Reklama

Poznajcie ekipę Huraganu Morąg. „Już przed meczem Zagłębie nas lekceważyło”

redakcja

Autor:redakcja

28 września 2018, 10:29 • 13 min czytania 32 komentarzy

MKS Kaczkan Huragan Morąg jak na razie sprawił jedyną sensację w I rundzie Pucharu Polski, bo odpadnięcie po karnych Zagłębia Sosnowiec w Grudziądzu to chyba jednak „tylko” niespodzianka. Skromny trzecioligowiec w środę zawstydził piłkarzy Zagłębia Lubin, wygrywając 3:2 i sprawiając, że w miedziowym klubie doszło do mocnego tąpnięcia, o którym więcej tutaj mówił nam prezes Mateusz Dróżdż. Kim są ci, którzy sprawili, że Mariusz Lewandowski i jego podopieczni musieli się rumienić ze wstydu?

Poznajcie ekipę Huraganu Morąg. „Już przed meczem Zagłębie nas lekceważyło”

 – Wielka sprawa pokonać rywala grającego trzy klasy wyżej. Jak wpadały kolejne gole, chyba nikt z nas do końca nie dowierzał, że takiemu rywalowi możemy się tak mocno przeciwstawić – mówi obrońca Igor Biedrzycki, który dołączył do klubu z Morąga na stałe po odejściu ze Stomilu Olsztyn (jesienią tamtego sezonu był wypożyczony). To syn nieżyjącego już byłego piłkarza, a później dyrektora sportowego Stomilu Andrzeja Biedrzyckiego oraz brat Wiktora, który latem przeszedł z olsztyńskiego klubu do Górnika Zabrze. 25-letni Igor ma w CV kilkanaście pierwszoligowych występów dla Stomilu, a w barwach Znicza Pruszków otrzaskał się w II lidze.

Dziś jeszcze konsumujemy ten sukces, ale od jutra musimy już myśleć o bardzo trudnym wyjazdowym meczu z Lechią Tomaszów Mazowiecki. Udało się wywalczać awanse z Huraganem, z Sokołem Ostróda też wszedłem do III ligi, ale medialnie to na pewno największe osiągnięcie w mojej pracy trenerskiej. W Stomilu Olsztyn przez dwie kolejki prowadziłem zespół w Ekstraklasie, o tym jednak tak głośno nie było (śmiech). Na pewno ta wygrana pozostanie w pamięci na długo – nie ukrywa trener Czesław Żukowski. On w latach 1994-1996 uzbierał w koszulce Stomilu 46 spotkań w elicie.

 – Czeka się na takie mecze. To najpiękniejszy moment w historii klubu, a przynajmniej tej, którą ja pamiętam. Pokazaliśmy charakter i niezłe umiejętności – kwituje pomocnik Paweł Galik, kapitan i wychowanek Huraganu.

Do przerwy nic nie zapowiadało fatalnego obrotu wydarzeń dla faworyta. Prowadził i miał kolejne sytuacje. Trener Żukowski na konferencji przyznał, że ciśnienie z jego podopiecznych zeszło dopiero po… utracie gola. – Mamy kilku chłopaków z przeszłością w pierwszej czy drugiej lidze. My jakiejś większej tremy nie odczuwaliśmy, ale są też młodzi zawodnicy, dla których był to pierwszy mecz o tak dużej randze. Zagłębie na początku nas zdominowało, dochodziło do klarownych sytuacji. Po bramce faktycznie ciśnienie zeszło, jeszcze przed przerwą wypracowaliśmy sobie dwie niezłe okazje – komentuje Biedrzycki.

Reklama

 – Otoczka tego meczu długo wisiała w powietrzu, wszyscy na niego czekali. Oczekiwania mimo wszystko były spore, po cichu każdy liczył na niespodziankę. Na początku Zagłębie dominowało zdecydowanie ze względu na umiejętności i przygotowanie piłkarzy. Po 0:1 złapaliśmy boiskowy luz – dodaje Galik.

