– Chcemy przenieść do Ekstraklasy pierwszoligową Miedź, która potrafi przejąć kontrolę nad meczem i dyktować warunki, niezależnie od rywala. Nie możemy się bać. Strach to największy czynnik paraliżujący w sporcie. U nas go nie będzie – mówił przed sezonem na naszych łamach trener Miedzi Legnica, Dominik Nowak. I faktycznie, strach to ostatnia rzecz, którą możemy zarzucić legniczanom. W większości meczów starającym się grać w piłkę, co w naszej lidze nie jest przecież normą. I co – tak po prostu – może się podobać.
Choć nie da się ukryć, że w ostatnich dwóch spotkaniach oglądaliśmy już inny, zdecydowanie mniej efektowny zespół. – Jako trener, nie zamierzam chować głowy w piasek. Nie można się zamartwiać, tylko trzeba jak najszybciej znaleźć skuteczny sposób, by wrócić do naszego dobrego grania. By wróciła jakość. Bo każdy widział, że w Poznaniu nie oglądaliśmy Miedzi, którą znaliśmy wcześniej. To był bardzo słaby mecz w naszym wykonaniu, stać nas na wiele więcej. Tak naprawdę graliśmy dobrze przez zaledwie 20 minut. O wiele za mało, by myśleć o zwycięstwie – przyznaje otwarcie szkoleniowiec legniczan.
Ale po kolei. Na początku sezonu trener nie rzucał słów na wiatr, przy okazji udowodnił, że jest konsekwentny. I przede wszystkim się nie boi. Początki beniaminka w Ekstraklasie były trudne, mimo że jego piłkarze nie prezentowali się źle. Ale filozofia nie zdawała egzaminu, głośno zastanawiano się, czy nie zostanie szybko przedefiniowana. Nowak jednak ani przez chwilę nie miał wątpliwości, że obrał właściwą drogę.
– Większość meczów pokazała, że jesteśmy konsekwentni w tym, co chcemy grać. I tak konsekwencja będzie nadal. Jesteśmy na półmetku rundy, nawet trochę dalej. Jako sztab, mamy swoje wnioski. Uważamy, że droga, którą obraliśmy, jest właściwa, choć uważamy, że ilość punktów, którą mamy na koncie, nie jest wystarczająca. Chcielibyśmy posiadać ich więcej. Zwróćmy jednak uwagę na to, jak układało się kilka spotkań tego sezonu. Równie dobrze mogliśmy mieć trochę większy dorobek. Przykładem mecz z Górnikiem Zabrze, który powinniśmy wygrać. Jednak – za sprawą błysku Szymona Żurkowskiego – skończyło się 1:3 – przyznaje.
1:3 z Górnikiem. Z jednej strony bolesne, z drugiej – definiujące Miedź początku sezonu. 1:3 po którym dało się usłyszeć wyraźne, coraz donośniejsze głosy, że chyba warto coś zmienić. Że taktyka trenera Nowaka jest pierwszoligowym reliktem przeszłości, który sprawdzał się poziom niżej, a w Ekstraklasie nie ma prawa bytu. Ale szkoleniowiec widział, że jego zespół prowadził grę, dominował na boisku, więc trzymał się obranego kursu. Ale tydzień później znów dostał w czapę, tym razem w Gdańsku. Później zremisował z Koroną. Miedź prowadziła grę, Miedź mogła się podobać, ale Miedź niebezpiecznie osuwała się w tabeli. Wiary jednak nie brakowało, do tego – zupełnie niespodziewanie – wystrzelili tacy zawodnicy jak Ojamaa czy Forsell. Gra się zazębiła, wyniki przyszły.
– Mimo słabszych wyników na początku sezonu, ani przez chwilę nie myślałem o zmianie stylu gry. Miedź dominująca, Miedź grająca ofensywie, to Miedź, którą chcę cierpliwie budować. Cierpliwości musi starczyć wszystkim, ale nie ma mowy o kroku w tył. Bo zmiana stylu gry byłaby krokiem w tył. Wysłalibyśmy rywalom jasny sygnał, że schodzimy na złą drogę. Kombinowanie to droga donikąd, trzeba być konsekwentnym. Ważne, żebyśmy z tygodnia na tydzień byli lepsi, trzymając się swojej filozofii. Do tego potrzebujemy przede wszystkim zdrowych zawodników – kontynuuje.
Właśnie, zdrowych zawodników. Z nimi w Miedzi jest problem. Ich brak miał wpływ na to, że beniaminek w ostatnich starciach – z Legią i Lechem – wyglądał tak a nie inaczej. Czyli zdecydowanie słabiej niż wcześniej. Nie dominował, nie punktował. Generalnie chwalimy zespół Dominika Nowaka za styl, trenera za obraną filozofię, ale w tym wszystkim nie zapominajmy, że zajmuje on dopiero jedenaste miejsce w tabeli, między innymi za krytykowaną od początku sezonu Arką.
– Na to, że w Poznaniu wyglądaliśmy inaczej niż w poprzednich spotkaniach nałożyło się kilka problemów. Przede wszystkim związanych z kontuzjami. Szybko wypadł Marquitos, który ma złamaną kość sródstopia. Dzisiaj zostanie poddany operacji. Nie należy się spodziewać, że zobaczymy go w tej rundzie. Szkoda. Fatalne wejście Rafała Janickiego. Nie upatrywałbym się wielkiej złośliwości ze strony obrońcy Lecha, jednak nie ukrywam – na tego typu zagrania trzeba zwracać jeszcze baczniejszą uwagę. Takie rzeczy trzeba eliminować. Do tego wcześniej wypadli Omar Santana i Rafał Augustyniak. Mieliśmy problem w środku pola. Dodając do tego Petteriego Forsella, który grał z dolegliwościami żołądkowymi, widać, że nie znaleźliśmy się w korzystnej sytuacji.
