Reklama

Hiszpanie zalali polską ligę. Nowego Carlitosa jednak nie widać

redakcja

Autor:redakcja

10 października 2018, 17:09 • 10 min czytania 36 komentarzy

Mieliśmy już różne trendy przy sprowadzaniu obcokrajowców do Polski. Była moda na kierunki holenderskie, izraelskie, serbskie, chorwackie, w pewnym momencie tonęliśmy w Słowakach, ale obecnie prawie wszystkie nasze kluby spoglądają na Półwysep Iberyjski. Portugalczyków jest w Ekstraklasie sporo (dziesięciu), jednak liczebnie i tak nie mają startu do Hiszpanów. Na dziś w elicie naszej kopanej mamy ich aż dziewiętnastu (dziesięciu sprowadzonych latem), a siedmiu gra w I lidze, z czego pięciu przyszło tam w ostatnim oknie transferowym.

Hiszpanie zalali polską ligę. Nowego Carlitosa jednak nie widać

W przypadku ekstraklasowców warto zaznaczyć, że liczeni nie są Jose Kante – który od jakiegoś czasu jest reprezentantem Gwinei – i Elady Zorrilla. On zdążył przyjść do Cracovii, rozegrać dwa mecze i z powodów rodzinnych (teściowa chorująca na raka) wrócić do ojczyzny. Tak czy siak mówimy o wielkiej modzie i wcale nie jesteśmy przekonani, że osiągnęła ona swoje apogeum.

Skąd się ona wzięła? Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka. Przede wszystkim wprowadzenie limitów dla zawodników spoza Unii Europejskiej sprawiło, że polskie kluby musiały zmienić kierunki dostaw. Latynosów mamy już tylko śladowe ilości (pięciu Brazylijczyków, w tym dwóch to de facto juniorzy Cracovii, po jednym Argentyńczyku, Ekwadorczyku, Kostarykaninie i Urugwajczyku), a i tak przeważnie mają oni paszport kraju UE. Liczba Afrykanów jeszcze przed limitami zaczęła spadać, teraz ostatnimi rodzynkami są Ricardo Nunes (RPA), Nabil Aankour (Maroko), Elhadji Pape Diaw (Senegal), Frank Adu Kwame (Ghana) i Alexander Christovao (Angola).

Po drugie – coraz więcej Hiszpanów jest zainteresowanych grą w naszym kraju, bo im się to po prostu opłaca.  – Piłkarze z trzeciej czy nawet czwartej ligi hiszpańskiej coraz bardziej otwierają się na wyjazdy. Nie tylko do Polski, ale również na Ukrainę, Litwę, Estonię i tak dalej. Hiszpanie z charakteru są raczej domownikami, więc wiadomo, że te oferty muszą być trochę lepsze od tego, co zarobią na miejscu. Ale często poprzeczka nie jest zawieszona wysoko. W Segunda B mamy cztery grupy po 20 zespołów, jest olbrzymi rozrzut między klubami. W zeszłym sezonie naprawdę dobre pieniądze płaciły na przykład Mallorca, Elche i Extremadura, które awansowały, czy Recreativo Huelva, ale w wielu klubach stawki są niskie i jeszcze nieraz wypłacane z opóźnieniem – mówił nam w lipcu agent Daniel Sobis, który intensywnie działa na tamtejszych rynkach.

Reklama

 – Tam już w powszechnej świadomości Polska uchodzi za ciekawy, rozwojowy kierunek, który może być trampoliną w karierze. Rzadko zdarza się, żeby ktoś patrzył na nas krzywo, jako na trzeci świat. Takie przykłady jak Carlitos są zachęcające – dodawał.

No właśnie, polskie kluby często mają dobre doświadczenia z Hiszpanami przybywającymi do nas znikąd, za to niewypałami zostawali ich rodacy z dobrym CV (Inaki Descarga, Nacho Novo, Isidoro, Sisi, Victor Perez). Co innego przychodzący z Segunda B Inaki Astiz, Dani Quintana, Ruben Jurado, Airam Cabrera, Gerard Badia czy właśnie Carlitos. Zawodnicy z trzeciej ligi hiszpańskiej często mieli jeden ważny atut: w większości i tak przewyższali wyszkoleniem polskich ligowców, za to łatwiej było im się odnaleźć w siermiężnym stylu gry, bo Segunda B to liga dużo bardziej siłowa niż La Liga czy Segunda Division. Traktowali też Polskę jako szansę, a nie jako miejsce na dość przyjemną emeryturę. Gdy dodamy do tego stosunkowo niewielkie koszty ich zatrudnienia, sprawa była prosta.