Piłkarze Huraganu celebrują gola na 3:1. Fot. newspix.plPiłkarze Huraganu celebrują gola na 3:1. Fot. newspix.pl

Trener Żukowski: – Na początku stres trochę nas zjadł, mieliśmy problemy przy agresywnej grze Zagłębia, pojawiały się też niewymuszone straty. Potem jednak opanowaliśmy nerwy i coś się ruszyło, przestaliśmy się wyłącznie bronić. W przerwie powtarzałem zawodnikom, że mamy tylko 0:1, że to żaden wynik w piłce i nic nie jest przesądzone. A co było w drugiej połowie – widzieliśmy. Trochę fartu z rzutem karnym, ale musieliśmy jeszcze strzelić trzy gole, a to już nie przypadek. Gdy wyrównaliśmy, dało się zauważyć, że rywale stracili pewność siebie. Zaczęliśmy wygrywać pojedynki – zwłaszcza na bokach – byliśmy bardziej agresywni, szybciej rozgrywaliśmy. 

Jakub Mares zaraz po zmianie stron zmarnował rzut karny, przenosząc piłkę nad poprzeczką. – To był przełomowy moment. Gdyby Mares wtedy podwyższył prowadzenie, Zagłębie prawdopodobnie zdecydowanie by wygrało, idąc za ciosem – nie ma wątpliwości Igor Biedrzycki. – Przy 0:2 raczej nic już byśmy nie zdziałali, biorąc pod uwagę klasę przeciwnika. Zagłębie pewnie by się cofnęło, zwolniło i do końca meczu byśmy ganiali za piłką – dodaje Paweł Galik.

Huragan uwierzył, że może coś zdziałać i zdobył dwie bramki po ładnych akcjach. Wyróżniał się Brazylijczyk Joao Augusto, który najpierw strzelił, a potem asystował. Na koniec gospodarze poprawili jeszcze rzutem wolnym Mateusza Jajkowskiego. – Krzyczałem do Mateusza, żeby strzelał, mimo że odległość była znaczna. Wiedziałem, że ma dobrze uderzenie, do tego śliskie boisko i wyszło super. Nie winiłbym jakoś mocniej bramkarza Zagłębia, wysoki kozioł na takiej murawie, piłka kopnięta precyzyjnie – chwali trener Żukowski.

Reklama

Emocje mieliśmy do samego końca, ale przypadkowe trafienie Zagłębia z 90. minuty po rzucie rożnym (początkowo zapisano je Maciejowi Dąbrowskiemu, ale później dodano do konta Maresa) niczego nie zmieniło. Ekipa, która w tym sezonie pokonała już Legię Warszawa i Lecha Poznań, a niedawno w derbowym starciu rozgromiła Śląsk Wrocław, musiała uznać wyższość drużyny z 15-tysięcznego miasteczka. – Zostały trzy minuty. Zagłębie próbowało dalekich podań, ale już niczego nie stworzyło – podkreśla Galik. – Gdyby mecz miał jeszcze trwać z pięć minut dłużej, mogłoby być różnie, a tak udało się dowieźć zwycięstwo – wtrąca Biedrzycki.

Skoro drużyna z Ekstraklasy przegrywa z trzecioligowcem, możliwości są dwie. Albo w gruncie rzeczy jej piłkarze prezentują podobny poziom, albo przeciwnika zlekceważyli. – Zawodnicy Zagłębia chyba nie zakładali, że mogą stracić jakąkolwiek bramkę. Niby dochodziliśmy do jakichś sytuacji, ale jakby nie traktowali tego poważnie, że naprawdę coś może im się stać. Dopiero gdy wyszliśmy na prowadzenie, do rywali dotarło, co się tu zaraz stanie – mówi Paweł Galik. I dodaje: – Jeszcze przed meczem miałem wrażenie, że Zagłębie nas lekceważy. Wiadomo było, że trener Lewandowski da odpocząć kilku kluczowym piłkarzom, ale patrzę na skład, a tam raptem czterech na rezerwie. Oho, na pewniaka przyjechali! Pierwsze 20-25 minut to pełna kontrola i może jeszcze dodatkowo utwierdzili się w przekonaniu, że wszystko musi pójść dobrze. Kibice po meczu też mówili, że tylko modlili się o nasze przetrwanie w tym okresie. I chyba tym bardziej goście byli potem zaskoczeni, gdy zaczęliśmy strzelać.

Podobnie uważa Igor Biedrzycki. – Oni nie byli przygotowani na utratę bramki wyrównującej, nie przypuszczali, że możemy postawić tak ciężkie warunki. Wiadomo, boisko i aura bardziej nam sprzyjały, ale odnosiłem wrażenie, że Zagłębie trochę lekceważąco podeszło do meczu.

