Mało kto traktuje ranking FIFA jako ten, który rzeczywiście oddaje siłę kolejnych reprezentacji: jest dość głupio liczony, poza tym można go oszukać, nie grając meczów towarzyskich, tak zresztą zrobiła reprezentacja Nawałki. Nawet gdy byliśmy w nim na piątym miejscu, nikt nas przecież nie brał za piątą kadrę świata. Jednak ranking UEFA? No, to inna historia, on dobrze pokazuje siłę poszczególnych lig. Postanowiliśmy tam zajrzeć i pewnie się spodziewacie, że nie mamy dobrych wiadomości.
Pamiętacie euforię w 2016 roku? Wydawało się, że polska piłka ruszyła do przodu, w końcu kadra zaprezentowała się pozytywnie na Euro, a Legia otworzyła drzwi do Ligi Mistrzów, które przez lata była dla nas zamknięte na cztery spusty. Z kolei po rozgrywkach 15/16 z optymizmem można było też spoglądać na ranking UEFA, bo zajmowaliśmy znośne, 18. miejsce z wynikiem 22.500. Mówiło się, że teraz na pewno pójdziemy do przodu i 15. lokata jest w naszym zasięgu, skoro Rumuni, będący w kryzysie ze swoim futbolem mieli na liczniku bilans 25.383.
Minęło trochę czasu i… to piętnaste miejsce zdecydowanie nie jest już w naszym zasięgu. By opowiedzieć to obrazowo, piętnastka spakowała walizki i przeprowadziła się na drugą półkulę, zmieniając dla bezpieczeństwa nazwisko.
Przed startem tego sezonu byliśmy bowiem już na 21. miejscu z rankingiem 20.125. No, ale skoro wszyscy dostali drugi rok z rzędu po dupie, lecimy dalej w czarną dziurę, jesteśmy już na miejscu 24.! Wyprzedziły nas tak kozackie ligi jak szwedzka, norweska i szkocka. Niestety to nie koniec, bo pewne jest, że zaliczymy jeszcze większy zjazd. Gdyby zamknąć rozgrywki pucharowe dzisiaj, do kolejnych przystąpimy z 27. miejsca w tabeli, odpada nam bowiem przyzwoity sezon 14/15, kiedy wykręciliśmy ranking 4,750. Wyprzedzi nas, uwaga, Białoruś, Kazachstan i Azerbejdżan. To jest pewne. A hipotetycznie, gdyby nie grać pucharów w rozgrywkach 19/20, spadlibyśmy jeszcze dalej, na 29. pozycję, gdyż odpada nam najlepszy sezon z ostatnich pięciu lat, kiedy wykręciliśmy 5,500. Przed nami byłaby Słowenia i Bułgaria.
Oczywiście puchary 19/20 będziemy grać – choć nie wiadomo czy to dla nas dobrze – ale inne kraje, bardziej poważne piłkarsko, grają jeszcze puchary 18/19. Tak jak wspomnieliśmy: trzy państwa łykną nas na pewno, natomiast w grze dalej są Bułgarzy i Słowacy, którzy mają po jednej drużynie w Europie. Na kolejny sezon mamy zagwarantowany współczynnik 14.500, oni odpowiednio 12.250 i 12.125. Zapas więc jest, bo za każdą wygraną rywale dostaną po 0,5 punktu (remis 0,125), ale ten zapas robi się coraz mniejszy. I, jak zostało wspomniane, jeśli nie weźmiemy się w garść, ci Bułgarzy przed sezonem 20/21 nas łykną.
Naszą degrengoladę widać również w klubowym rankingu UEFA. W pierwszej setce mamy jedną Legię, na 54. miejscu, ale pewny jest jej spadek o co najmniej 20 lokat. Ale tak: kiedy my do czołowej setki wrzuciliśmy jedną ekipę, choćby Czesi i Serbowie po dwie. Idąc dalej, w pierwszej dwusetce mamy jeszcze Lecha Poznań (135. lokata). Natomiast przykładowi Duńczycy dziewięć, Czesi cztery, Szwedzi trzy, Słowacy trzy,
I będzie z nami tylko gorzej, jeśli powtórzy się kolejny taki sezon w pucharach, jak dwa ostatnie, kiedy kończyliśmy granie, gdy wszyscy poważni zaczynali. Czy mamy jednak pewność, ze tak się stanie, że weźmiemy się do roboty? Nie, absolutnie nie mamy takiej pewności, bo na pytanie, gdzie jest polska piłka, odpowiadamy: w lesie.
Fot. FotoPyk