Przeczytaliśmy na stronie internetowej Rzeczpospolitej wywiad z Mateuszem Klichem. Jest to lektura ciekawa, bo pomocnik Leeds United w kilku miejscach w swojej karierze był, trochę widział i parę osób poznał. No i nie ma co ukrywać – jeśli chodzi o elokwencję, to poziomu wśród polskich piłkarzy nie zaniża, a wręcz przeciwnie. I tylko jedna rzecz nas zastanawia, a mianowicie to, z jaką łatwością przyszło piłkarzowi skorzystanie z okazji do kopnięcia w tyłek Adama Nawałki, który poza początkiem swojej kadencji nie widział dla niego miejsca w reprezentacji.
Żal do byłego selekcjonera czuć przez całą rozmowę, choć wszystko – przynajmniej naszym zdaniem – mieściło się w ramach dobrego smaku. Klich potrafił też przyznać się do swoich błędów – ot, choćby mówiąc, że na odpowiednią dietę zaczął zwracać uwagę dopiero teraz, gdy Marcelo Bielsa zagroził piłkarzom wyrzucaniem do drugiej drużyny ze względu na wagę. I tak doturlaliśmy się prawie do końca rozmowy, aż pomocnik najpierw postanowił trochę podlizać się nowemu selekcjonerowi, w którego wizji się mieści, a jednocześnie wbić szpilkę poprzednikom (głównie Nawałce).
Trener ma jasny plan. Jak na selekcjonera to chyba coś nowego, że nie chce grać tylko z kontry i szybkimi skrzydłami. Ma inny pomysł, niż kopnąć piłkę do Roberta Lewandowskiego, liczyć, że Robert sam się przy niej utrzyma i najlepiej jeśli strzeli jeszcze trzy gole.
A następnie przejechać się po Nawałce już wprost, gdy dziennikarz postanowił podrążyć w temacie porównania obu selekcjonerów.
Trener Brzęczek wjechał i powiedział, jak chce, żeby wszystko wyglądało. Nie ubierał tego w poezję. Trener Nawałka był bardzo profesjonalny, mówił tak profesjonalnie, że nie było wiadomo, o co mu chodzi. Trzeba było się domyślać. Pracowałem z nim tylko na początku, nie mogę oceniać całej kadencji, słyszałem, że później się trochę zmienił. Brzęczek jest konkretny. Mówi to, co myśli. I nie nosi szaliczków.
Samej puenty nie skomentujemy, bo to raczej robota dla TVN Style i innego tego typu mediów, które mogłyby wziąć na tapet również dość nietypową stylówkę Klicha i urządzić modowy pojedynek pomiędzy panami. Byłoby dość zabawnie, gdyby na szyi Jerzego Brzęczka w przyszłości, na przykład w trakcie jesiennych meczów, też pojawiły się szaliczki – choćby za sprawą firmy, który ubiera reprezentację – ale mniejsza z tym.
Skupmy się na wcześniejszej części wypowiedzi, bo wydaje nam się, że Klich zupełnie nieświadomie sam sobie odpowiedział na pytanie, dlaczego przez te wszystkie lata Nawałka nie wykręcił jego numeru. Mówiąc brzydko: miał być wpierdol, a wyszedł wpierdol w drugą stronę. Prosta sprawa – skoro piłkarz nie potrafił pojąć tego, co chciał przekazać mu trener, to trener sięgał po zawodników, którzy potrafili. Skoro Klich musiał się domyślać, o co chodzi selekcjonerowi, to selekcjoner sięgnął na przykład po Krzysztofa Mączyńskiego, który wiedział i pod wodzą tego trenera wywalczył awans na mistrzostwa Europy, we Francji ugrał ćwierćfinał, a na dokładkę – abstrahując od samego mundialu – awansował na mistrzostwa świata.
Nawałka jest dziś łatwym celem i sami jesteśmy pierwsi w kolejce do wytykania mu tego, jak mocno pogubił się w końcówce swojej pracy z kadry, ale Klich ewidentnie pomylił odwagę z odważnikiem. Słabe to i kompletnie niepotrzebne. Życzymy mu jednak, by jak dłużej pozostawał wyróżniającym się piłkarzem w rozgrywkach pokroju drugiej ligi angielskiej, z czym do tej pory miał problem. Tak, żeby poziom sportowy trochę dojechał do ego.
Fot. FotoPyK