Po eksplozji formy Carlitosa, nastąpił totalny szał. Mimo że Wisła Kraków ma dziś tylko jednego Hiszpana (a jeszcze kilka miesięcy temu miała siedmiu), w skali ligowej liczby są rekordowe. Powoli swego rodzaju faux paus staje się nieposiadanie w kadrze zawodnika z tego kraju. Oczywiście pójście w totalną masówkę siłą rzeczy oznacza, że niektórzy przestrzelą, bo trudno zakładać, by każdy ze sprowadzanych zawodników był wcześniej uważnie obserwowany i dokładnie prześwietlony. Sprawdźmy, jaki początek na polskich boiskach mają ci, których zakontraktowano minionego lata.

EKSTRAKLASA

Dioni (Lech Poznań)
Wiek: 28
Mecze ligowe: 3
Minuty: 79
Gole: 0
Asysty: 0
Noty na Weszło: 3

Napastnik ten świetnie spisywał się w dwóch ostatnich sezonach w trzecioligowym CF Fuenlabrada (45 goli), ale na razie w Poznaniu nie ma z niego żadnego pożytku. Dioni przyszedł z zaległościami treningowymi, zdążył dwa razy wejść na końcówki i na drugą połowę z Piastem. Niczego ciekawego nie pokazał, często jednak musiał grać głębiej, nie na “dziewiątce”. W ostatnich tygodniach leczył kontuzję. Po przerwie reprezentacyjnej powinien już walczyć o skład na całego.

Reklama
Dioni. Fot. Lech Poznań/Accredito

Jesus Jimenez (Górnik Zabrze)
Wiek: 24
Mecze ligowe: 11
Minuty: 811
Gole: 1
Asysty: 1
Noty na Weszło: 3, 4, 3, 2, 2, 2, 2, 3, 5, 3, 5 (średnia 3,09)

Na razie to jedno z największych rozczarowań transferowych całej ligi. Jimenez bardzo długo nie pokazywał praktycznie żadnych atutów. Na skrzydło jest za wolny, w środku pola często za wolno myśli. Ostatnio coś jednak drgnęło. Zaczął od pojedynczych dobrych zagrań, później pojawiły się pierwsze konkrety. Z Jagiellonią zaliczył asystę, a z Lechem strzelił swojego pierwszego gola w Ekstraklasie. Nadal jednak za dużo w jego grze nieporadności i nieudolności. Wciąż daleka droga, żeby stwierdzić, że transfer 24-letniego Hiszpana się obronił.

Jorge Felix (Piast Gliwice)
Wiek: 27
Mecze ligowe: 10
Minuty: 727
Gole: 1
Asysty: 1
Noty na Weszło: 3, 5, 4, 2, 5, 3, 5, 3, 4, 6 (średnia 4,00)

Felix ma duży kredyt zaufania u Waldemara Fornalika. Jeszcze nie do końca go spłaca, ale rozkręca się. Przez pierwszych kilka kolejek jedyny pozytyw w jego wykonaniu to asysta po rzucie rożnym w Szczecinie. Potem jednak częściej pokazywał się z dobrej strony. Zdobył bramkę z Cracovią, coraz lepiej współpracował z partnerami. Widać, że lubi grę kombinacyjną. W Legnicy 27-letni skrzydłowy rozegrał jak dotąd najlepszy mecz, był bliski asysty (zmarnowana “setka” Mateusza Maka) i gola (bardzo dobra interwencja Łukasza Sapeli po strzale głową).

Ivan Marquez (Korona Kielce)
Wiek: 24
Mecze ligowe: 3
Minuty: 270
Gole: 0
Asysty: 0
Noty na Weszło: 5, 6, 5 (średnia 5,33)

24-letni stoper był jednym z ostatnich Hiszpanów, którzy tego lata zawitali nad Wisłę, więc transfer przeszedł bez większego echa. Pozyskano go z trzecioligowych rezerw Valencii, ale w sezonie 2015/16 rozegrał nawet cztery mecze w Primera Division dla Osasuny. Marquez początek ma obiecujący. W każdym z trzech dotychczasowych występów grał bardzo poprawnie, prezentując spokój i pewność w swoich interwencjach. Widać też niezłe wyszkolenie. Korona może mieć z niego spory pożytek, zwłaszcza że nie jest to jeszcze stary piłkarz.

Elady Zorrilla (Cracovia)
Wiek: 28
Mecze ligowe: 2
Minuty: 89
Gole: 0
Asysty: 0
Noty na Weszło: 4, 2 (średnia 3,00)

Podobnie jak Dioni, 28-letni skrzydłowy miał zachęcający dorobek za ostatnie dwa lata w Segunda B, gdzie zawsze dochodził do dwucyfrowej liczby trafień. W barwach “Pasów” nie zdążył pokazać niczego ciekawego, a potem z powodu choroby teściowej nagle rozwiązał kontrakt i wrócił do kraju. Zakotwiczył w trzecioligowej Cartagenie i wygląda na to, że jest tam czołową postacią. W pięciu spotkaniach zdobył trzy bramki.

