– Kilka lat temu moja mama miała raka piersi, ta sytuacja bardzo mną wstrząsnęła. To było straszne patrzeć, jak cierpi, jak traci włosy. W końcu powiedziałem jej: „Mamo, dłużej nie dam rady. Albo znajdę jakiś klub na północy, blisko domu, albo skończę karierę”. Ale mama była bardzo kategoryczna: „Nie ma mowy synu, musisz robić to, co kochasz. Gdybyś ze względu na mnie skończył grać w piłkę, to jeśli nie rak, to zabiłaby mnie twoja decyzja!” – mówi w rozmowie z “Super Expressem” Andre Martins, nowy piłkarz warszawskiej Legii.
GAZETA WYBORCZA
Mecz weekendu w Europie? Juventus – Napoli to bardzo mocny kandydat.
Kiedy wiosną piłkarze Napoli przyjechali tutaj, by w ostatniej akcji wbić Juventusowi zwycięskiego gola, w ich mieście zadrżała ziemia – wstrząsy zarejestrowała aparatura Europejsko-Śródziemnomorskiego Centrum Sejsmologicznego (…). Neapolitańczycy zwariowali po jednym meczu, wcale nie rozstrzygającym. Tak opętańczo pragną tytułu. Ściślej: nie całkiem wiadomo, czy bardziej pożądają triumfu, czy obalenia hegemonii turyńczyków, w których widzą sztandar obrzydliwie bogatej, prześladującej ich Północy. Wrogość wykracza dalece poza sport – w obu miastach mecze poprzedza często obrzucanie butelkami autobusu z przyjezdnymi, zwłaszcza w tym południowym trzeba mobilizować gigantyczne siły policyjne i na wszelki wypadek wyłączyć z ruchu niektóre ulice.
SUPER EXPRESS
Wczoraj Piotr Koźmiński zaserwował rozmowę z Cafu, dziś przyszedł czas na innego zawodnika Legii – Andre Martinsa.
Nie wszyscy o tym wiedzą, ale był moment, w którym poważnie zastanawiałeś się nad zakończeniem kariery, i to w młodym wieku.
To było związane z chorobą mojej mamy. Kilka lat temu miała raka piersi, ta sytuacja bardzo mną wstrząsnęła. Ja jestem z północy Portugalii, ale szybko trafiłem do Lizbony, do Sportingu. I kiedy mamę dopadła choroba, nie mogłem sobie z tym poradzić. Ze względu na odległość mogłem ją widzieć tylko raz w tygodniu. To było straszne patrzeć, jak cierpi, jak traci włosy. W końcu powiedziałem jej: „Mamo, dłużej nie dam rady. Albo znajdę jakiś klub na północy, blisko domu, albo skończę karierę”. Ale mama była bardzo kategoryczna: „Nie ma mowy synu, musisz robić to, co kochasz. Gdybyś ze względu na mnie skończył grać w piłkę, to jeśli nie rak, to zabiłaby mnie twoja decyzja!”. Na szczęście sprawy dobrze się potoczyły. Szybko przeprowadzono operację i udało się wygrać z chorobą.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Portugalczycy z Lecha w kryzysie. Amaral i Tiba grają zdecydowanie poniżej możliwości, jakie zaprezentowali na starcie rozgrywek.
– W pierwszych meczach gra się zawsze na emocjach. Każdy chce się pokazać i tak było w ich przypadku. Zostali okrzyknięci gwiazdami, ale to nie wystarczy – mówi trener zespołu Ivan Djurdjević. – Gorszy moment wynika z tego, że wciąż adaptują się do nowych warunków i sporo rzeczy wpływa na ich postawę. Żona Pedro Tiby jest w ciąży i to powoduje stres zawodnika, który nie zawsze dobrze wpływa np. na sen – tłumaczy.
Na środku obrony Cracovii zmieniła się hierarchia – Niko Datković nagrodzony za cierpliwość, Dytiatjew ukarany za niesubordynację.
