Reklama

Mówią na mnie Rafał ter Stegen Lewandowski!

redakcja

Autor:redakcja

12 października 2018, 17:20 • 7 min czytania 6 komentarzy

Rafał Gikiewicz w ostatnim tygodniu był na ustach wszystkich. Wszystko za sprawą bramki, jaką zdobył w 93. minucie meczu z Heidenheim. Uznaliśmy, że to idealna okazja by zapytać “Gikiego”, co nowego słychać. 

Mówią na mnie Rafał ter Stegen Lewandowski!

– Wszyscy w ostatnich dniach tym żyją, ale nie ma co się za bardzo podniecać. Nowy tydzień, trzeba się skupić na nowym celu, czyli następnym meczu.

Rozpisała się o tobie cała niemiecka prasa. 

Często piszą o mnie dobrze, ale nigdy nie było tak głośno. Ale jeśli jesteś ósmym bramkarzem w historii 2. Bundesligi z bramką na koncie, to chciał nie chciał o tobie mówią. Wiadomo, że to jest miłe, ale powiem szczerze, że wolałbym wygrać mecz i nie strzelić gola. W Kickerze fajnie napisali, że to historyczne trafienie. Trafiłem do jedenastki kolejki w Europie z Aubameyangiem z przodu – miło sobie takie zdjęcie zachować. Byłem też praktycznie w każdej berlińskiej gazecie. Na osiedlu zaczęli mnie rozpoznawać, bo myśleli chyba, że przyjechał robol z Polski (śmiech). A tu się okazuje, że bramkarz.

Reklama

W szatni nazywają mnie Rafał ter Stegen Lewandowski. Śmieją się, że Lewy nie trafił, więc Gikiewicz musiał pomóc, by reguła polskiego gola w kolejce została podtrzymana. Śmiali się też, że w 90. minucie, gdy chciałem iść w pole karne, trener specjalnie mnie cofnął, żebym strzelił dopiero w 93. minucie. Dużo trenuję, mam swój program z trenerem fizycznym, z którym ćwiczę także skoczność. Dobry dosiężny, przeskoczyłem krasnala i tyle.

Warto docenić tę bramkę, bo to nie tak, że stałeś w miejscu i strzeliłeś do pustaka. Dobrze się ustawiłeś, przeskoczyłeś rywala, nie była to łatwa sytuacja. 

Taką samą bramkę strzeliłem kiedyś Maciejowi Szczęsnemu na meczu pokazowym w Białymstoku, gdy grałem z Frankiem w ataku. Nawet na laptopie mam bardzo podobne ujęcie. Tylko że wtedy strzeliłem cztery, a nie jedną!

Czyli nie ma przypadku.

Na pewno bardziej cieszy niż trafienie do pustej bramki. Fajnie wygląda ten gol z boku, oglądam sobie filmik z angielskim i niemieckim komentarzem. W niecały tydzień na YouTubie widziało go 200 tysięcy osób, wynik godny tej bramki. Robi wrażenie.

Za małolata grywałeś w ataku? 

Reklama

Tak, z bratem. Mały chłopak zawsze chce strzelać bramki. Potem mnie postawili między słupki i tak zostało do dzisiaj. Widocznie byłem za słaby na atak. Lepiej coś robić dobrze w życiu niż średnio.

Ostatnio zaliczyłeś też asystę – wydaje się, że gra nogami to element, który najbardziej poprawiłeś w Niemczech. 

Dużo ćwiczymy gry nogami. Codziennie przez paręnaście minut mamy długie piłki, wcinki na boki, woleje, półwoleje. Nie stoję w miejscu i co sezon jestem w paru procentach lepszym bramkarzem. Gdybyś powiedział, że po 9. kolejkach bramkarz będzie miał gola i asystę, pewnie by ci nikt nie uwierzył. W Kickerze wyczytałem, że jestem na 53. miejscu w klasyfikacji kanadyjskiej. Niektórzy w moim zespole nie mają takiego bilansu.

Takich liczb bardziej po bracie można było się spodziewać. 

Od niego też mam lepszy bilans! (śmiech) Pogratulował, zawsze jest między nami zdrowa rywalizacja. Zresztą strzeliłem w jego stylu – też z głowy. Nic tylko się cieszyć. Nawet drugi bramkarz Unionu pogratulował i podziękował, że uratowałem zespołowi premie. Także Schwolow z Freiburga wysłał gratulacje. Mamy najlepszą defensywę w lidze, a do tego dołożyłem jeszcze bramkę i asystę, więc powodów do płaczu nie mam zbyt wiele.

Siedząc na ławce we Freiburgu powtarzałeś, że jesteś cały czas gotowy do gry na najwyższym poziomie. Teraz wychodzi, że to nie były puste słowa.

Nie mówiłem tak, bo było zimno i chciałem zakończyć jak najszybciej wywiad. Mam fajny czas. Nie powiem, że to dla mnie zaskoczenie, bo przychodząc do Unionu jasno powiedziałem, że chcę grać na wysokim poziomie i mieć jak najwięcej czystych kont. To, że mamy najlepszą defensywę w lidze, to spełnienie celu, który sobie założyłem. Ale to dopiero dziewiąta kolejka i nie można zapominać, że zostało 25 spotkań. Przegrasz dwa-trzy mecze, pójdziesz w tabeli w dół i nikt nie będzie się tobą zachwycał. Musisz trenować z dnia na dzień i tylko tak jesteś w stanie gonić Koeln czy HSV, które są oddelegowane do awansu. Pierwsze miesiące pokazują, że Union nie boi się walki i powoli się w nią włącza.