Ostrożniejszy w osądach jest Czesław Żukowski. – Można zrobić trzy zmiany, dogrywki pewnie nie brali pod uwagę, więc w sumie się nie dziwię, że kadrę mieli węższą. Trener musi rotować składem, a kiedy nie dawać szansy kilku młodszym zawodnikom, jak nie w takich meczach? Czasami niestety trzeba za to słono zapłacić. A wyjściowa jedenastka Zagłębia wyglądała godnie, sześciu zawodników grających na co dzień w Ekstraklasie plus Bartosz Kopacz na zmianę. Z jakiegoś powodu ich tam wzięto i dano ekstraklasowe kontrakty. Nie przesadzałbym z tym mówieniem, że zostaliśmy zlekceważeni – komentuje szkoleniowiec Huraganu.

Trzecioligowiec do starcia z „Miedziowymi” podszedł wyjątkowo również jeśli chodzi o dni poprzedzające. – Mieliśmy zorganizowane małe zgrupowanie dzień przed meczem. Spaliśmy w hotelu, mogliśmy się lepiej przygotować. Bez względu na wynik zaplanowano pomeczową kolację, więc tym chętniej się na nią poszło – zdradza Biedrzycki.

W piąte losowanie kolejnej rundy. Na kogo chcieliby trafić nasi bohaterowie?

Czesław Żukowski: – W żadnej parze nie będziemy faworytem, więc jak spadać, to z wysokiego konia. Może nie w pierwszej kolejności chciałbym Legię czy Lecha, ale miło byłoby trafić na Jagiellonię Białystok. Pochodzę z tamtych rejonów, w trzecioligowej „Jadze” grałem pod koniec kariery. No i byłaby okazja zrewanżować się za wysoką porażkę w 1/16 finału Pucharu Polski, gdy prowadziłem Sokół Ostróda. Nie obraziłbym się też na Lechię Gdańsk. Pracuje tam mój kolega Jarek Bako, nawet dziś rozmawialiśmy.

Igor Biedrzycki: – Chciałbym trafić na Górnik Zabrze, bo zmierzyłbym się z bratem Wiktorem. Wiadomo, jeszcze muszą przejść Unię Hrubieszów, ale jestem spokojny. A jak miałby być ktoś inny, to byleby była Ekstraklasa, następna przygoda i duże wydarzenie dla Morąga.

Paweł Galik: – Życzę sobie rywala z najwyższej półki, tylko i wyłącznie Ekstraklasa. Sądzę, że reszta chłopaków podobnie.

Igor Biedrzycki

Pewnie jesteście ciekawi, w jakich realiach na co dzień funkcjonuje Huragan Morąg. Sami zainteresowani mówią o tym bez ogródek. – Mamy pół-zawodowstwo. Trenujemy popołudniami, trener prowadzenie drużyny łączy z pracą nauczyciela wychowania fizycznego. Większość starszych zawodników poza graniem w piłkę zarabia też gdzie indziej. Co nie zmienia faktu, że jak na trzecioligowe realia, również warunki finansowe mamy niezłe. Młodsi, nieraz mieszkając jeszcze u rodziców czy studiując, są w stanie jakoś się utrzymać, ci mający rodziny muszą mieć drugą pracę – tłumaczy Igor Biedrzycki.

I tak na przykład świetnie broniący w środę bramkarz Mateusz Lawrenc pracuje w wulkanizacji, strzelec gola na 2:1 Dariusz Boczko – w wojsku. Galik to również nauczyciel w-fu. Daniel Michałowski pomaga bramkarzowi Stomilu, Piotrowi Skibie w jego firmie produkującej sprzęt sportowy.

 – Ja też sobie radzę. Nie wiem dokładnie, w jakim kierunku to pójdzie, ale rozglądam się już za dodatkowym zajęciem. W tym momencie mogę działać na dwóch frontach, gdyby jednak była szansa ponownie pójść gdzieś wyżej, pewnie bym skorzystał. Nie pogodziłem się jeszcze z tym, że obecny stan rzeczy będzie już na stałe – dodaje Biedrzycki.