Gerard Oliva (Cracovia)
Wiek: 29
Mecze ligowe: 3
Minuty: 193
Gole: 1
Asysty: 0
Noty na Weszło: 4, 3, 2 (średnia 3,00)

Kolejny hiszpański trzecioligowiec. W debiucie zaczął od gola we Wrocławiu, gdy ośmieszył Igorsa Tarasovsa i ładnie przymierzył w dalszy róg. Później jednak spuścił z tonu, a w meczu z Arką Gdynia zerwał więzadła i wypadł na wiele miesięcy. Absurdem było to, że wrócił wtedy na boisko, czym tylko się dobił.

Kontuzjowany Gerard Oliva. Fot. Jakub Gruca/400mm.pl

Airam Cabrera (Cracovia)
Wiek: 30
Mecze ligowe: 3
Minuty: 201
Gole: 1
Asysty: 0
Noty na Weszło: 4, 5, 3 (średnia 4,00)

Po dwóch latach wrócił do Polski, gdzie miał najlepsze momenty w swojej karierze (16 goli dla Korony Kielce w sezonie 2015/16). W Anorthosis i Extremadurze szału nie robił, a do naszego kraju mógł wrócić już wcześniej. Łączono go m.in. ze Śląskiem Wrocław. Do Krakowa Cabrera zawitał z powodu kontuzji Olivy. Widać, że jeszcze nie jest w optymalnej formie, miał też później problemy zdrowotne. Mimo to zdążył już wywalczyć czerwoną kartkę dla Michała Pazdana w meczu z Legią i trafić do siatki Jagiellonii. Na dłuższą metę powinien się sprawdzić.

Iker Guarrotxena (Pogoń Szczecin)
Wiek: 25
Mecze ligowe: 5
Minuty: 244
Gole: 0
Asysty: 0
Noty na Weszło: 4, 2, 4 (średnia 3,33)

Osobliwy przypadek. Guarrotxena trzy razy z rzędu spadał ze swoimi klubami z drugiej ligi hiszpańskiej, ale jednak zawsze grał tam regularnie, co ma swoją wymowę. Nieraz był pierwszoplanową postacią, w sezonie 2016/17 potrafił strzelić dziewięć goli dla Mirandes. Na papierze dobrze się zapowiadał. Jak w praktyce? Na ten moment widać, że jest dobrze wyszkolony, piłka mu nie przeszkadza, chce współpracować z kolegami, wygląda na takiego, któremu zależy. Poza jednym kluczowym podaniem nie ma z tego jeszcze konkretów, a akurat, gdy Pogoń nabrała rozpędu (trzy kolejne zwycięstwa), Hiszpanowi przytrafił się uraz. W tym okresie przebywał na boisku przez zaledwie dwie minuty. Cały czas mówimy więc o punkcie wyjścia, ale bylibyśmy rozczarowani, gdyby facet w końcowym rozrachunku się nie sprawdził.

Fran Cruz (Miedź Legnica)
Wiek: 27
Mecze ligowe: 3
Minuty: 211
Gole: 0
Asysty: 0
Noty na Weszło: 3, 3, 4 (średnia 3,33)

Jak na Hiszpanów przychodzących do Polski, ma on naprawdę konkretne papiery, bo prawie przez całą karierę grał w Segunda Division (łącznie 131 meczów), z czego w dwóch ostatnich latach najbardziej regularnie. Mimo to początek ma, delikatnie mówiąc, mało zachęcający. Gdy debiutował z Górnikiem Zabrze, wszedł przy stanie 1:0, skończyło się na 1:3. Tydzień później słabo zaprezentował się w Gdańsku. Na kolejną szansę czekał do minionej kolejki, gdy został ustawiony jako defensywny pomocnik i pokazał głównie to, że jest chyba najbardziej topornie grającym Hiszpanem od czasów Carlesa Martineza. Nie musi to być wadą, w końcu u nas topornych grajków od groma, ale na razie jest.

