Reklama

Niemcy wciąż w kryzysie. Tym razem ośmieszyła ich Holandia

redakcja

Autor:redakcja

13 października 2018, 23:15 • 3 min czytania 17 komentarzy

Od ich kompromitacji na mundialu minęły już prawie cztery miesiące, ale Niemcy wciąż tkwią w apatii. W starciu z Holandią wyglądali ospale, grali wolno, przewidywalnie i na dodatek słabo w obronie. Odmłodzeni “Oranjee” z dwoma debiutantami w składzie może nie byli stroną, która dominowała i która atakowała przez pełne 90 minut. Ale grali na tyle skutecznie i z takim polotem, że rozbili ekipę Loewa aż 3:0. I był to ich pierwsze od szesnastu lat zwycięstwo na Niemcami.

Niemcy wciąż w kryzysie. Tym razem ośmieszyła ich Holandia

Na mistrzostwach świata nie wyszli z grupy, wokół kadry wrzało, długo rozgrzebywano sprawę Mesuta Ozila. Wreszcie po raporcie Joachima Loewa miała nastąpić odnowa niemieckiej reprezentacji. Selekcjoner wespół z Olivierem Bierhoffem przez ponad godzinę analizowali przyczyny porażki i wyznaczali kierunek, w którym pójdzie nie tylko kadra, ale i cały niemiecki futbol. “Die Mannschaft” miał grać szybciej, odważniej, bardziej wertykalnie niż horyzontalnie.

Ale w meczu z Holandią obejrzeliśmy dokładnie tych samych Niemców, co w czerwcu podczas mundialu. Niby mieli piłkę częściej od rywali, niby posyłali piłkę w pole karne, niby dochodzili do sytuacji strzeleckich, ale nie było w tym zacięcia i determinacji. Nasi sąsiedzi nie postawili stempla na okresie swojej przewagi.

Osobny akapit trzeba poświęcić obsadzie ataku, gdzie zagrał… Mark Uth, w ostatnich tygodniach rezerwowy Schalke, który w tym sezonie strzelił tyle samo goli, co Cezary Żak. Czyli zero. Dożyliśmy czasów, gdy Niemcy mogą nam zazdrościć trzeciego napastnika, który u nich byłby pewnie pierwszym wyborem. A nie wykluczamy, że gdyby Kamil Wilczek był Niemcem, to w takiej formie miałby u Loewa pewne miejsce w składzie.

Reklama

Uth w ataku popisał się jedynie efektownym padolino, gdy dostał od Cilesena piłką w plecy, a chwycił się za twarz. W pozytywnym sensie popisywał się za to Memphis Depay, na którym grę ofensywną opiera Ronald Koeman. Wydawało się, że skoro facet odbił się od Manchesteru United i błyszczy “tylko” w Lyonie, to na arenie międzynarodowej nie ma prawa siać popłochu. Ale Jerome’a Boatenga ograłby dzisiaj pewnie i kij od szczotki. Depay robił z nim co chciał.

Czy wynik 3:0 odzwierciedla to, co działo się na boisku? Trudno powiedzieć. Niemcy częściej nakładali na Holendrów presję i częściej zmuszali ich do bronienia się tuż przed własnym polem karnym, ale kontry Holendrów były wspaniałe. Jeszcze w pierwszej połowie po stałym fragmencie gry i klopsach Neuera i Boatenga do siatki trafił van Dijk, a później kąsali już przeciwników szybkimi atakami.  To właśnie po dynamicznych akcjach padły bramki na 2:0 i 3:0 – najpierw fantastyczne dogrania Promesa wykorzystał Depay, a w doliczonym czasie gry świetnym rajdem popisał się Wijnaldum. Mogło być i nawet 4:0, ale szalejący Depay tylko obił poprzeczkę. Takiego polotu w grze Holendrów dawno nie wiedzieliśmy.

Holandia z dwoma debiutantami w składzie (Bergwijn i Dumfries), z 19-letnim de Ligtem na stoperze i 142-letnim Babelem na skrzydle rozbiła mistrzów świata sprzed czterech lat 3:0. Panie Loew, nie żeby coś, ale we wtorek masz pan mecz z Francją i to też w Lidze Narodów…

Holandia – Niemcy 3:0 (1:0)

Virgil van Dijk (30.), Memphis Depay (87.), Georginio Wijnaldum (90.+3)

fot. Newspix.pl

Reklama

Najnowsze

Komentarze

17 komentarzy

Loading...