Pozostała dwójka naszych rozmówców zapuściła już korzenie lokalnie. – W Stomilu byłem asystentem i kierownikiem drużyny, miałem ten epizod w Ekstraklasie, ale w pewnym momencie dokształciłem się i zdecydowałem, że pozostanę przy sporcie pracując w szkole. A trenerką będą się zajmował tak, żeby można to było pogodzić i żebym miał z tego satysfakcję. Dziś pracuję w Zespole Szkół nr 3 w Barczewie, są tam klasy sportowe, ze zdolnymi chłopakami. Mam wiele radości z ich prowadzenia, czasami nawet z nimi pogram. Nie chodzi tylko o sport, ale również – a może przede wszystkim – o wychowanie. W trenerce poza lokalny futbol nie wyjdę, III liga to chyba szczyt możliwości. Priorytetem jest praca w szkole, to moje główne źródło utrzymania. Najważniejsze, że nadal odczuwam radość i zadowolenie – przedstawia swoją historię trener Czesław Żukowski.

Paweł Galik

Kapitan Paweł Galik zaakceptował fakt, że większej kariery już nie zrobi. – Jak każdy młody zawodnik, chciałem grać jak najwyżej. W 2012 roku wystąpiłem w sparingu Lechii Gdańsk, wcześniej byłem sprawdzany w ekstraklasowym jeszcze ŁKS-ie. Najpierw zimą, a potem po maturach miałem przyjechać ponownie. Doznałem jednak poważnej kontuzji, wypadłem na rok i trochę mnie to wyhamowało. Później byłem jeszcze na testach w paru miejscach, m.in. w Stomilu Olsztyn. Zawsze jednak czegoś brakowało, nie będę się na siłę usprawiedliwiał. Tak miało być. Mimo wszystko w Morągu też się spełniam. Ambicje mam większe, ale patrzę realnie. Już 28 lat na karku, a na miejscu mam poukładane życie zawodowe i prywatne. Pracuję w szkole w Olsztynie jako nauczyciel wychowania fizycznego, mogę to łączyć z grą w klubie. Rok temu zostałem ojcem, muszę myśleć o rodzinie. Dziś trochę wyższe dochody mam z klubu. Szkoła jednak zostanie na przyszłość, granie w piłkę kiedyś trzeba będzie zakończyć. Musiałbym dostać naprawdę super ofertę, żebym gdzieś wyjechał. Ostatnio miałem propozycję z drugoligowej Olimpii Elbląg, ale tam też musiałbym to godzić z inną pracą. Nie kalkulowało mi się to – opowiada.

Trener Żukowski z Huraganem Morąg również jest długo związany. – Pracowałem tu dziewięć lat, potem przez półtora roku byłem w Sokole Ostróda i od 2013 roku znów jestem w Morągu. Pierwszy raz przyszedłem, gdy klub wszedł z okręgówki do IV ligi. W 2008 roku wywalczyliśmy awans i do dziś jesteśmy w III lidze, reforma rozgrywek tego nie zmieniła.

Trener Czesław ŻukowskiTrener Czesław Żukowski

Ostatnio „Dziennik Polski” opublikował TOP 20 piłkarskich trenerów o najdłuższym obecnie stażu w Polsce – od Ekstraklasy do III ligi. Czesław Żukowski znalazł się na czwartym miejscu, pracując w jednym miejscu nieprzerwanie od lipca 2013 roku. – Bardzo długo całym sztabem szkoleniowym byłem ja i nikt więcej. Dwa lata temu powiedziałem jednak: dosyć. III liga już zobowiązuje, musimy się rozwijać. Dziś mam asystenta Piotra Żurawela, który prowadzi swoją akademię Żuri Football, dość znaną. To mój wychowanek jako piłkarz, czas leci szybko. W sztabie są też trener bramkarzy Andrzej Malesa, trener przygotowania fizycznego Przemysław Dobosz i fizjoterapeutka Monika Sadłowska. Bardzo dobrze nam się współpracuje, wszyscy dołożyli swoją cegiełkę. Cieszę się, że nie wszystko jest już na mojej głowie, zwłaszcza że czasami sprawy zawodowe nie pozwalają mi być na każdym treningu – uściśla szkoleniowiec.

Cała trójka jest mniej więcej zgodna, gdy zaczynamy poruszać temat ewentualnego awansu. – Nie ma wielkiego parcia w klubie. Mamy ambicje, żeby namieszać w stawce, ale niczego nie musimy – najłagodniej ujmuje to Igor Biedrzycki.

 – Nie jesteśmy przygotowani na drugą ligę. Pod każdym względem. Jeszcze musimy dorastać do awansu. Chciałbym, żebyśmy się harmonijnie rozwijali na szczeblu trzecioligowym. Ludzie rządzący klubem mają cierpliwość i zdają sobie sprawę z tego, w jakim miejscu jesteśmy – nie lukruje rzeczywistości Czesław Żukowski.