Dlaczego tak właściwie wybrałeś akurat Union?

Najbardziej mnie chcieli, z ich strony był największy kontakt. Trener Urs Fischer w dzień rozpoczęcia pracy od razu po konferencji prasowej zadzwonił do mnie. Obie strony chciały, więc szybko się dogadaliśmy. Freiburg robił lekkie problemy, musiałem trochę odpuścić z premii. Ale chciałem odejść, grać. Menedżer mi powiedział, że warto odpuścić te premie, bo przy dobrej grze w Unionie wszystko się wyrówna na boisku.

Inne kluby cię chciały? Markę masz dobrą, pamiętam jak Artur Sobiech mówił, że po Hannoverze zainteresowanie nim wyrażało dziesięć klubów z 2. Bundesligi.

Dziesięć to aż mnie nie chciało, dwa-trzy z 2. Bundesligi. Nie grasz – nie można przesadzać. Do tego klub z Cypru, ale tam nie chciałem iść, bo płacą raz na cztery miesiące. No i jeden klub z Polski.

Śląsk?

Nie, bliżej rodzinnych stron.

Czyli Jaga.

Tak. Ale chciałem zostać w Niemczech. Byłem już po słowie z Unionem, więc powiedziałem tylko, że wrócimy do rozmów, jeśli się nie dogadam z Unionem albo klub nie będzie chciał zapłacić za mnie Freiburgowi.

Pojawiły się jakieś opcje z 1. Bundesligi?

Jakieś głosy były, ale nie na pierwszego bramkarza, więc z automatu były odrzucane. W ogóle nie patrzyliśmy na to, by znowu gdzieś pójść i siedzieć. Menedżer nawet mi o takich kierunkach nie wspominał.

Union to w Niemczech kultowy klub. Ściąga kibicowskich hipsterów, osoby zmęczonych piłkarską komercją, atmosfera na trybunach jest szczególna.

Stadion jest hipsterski, tak jak i kibice. Mamy szesnaście tysięcy miejsc stojących i kibice w ogóle nie chcą krzesełek. Klub walczył z regulaminem i związkiem, by dostać zgodę na to, by stadion mógł tak wyglądać. Przez to, że wsyscy stoją, atmosfera jest bardziej żywiołowa. Gdybym miał porównać Eintracht Brunszwik, Freiburg i Union pod tym kątem – wybór byłby prosty. W drugiej lidze może tylko HSV, St. Pauli i Koeln mają lepszą atmosferę.

Jak się poczułeś, gdy przeczytałeś informację, że Bartek Drągowski został powołany na zgrupowanie? Wiadomo, że reprezentacja to twoje wielkie marzenie i wydaje się, że wreszcie pojawiły się ku temu okoliczności.

Pogratulowałem na Instagramie, bo też się cieszę szczęściem Bartka, znamy się z Białegostoku. Nie chciałbym dostać powołania, bo już nie było kogo powołać. Myślę, że mogę powalczyć o to powołanie. Ale dostał Bartek, nie ma co dyskutować, selekcjoner ma rację. Robię swoje i może kiedyś będzie mi jeszcze dany telefon z reprezentacji.

Wydaje się, że jak teraz go nie było, w przyszłości może być trudno.

A co w życiu jest łatwe? Każdy dzień jest ciężki. Wstanie z rana, przyszykowanie się, odprawienie dzieci do szkoły, pójście na trening. Ty tak samo musisz dzwonić przeprowadzać rozmowy, jeden mówi z sensem, a drugi powoli składa słowa i nie da się go słuchać. Nie wybiegam w przyszłość. Kolejne zgrupowanie jest w listopadzie i zamierzam do tego czasu nie przegrać meczu i wyrównać rekord klubowy, a 30 października zaprezentować się godnie na Signal Iduna Park przeciwko BVB.

Zagrasz? Puchar to często szansa dla rezerwowych bramkarzy.

Nic nie jest dogadane, ale zamierzam nie przegrać meczu, a zwycięskiego składu się nie zmienia. Żaden trener mi nie da gwarancji, że za tydzień wyjdę na Paderborn. Muszę się dobrze prezentować i tak z weekendu na weekend. Jakbyś rok temu mi powiedział, że Bartek Białkowski pojedzie na mistrzostwa, powiedziałbym, że nie ma na to szans. A jednak pojechał. W piłce wszystko szybko się zmienia. Jeden trening może spowodować kontuzję i to, że roszady będą konieczne.

Co jest obecnie twoją największą motywacją? Awans do Bundesligi i udowodnienie, że jesteś w stanie grać na tym poziomie? 

Bardzo chciałbym zagrać przeciwko Freiburgowi w 1. Bundeslidze. Żeby pokazać, że jestem gotowy na ten poziom i postawienie na mnie nie oznacza harakiri. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie chcę jeszcze wykonać jakiegoś transferu. Gdy jesteś zadowolony z tego, co masz, osiadasz na laurach. Nie powiem ci, że chcę zostać sześć lat w Unionie, bo byłaby to nieprawda. Średnio co dwa lata się przeprowadzam, więc myślę, że trzeba będzie podtrzymać tą średnią i jeszcze iść do lepszego klubu. Gdy się będę dobrze prezentował, wszystko możliwe.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...