Borja Fernandez (Miedź Legnica)
Wiek: 23
Mecze ligowe: 6
Minuty: 414
Gole: 0
Asysty: 0
Noty na Weszło: 5, 5, 3, 4, 5 (średnia 4,40)

23 lata, 10 meczów w La Liga, latem występy w sparingach Celty Vigo i chłopak nagle idzie do beniaminka polskiej ligi? Brzmi to irracjonalnie, ale Fernandez zdecydował się na taki ruch, żeby się wypromować i wkrótce ruszyć dalej. Takie jest założenie, a jak wygląda praktyka? Jak do tej pory przyzwoicie, choć szału nie ma. Hiszpański pomocnik wobec kontuzji Omara Santany od razu wskoczył do składu i widać, że jest podobnym typem zawodnika. Sporo biegającym, nieźle wyszkolonym, nie bojącym się gry pod presją. Miał już kilka przebłysków, jak prostopadłe podanie, po którym Rafał Augustyniak starł się na przedpolu z Thomasem Daehne i dzięki temu gola strzelił Petteri Forsell, czy przepuszczenie piłki w meczu z Piastem, co zmyliło Mikkela Kirkeskova i dało okazję Fabianowi Piaseckiemu na bramkę wyrównującą. Zakładamy, że z czasem Borja pokaże jeszcze więcej.

Borja Fernandez (fot. Miedź Legnica/Accredito)

Juan Camara (Miedź Legnica)
Wiek: 24
Mecze ligowe: 2
Minuty: 81
Gole: 0
Asysty: 1
Noty na Weszło: 6

Przychodził razem z Fernandezem, którego transfer był zaskoczeniem, za to pozyskanie Camary to już lekki szok. Kolejny Hiszpan w rozwojowym wieku, jeszcze w lutym 2016 roku grający przeciwko Valencii w pierwszym zespole Barcelony, nagle ląduje w Legnicy. On także jednak uznał, że w otoczeniu kilku rodaków może tu zrobić krok do przodu i pójść wyżej. Na wypożyczeniu w drugoligowym Reus Deportiu on i Borja na kolana nie rzucili, co w jakimś stopniu tłumaczy ich następny wybór. Camara był przygotowywany do debiutu znacznie dłużej, ale gdy już zaczął grać, szybko stał się konkretny. W Pucharze Polski z Sandecją kilka chwil po wejściu zaliczył asystę. W Ekstraklasie rozpoczął od siedemdziesięciu minut w Poznaniu i to po jego podaniu gola strzelił Mateusz Szczepaniak. Coś ten piłkarz w sobie ma, liczymy, że jeszcze będzie co oglądać.

***

Jak widać, w wielu przypadkach nie jest choćby nieźle, a do takiego wejścia jak Carlitos nikt nawet się nie zbliżył. Łącznie nowi Hiszpanie strzelili do tej pory cztery gole i zaliczyli trzy asysty. Kilku z nich na pewno zdąży rozwinąć skrzydła, ale paru innych prawdopodobnie szybko się zwinie.

Na zapleczu Ekstraklasy wygląda to jeszcze gorzej. Z siedmiu Hiszpanów najlepiej prezentuje się ten, który grał w I lidze już w zeszłym sezonie. Dani Ramirez pokazał się w Stomilu Olsztyn, a dziś jest ważnym ogniwem ŁKS-u. Z piątki nowych w miarę obiecująco zaczyna Ivan Martin. 23-latek zdobył cztery bramki dla Odry Opole, zapewniając jej kilka ważnych punktów.

W Katowicach sporo obiecywano sobie po Davidzie Anonie. Sezon z dwunastoma golami dla trzecioligowej Pontevedry, w przeszłości epizod w La Liga w barwach Deportivo – jak na I ligę, potencjalny kozak. Jak dotąd jednak zdobył tylko bramkę z rzutu karnego w Pucharze Polski z Pogonią Szczecin. W lidze w sześciu występach nie ustrzelił nic. Jeśli zaczynał od początku, schodził w przerwie lub przed upływem godziny. Bez konkretu w ofensywie jest również 25-letni Mendi ze Stali Mielec (siedem spotkań ligowych, jedno pucharowe, razem 331 minut). Od czterech kolejek nie powąchał murawy.

Chopi z Podbeskidzia, przychodzący z tego samego klubu co Jesus Jimenez, miał zaległości, potem doznał kontuzji i w efekcie bielskiej publiczności przedstawił się dopiero w 9. kolejce. Bramkę już zdobył, ale w PP z MKS-em Kluczbork.

Niczego wielkiego nie spodziewaliśmy się w Tychach po Omarze Monterde (nie tak dawno Bytovia i Legionovia). Szybko przekonaliśmy się, że słusznie.

To nie taki prosty biznes, nie wystarczy sprowadzić kogoś z pieczątką made in Spain i chełpić się tym, że jeszcze nie jest emerytem, by potem odbierać gratulacje za udany transfer. Pytanie, czy bolesna weryfikacja w kilku przypadkach zatrzyma strumień hiszpańskich piłkarzy do Polski, czy niczego to nie zmieni, bo lepszego kierunku w stosunku jakości do ceny i tak nasze kluby nie znajdą?

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

36 komentarzy

Loading...