 – Klub małymi kroczkami idzie do przodu i stara się umacniać swoją pozycję w tej lidze, również finansową. Pozostaje kwestia stadionu. Tutaj jest wiele do zrobienia. Na przestrzeni kilkunastu lat praktycznie nic się nie zmieniło. Stary budynek, stara trybuna, stare boisko. Mamy jeden z brzydszych obiektów w naszej grupie III ligi. Są jakieś projekty zmian, które pewnie czekają tylko, aż znajdą się fundusze. Z takim zapleczem nie jesteśmy przygotowani na awans. Na dziś nie ma tematu. Kilka lat temu ktoś się wycofał z II ligi, mieliśmy prawo zająć to miejsce, ale klub chyba nawet nie składał takiego wniosku, wiedząc, że jest bez szans na pozytywną opinię – wspomina Paweł Galik.

A jak z bazą treningową? – Są dwa boiska treningowe, z czego jedno jest bardziej piaskowe niż trawiaste. Przy dobrej pogodzie to nam jednak wystarcza. Zimą musimy jeździć do Ostródy na sztuczną murawę. My takiej nie mamy – mówi kapitan.

Trener Żukowski na co dzień jest jednak zadowolony. – W Huraganie panuje dobra atmosfera do pracy. Miasto, w osobie burmistrza Tadeusza Sobierajskiego, przychylnie patrzy na klub. Od wielu lat mamy głównego sponsora Waldemara Kaczkana, który nie zawsze przeżywał z Huraganem tak miłe chwile jak teraz. Jest młody, zaangażowany prezes Adam Krawczyk. Cieszę się, że wraz z piłkarzami mogłem tym ludziom i całej lokalnej społeczności dać trochę radości. Czujemy wsparcie od całego środowiska, mogliśmy się odwdzięczyć – puentuje.

Morąska mieszanka rutyny z młodością słabo zaczęła nowy sezon, po sześciu kolejkach miała na koncie zaledwie jedno zwycięstwo. Ostatnie trzy kolejki to już siedem punktów, a w międzyczasie wygrana 4:1 w Pucharze Polski z Motorem Lubawa. Wcześniej jednak zdarzyło się nawet 0:5 ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. – Gra nie była tam taka zła, jak sugerowałby wynik. I również dlatego nie chcę się mądrzyć po zwycięstwie nad Zagłębiem, mam szacunek do Mariusza Lewandowskiego. Miło sobie porozmawialiśmy przed meczem. Taki to zawód, że jak nie idzie, wszystko skupia się na trenerze. Pracujemy na różnych poziomach, ale emocje, które człowiek w środku przeżywa, są bardzo podobne, więc mogę się wczuć w jego położenie – stwierdza Czesław Żukowski.

Póki co on i jego podopieczni mogą się delektować. Dla wielu chłopaków z Huraganu to największe osiągnięcie w karierze. – Mamy swoje chwile chwały, wszędzie gratulacje, telefony się rozdzwoniły. Nawet nieznane numery, ludzie, z którymi nie rozmawiało się parę lat. Oby to nie był jeszcze koniec tej przygody – podsumowuje kapitan Paweł Galik.

***

Oni ograli Zagłębie Lubin: Mateusz Lawrenc – Jakub Stankiewicz (75′ Adam Paliwoda), Igor Biedrzycki, Rafał Maciążek, Mateusz Jajkowski (gol na 3:1) – Patryk Rosoliński (46′ Dariusz Boczko – gol na 2:1), Daniel Michałowski, Piotr Łysiak, Paweł Galik, Rafał Kruczkowski – Joao Augusto (gol na 1:1).

AKTUALIZACJA: Żaden z rozmówców nie trafił z nazwą, ale podstawowe życzenie zostało spełnione. Huragan Morąg w kolejnej rundzie Pucharu Polski zmierzy się z Arką Gdynia.

PRZEMYSŁAW MICHALAK

Foto główne i pozostałe: huraganmorag.pl

Najnowsze

Live

LIVE: Co za koszmarny paździerz… Wciąż bez goli w meczu Raków – Stal

Michał Kołkowski
8
LIVE: Co za koszmarny paździerz… Wciąż bez goli w meczu Raków – Stal

Komentarze

32 komentarzy

Loading...