transferu. Gdy jednak krajowy związek nie stwierdził nieprawidłowości i przekazał certyfikat Pogoni, można było zakładać, że nic złego już się nie wydarzy – tym bardziej iż interesy Delewa reprezentował wyspecjalizowany w takich przypadkach prawnik Radostin Wasilew. Na korzyść swoich klientów rozstrzygał już wiele podobnych spraw. W najgorszym razie trzeba było zapłacić równowartość trzech pensji z poprzedniego klubu.
A tu coś takiego. – Wyrok ten jest w Szczecinie dużym zaskoczeniem. W klubie zdawali sobie sprawę, że postępowanie się toczy, bo FIFA żądała wyjaśnień od dłuższego czasu w kilku pismach, zapewne też od samego zawodnika. Nikt jednak nie spodziewał się takich kar – mówi nam Daniel Trzepacz, redaktor naczelny serwisu PogonSportnet.pl. – Współpracowaliśmy na bieżąco, udzielaliśmy odpowiedzi na pytania, więc zakładaliśmy, że sprawa w końcu się rozstrzygnie. Ale ten wyrok jest dla nas zaskakujący, by nie powiedzieć, że kuriozalny – potwierdza prezes Pogoni, Jarosław Mroczek.
Zastanawia, dlaczego w tym wypadku interpretacja jest inna niż w poprzednich sprawach tego typu. – Z moich informacji wynika, że Pogoń sama trochę się „podłożyła” pod tę karę. Latem 2016 roku najpierw złożyła ofertę pozyskania piłkarza do jego ówczesnego klubu, a po kilku lub kilkunastu dniach poinformowała o podpisaniu kontraktu z już wolnym zawodnikiem. Z tego, co się dowiedziałem, właśnie to budziło największe wątpliwości FIFA, która uznała, że Pogoń nie działała „czysto” – tłumaczy Trzepacz.
Co na to prezes Mroczek? – Nigdy nie ukrywaliśmy żadnych swoich działań. O wszystkim informowaliśmy FIFA, zawodnika i inne podmioty. Najistotniejsze dla nas było działanie bułgarskiego związku, który stwierdził, że transfer został przeprowadzony prawidłowo. To tak, jakbyśmy podważali postanowienie PZPN, bo prawo FIFA mówi coś innego. Mamy głębokie przekonanie, że wszystko odbyło się jak należy.
Nasi rozmówcy wierzą, że skoro wyrok nie jest prawomocny i klub z piłkarzem na pewno się odwołają, to końcowe rozstrzygnięcie nie będzie aż tak drastyczne. – My uważamy, że w ogóle nie powinniśmy być ukarani, bo nie ma ku temu żadnych podstaw. Wszystkie kancelarie, z którymi mamy kontakt, prawnicy zaprawieni w takich bojach, są wyjątkowo zaskoczeni tym wyrokiem. Ale są przekonani, że po apelacji w Lozannie ta decyzja zostanie zmieniona. Są tutaj dwie możliwości. Jedna to wniesienie zastrzeżenia, żeby coś nie weszło w życie – nad tym jeszcze w przypadku zakazu transferowego się zastanawiamy z prawnikami, bo wyroki zapadają tu w tempie od trzech do sześciu miesięcy. Zobaczymy, co nam zasugeruje szwajcarska kancelaria. A jednocześnie można złożyć wspomnianą apelację i to na pewno zrobimy – mówi Jarosław Mroczek.
– Dla Pogoni oczywiście najlepszym wyjściem byłoby anulowania całej kary, ale dobra byłaby też opcja jej zmniejszenia. Jedno okienko bez transferów w obecnej sytuacji klubu nie byłoby aż tak dramatyczne. Kadra jest dość szeroka i nawet w przypadku odejścia jednego lub dwóch zawodników pozwoliłaby na swobodne manewry w przypadku braku kontuzji. Podtrzymanie pierwszego werdyktu zabolałoby Pogoń znacznie bardziej. Dla przykładu: nie miałaby szans na pozyskanie Michała Żyro po wygaśnięciu jego wypożyczenia, gdyby obie strony były zainteresowane dalszą współpracą – podsumowuje Daniel Trzepacz.
W najgorszym razie szybciej niż mogliśmy zakładać przekonamy się, czy wychowankowie prowadzonej z coraz większym rozmachem szczecińskiej akademii będą w stanie wypełnić luki, które w ciągu roku bez transferów siłą rzeczy by powstały. – W klubie nie ma paniki. Trener Kosta Runjaić zareagował spokojnie. Delew to ważny zawodnik, brakuje go, ale istnieje szansa, że bardzo szybko będzie mógł grać. Jego prawnik lada dzień wniesie zastrzeżenie co do zawieszenia, tutaj decyzja powinna zapaść w ciągu tygodnia. W 99 procentach takie wnioski są rozpatrywane pozytywnie, bo uznaje się, że prawo krajowe jest istotniejsze niż „fifowskie”. Myślę, że tak naprawdę jego zawieszenie potrwa teraz tydzień, a nie cztery miesiące. Wróci do gry i będzie czekał na wyrok w Lozannie. Prawnik Spasa jest przekonany, że się wybronią, a jeśli oni się wybronią, to tym bardziej my – optymistycznie kończy rozmowę prezes Mroczek.
Cokolwiek się tu wydarzy, będzie ewentualnym problemem i usprawiedliwieniem dopiero od wiosny. Delew w tym sezonie zaliczył jedynie 76 minut z Cracovią, ostatnie trzy zwycięstwa odniesiono bez niego. Dziewięć meczów pozostałych do końca rundy jesiennej „Portowcy” mogą rozegrać, jakby nigdy nic.
PM
Fot. FotoPyk