Wiosną rozegrał tylko pięć meczów w podstawowym składzie – większość pod koniec rozgrywek, kiedy Pasy były pewne utrzymania. Nowe rozgrywki nie zaczęły się lepiej, bo pierwszy raz na murawie pojawił się dopiero w szóstej kolejce. Od dwóch spotkań trener Michał Probierz stawia jednak na Chorwata kosztem Dytiatjewa. – W obronie mieliśmy trochę problemów. Ołeksij w pewnym momencie chciał wprowadzać za dużo nie takich elementów jak te, które ćwiczymy. Dlatego hierarchia się zmieniła.
Koke przed derbami Madrytu: Każdy piłkarz wie, że grając w Atletico można rywalizować z Barcą i Realem. To czasem znaczy więcej niż pieniądze.
W ostatnich pięciu meczach derbowych na Bernebeu Atletico nie przegrało ani razu. Dlaczego wasz zespół tak się rozwinął? I w jaki sposób jest w stanie utrzymywać się na topie, gdy Barca i Real wydają wielką kasę na transfery?
Kilka lat temu Atletico nie miało tej siły przyciągania, którą ma teraz. Kiedyś, gdy ktoś się wyróżniał, przychodził wielki klub i po prostu go kupował. Teraz mamy argumenty, zarówno sportowe jak i finansowe, by zatrzymywać nasze gwiazdy. Zachowujemy się z rozsądkiem. Zawsze szliśmy krok po kroku. Szefowie nie wykonywali żadnych gwałtownych ruchów ani nie inwestowali ponad stan mimo tego, że nasze przychody rosły, bo docieraliśmy do finałów Ligi Mistrzów i Ligi Europy oraz zdobyliśmy mistrzostwo Hiszpanii. Dziś każdy piłkarz wie, że grając w naszych barwach można rywalizować z Barceloną i Realem jak równy z równym. To ma kolosalne znaczenie. Czasem nawet większe niż pieniądze.
Deportivo Alaves prowadzone przez Abelardo rewelacją La Liga.
Za przemianą klubu z Vitorii stoi właśnie osoba trenera. Człowieka z niezwykle silną osobowością, również lojalnego i uczciwego w działaniach, dlatego piłkarze stoją za nim murem (…). Dziesięć miesięcy temu Abelardo przejął zespół zmierzający do drugiej ligi. Mimo jednego z najmniejszych budżetów w lidze, od tamtej pory zdobył 52 punkty, czyli mniej tylko od Realu Madryt (62), Atletico (63) i Barcelony (71). W Hiszpanii o zespołach spoza wielkiej trójki mówi się „la otra liga”, czyli „inna liga”. I w tej drugiej przewodzą właśnie zawodnicy Abelardo.
Domenico Tedesco i jego Schalke w tym sezonie nie zachwyca.
Pięć kolejek, pięć porażek i zero punktów. Tak wygląda bilans drużyny z Gelsenkirchen. Wicemistrzowie Niemiec, imponujący w poprzednim sezonie przygotowaniem fizycznym i taktycznym, na razie prezentują się fatalnie i przegrywają z każdym. O ile porażkę 0:2 z Bayernem Monachium każdy niemiecki klub ma niemal zaplanowaną, o tyle strata trzech punktów z Freiburgiem lub Wolfsburgiem jest dla takiego zespołu jak Schalke fatalnym wynikiem. A głównym winowajcą klasycznego falstartu ogłoszono w Niemczech właśnie młodego trenera.
W swojej rubryce Tomek Ćwiąkała pisze o Cristiano Ronaldo, czyli „szalonym pożeraczu życia”.
Kiedyś Luiz Felipe Scolari nazwał Ronaldo „szalonym pożeraczem życia”. Od kiedy CR trafił do United, powtarzał każdemu, że będzie najlepszy na świecie. Nie zmieniło się to do dziś, mimo że na wiele spraw mógłby już dawno machnąć ręką. Każdy gol – ekstaza. Każda zmarnowana sytuacja – atak rozpaczy. Nawet z Sassuolo, gdy ma już na swoim koncie dwa trafienia. Kiedy trafił do Juventusu, wielu zastanawiało się, jak zaadaptuje się do nowej drużyny. Pytanie tymczasem powinno brzmieć – jak zespół dostosuje się do Ronaldo. I przede wszystkim – czy zespół będzie gotowy, by momentami przestać być zespołem na rzecz monstrualnych ambicji człowieka, który nigdy nie jest z siebie zadowolony.
fot. FotoPyK