Coś niedobrego dzieje się z Bayernem Monachium. Słowo “kryzys” podobno należy do najczęściej nadużywanych wśród ludzi interesujących się futbolem i w tym przypadku również jest chyba trochę za wcześnie, by mówić o nim w kontekście monachijczyków, ale ostatnie 270 minut w wykonaniu tej drużyny to na przemian bicie głową w mur i dawanie prezentów rywalom. Rozumiemy, że trwa Oktoberfest, no ale bez przesady!
Mówimy o meczu z Augsburgiem w Bundeslidze, który skończył się remisem 1-1, o porażce z Herthą 0-2 w ostatniej kolejce, a także o dzisiejszym starciu z Ajaksem w Lidze Mistrzów. Na własnym boisku mistrzowie Niemiec nie dali Holendrom rady. Trzeba powiedzieć, że remis to w zasadzie trochę frajerskie rozstrzygnięcie… dla gości.
22 – 20, 19, 20, 26 – 21, 32, 28 – 25, 21, 29. To wiek zawodników wyjściowego składu Ajaksu. Z ławki weszli dwaj 20-latkowie. Wspominamy o tym dlatego, że ci w dużej mierze młodzi zawodnicy w długich fragmentach meczu zamieniali się rolami ze starymi wygami z Bayernu. Zamiast biegać za piłką, przejmowali ją w swoje posiadanie i robili bardzo fajne rzeczy, które mogły – a w wielu przypadkach powinny – kończyć się wbiciem futbolówki do bramki Manuela Neuera. No a młokosi z defensywy potrafili sobie poradzić zarówno z doświadczonymi skrzydłowymi, jak i z jednym z najlepszych napastników na świecie. Niektórzy zostali schowani tak głęboko do kieszeni, że znajdą się chyba dopiero wtedy, gdy rzeczy będą oddawane do prania.
Skoro już wspomnieliśmy o Lewandowskim, to krótko podsumujemy jego występ, bo z naszej perspektywy to jeden z ciekawszych wątków. Krótko, bo tu za bardzo nie ma o czym gadać. Napastnik Bayernu wyglądał dziś jak w wielu meczach reprezentacji – był skutecznie odcinany od podań, musiał stoczyć ciężką fizyczną walkę i szukać dla siebie miejsca poza polem karnym. Jeśli chodzi o okazje strzeleckie, naliczyliśmy trzy, ale o żadnych setkach nie może być mowy. Raz został przytomnie uprzedzony przez bramkarza, raz sieknął z wolnego prosto w mur, raz pomylił się po strzale głową. Wysokiej noty z tego nikt nie skleci.
Bayern w zasadzie tylko dobrze zaczął. Od początku siadł wysoko na rywala, tworzył okazje strzeleckie i zdobył bramkę za sprawą Hummelsa, który wykorzystał dośrodkowanie Robbena. Później zaczęły się ostrzeżenia ze strony Holendrów, ale monachijczycy albo je zignorowali, albo nie potrafili właściwie zareagować. Podobał nam się szczególnie Hakim Ziyech, takie żywe srebro w ekipie gości. Do bramki Neuera trafił jednak inny reprezentant Maroka, bo to Mazraoui w 22. minucie wykorzystał podanie Tadicia.
Później nastąpiła wymiana ciosów, choć albo chybionych, albo w ostatniej chwili zatrzymanych. A to nieznacznie pomylił się Martinez, a to Neuer obronił strzał wspomnianego Ziyecha. A to Niemiec jeszcze poradził sobie z Tadiciem i chwilę później z Tagliafico, a to zobaczyliśmy festiwal pudeł od Muellera i Thiago. Już po 70. minucie mieliśmy też wyborną sytuację Van de Beeka, paradę Onany po strzale Jamesa i – w doliczonym czasie gry – poprzeczkę po strzale z wolnego Schoene i interwencji Neuera.
To mógł być nokaut, ale rywal ustał na deskach ostatkiem sił. Jednak gdybyśmy mieli – pozostając przy nawiązaniu do boksu – rozstrzygać to starcie na punkty, to wskazalibyśmy na Holendrów.
Bayern Monachium – Ajax Amsterdam 1:1 (1:1)
1:0 – Hummels 4′
1:1 – Mazraoui 22′
Fot. FotoPyK