Buduję Miedź według swojego pomysłu, chcę dominować, ale pamiętajmy – to jeszcze nie jest zespół, który gra idealnie i spełnia wszystkie założenia. Nawet w dobrych, zwycięskich meczach nie graliśmy idealnie. Potrzebujemy czasu i cierpliwości. Nie ma co ukrywać – równie ważny jest potencjał ludzki. Coś sobie zakładaliśmy, a przed spotkaniem albo w jego trakcie wypadły nam najważniejsze „ósemki” i „dziesiątki”. Siłą rzeczy zrobił się problem. Mówi się, że nie zagraliśmy w Poznaniu tak, jak przyzwyczailiśmy w poprzednich spotkaniach. Ale pamiętajmy o naszej sytuacji kadrowej, o roszadach, które musieliśmy przeprowadzić. Potrzebna była zmiana systemu spowodowana sytuacją kadrową, która – co naturalne – przy okazji sprawiła, że zespół potrzebował czasu, by się w nowym ustawieniu odnaleźć. To nie było łatwe spotkanie, ale nie chcę się tłumaczyć. Na pewno mogę obiecać, że będziemy konsekwentni. Nadal będziemy trzymać się swojego sposobu gry, gdzie będziemy faktycznie dominować. Za chwilę jest przerwa reprezentacyjna. Wiadomo, Marquitosa nie będziemy mieli, ale liczę, że inni zawodnicy się wykurują. Nowi gracze – Szczepaniak, Camara, Borja Fernandez – dobrze się wprowadzają, to też jest ważne. Ale nie jest tak, że od razu będą grali tak, jak oczekujemy. Wiem jednak, że ciężko pracują, słuchają i powoli wtapiają się w nasz styl gry – tłumaczy trener.
Miedź nie poradziła sobie z problemami kadrowymi. Nie odnalazła się w nowym ustawieniu. Dominik Nowak zapewnia jednak, że jego zespół posiada plan B, nad którym trzeba jednak trochę popracować i – w związku z problemami kadrowymi – wcielić go w życie. W pierwszej lidze zdarzały się mecze, w których jego zespół grał trójką obrońców. W Ekstraklasie możliwa jest gra dwójką napastników. – Będziemy się zastanawiać. Na razie na spokojnie przeanalizowaliśmy mecz z Lechem, wszystko zebraliśmy do kupy. Od dzisiaj, od rana zaczynamy głębszą analizę najbliższego przeciwnika, Piasta. Czasu jest niewiele, ale mamy przygotowane dwa-trzy warianty, które będziemy starali się wcielić w życie – mówi Nowak
– W naszej grze są mankamenty, musimy sporo poprawić. Oczywiście, cieszymy się, że odbiór jest dobry, że jesteśmy chwaleni, jednak twardo stąpam po ziemi. Było kilka meczów, w których prezentowaliśmy się nieźle, ale są szczegóły i elementy, które jeszcze nie funkcjonują najlepiej. Jako sztab, musimy mocno nad nimi wraz z zawodnikami pracować. Myślę, że z tygodnia na tydzień będzie lepiej. Chodzi przede wszystkim o grę w obronie. Nie tylko o organizację gry w defensywie całego zespołu, bo zdarzały się mecze, w których była ona na bardzo wysokim poziomie. Ktoś może sobie pomyśleć, że mówię rzeczy niestworzone, ale spójrzmy – z Legią byliśmy w stanie przez długie fragmenty pierwszej połowy, do momentu straty drugiej bramki, kontrolować spotkanie. Po strzelonej bramce, totalnie zdominowaliśmy rywali. To są fajne fragmenty. Ale z drugiej strony indywidualne zachowania zawodników w wielu sytuacjach w obronie – chociażby w akcjach jeden na jeden – spowodowały, że straciliśmy kilka bramek. Tak jak z Lechem. Dwie bramki bardzo podobne, wiemy, kto zawinił, przekazaliśmy to zawodnikom. Choć wiadomo, to była też ciągłość akcji, dlatego nie chciałbym mówić o tym publicznie. Do tego dochodzi jeszcze koncentracja przy stałych fragmentach gry, szybkiej organizacji po stracie piłki. Widać, że mamy sporo do poprawy. Ekstraklasa na pewnym poziomie nie wybacza – analizuje trener.
Na koniec, zapytany o ocenę postawy drużyny po dziesięciu kolejkach otwarcie przyznaje, że nie jest w pełni zadowolony, biorąc pod uwagę liczbę punktów. – Ale znając życie, nawet gdybyśmy byli wyżej w tabeli, i tak nie byłbym w pełni usatysfakcjonowany. Trzeba sobie stawiać wysokie cele. Ja takie postawiłem. Nie wiem, jak to wyjdzie, ale walczymy o pierwszą ósemkę. Uważam, że to realny cel, który możemy osiągnąć. Generalnie zdobycz punktowa nie powoduje strachu, ale musimy być czujni. Tak jak łatwo popada się w samozachwyt, tak łatwo można popaść w kryzys. Na spokojnie musimy odbudować swoje morale po przegranych meczach. Po niezłych spotkaniach, ale tylko dłuższymi lub krótszymi momentami. Do straty drugiej bramki z Legią i jeżeli chodzi o ostatnie 20 minut z Lechem. To fragmenty, które dają nadzieję i do których musimy dążyć.
Norbert Skórzewski
Fot. FotoPyk