Jeśli czytacie nas w miarę regularnie, to zapewne doskonale wiecie, że wywiady z polskimi piłkarzami przepakowane są gdybaniem. Nawet nie ma sensu wymieniać wszystkich przeszkód, przez które nie wyszło, bo zaczęlibyśmy od standardowego “gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka”, a skończylibyśmy pół godziny później, brnąc w coraz to bardziej absurdalne wymówki. Jest jednak w polskiej piłce zawodnik, w przypadku którego trudno pominąć tego typu rozważania. Damian Dąbrowski, który – jak zapowiedział Michał Probierz – właśnie wraca do kadry meczowej Cracovii.
Do pewnego momentu był to w zasadzie okaz zdrowia. W sezonie 2014/15 opuścił 1 z 37 meczów ligowych – tylko dlatego, że musiał pauzować za żółte kartki. Kolejny układał się podobnie, aż w końcu przyszedł mecz z Lechem, w trakcie którego doznał kontuzji barku. Nie ma dobrego momentu na problemy ze zdrowiem, ale ten był wyjątkowo pechowy – Dąbrowski miał dostać szansę od Adama Nawałki, a i perspektywa wyjazdu na Euro 2016 nie była odległa. – Pamiętam jak byłem u dwóch lekarzy w Bielsku i Katowicach i obaj potwierdzili, że potrzebna będzie pauza. Powrót samemu do domu pod wieczór był ciężki. Myśli kołatały, wróciłem do domu i musiałem wlać do szklanki coś mocniejszego, żeby się z tym pogodzić – mówił później w wywiadzie z Jakubem Białkiem. A o kadrze dodawał tylko: – Każdy, kto ze mną rozmawia mówi, że uciekło mi Euro. Jakie Euro, jak ja nigdy nie byłem jeszcze na reprezentacji?
Może i było to dobre podejście, ale faktem jest, że Nawałka o nim nie zapomniał. Gdy tylko zawodnik wrócił do zdrowia, najpierw były powołania na mecze z Danią i Armenią, a później zaproszenie na spotkania z Rumunią i Słowenią. W tym drugim udało się zadebiutować, w 83. minucie zmieniając Krzysztofa Mączyńskiego. Przy czym niewiele brakowało, a i to ominęłoby gracza Pasów.
Pierwsze prognozy po tym bandyckim faulu Łukasza Tymińskiego mówiły o kolejnej straconej rundzie, ale skończyło się tylko na miesiącu pauzy. Mniej szczęścia Dąbrowski miał przed ostatnim sezonem, gdy zerwał więzadło krzyżowe. Po operacji i żmudnej rehabilitacji wrócił do gry dopiero w marcu.
27 minut przeciwko Pogoni Szczecin.
1 minuta przeciwko Sandecji Nowy Sącz.
42 minuty z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza.
W ostatnim meczu wyszedł w podstawowym składzie, ale jeszcze przed przerwą musiał zastąpić go Szymon Drewniak. Tym razem poszło więzadło w prawym kolanie.
Postawmy sprawę jasno – w bardzo krótkim czasie Dąbrowski miał więcej pecha, niż powinien mieć przez całą, trwającą kilkanaście lat karierę. Gdzie byłby dziś, gdyby nie te cholerne kontuzje? Pewnie nie w Cracovii, bo myślał już o wyjeździe do zagranicznego klubu, a szanse na to wynosiły więcej niż 50% – chciał nie tylko on, sami słyszeliśmy o konkretnym zainteresowaniu z Serie A, do której trafia ostatnio mnóstwo naszych.
Droga do takiego transferu znaczenie się wydłużyła, bo dziś Dąbrowski ma już 26 lat. Ale jeszcze nie jest za późno. Oby tylko dopisało zdrowie.
Fot. FotoPyK