„Sport świetlicowy”, „niszowa dyscyplina”, „studencka przebijanka”, „popularność na świecie jest prawie żadna, mecze ogląda garstka widzów, najczęściej tylko rodziny i znajomi zawodników” – to klasyka gatunku jeśli chodzi o opinie wygłaszane przez anty-kibiców siatkówki. Trwający mundial to dobra okazja, żeby w końcu sprawdzić, jak naprawdę kształtuje się popularność siatki i które dyscypliny ona – nomen omen – przebija. Jasne, volleyball od czołowych sportów na wielu płaszczyznach wciąż dzieli przepaść, ale kilka liczb i tak może zaskakiwać.
Michał Kubiak sugerując, że siatkówkę w porównaniu do piłki nożnej uprawia kwiat inteligencji, na pewno nie pomógł w popularyzacji dyscypliny. O ile jego tezy dotyczące niełatwej do wyuczenia techniki użytkowej czy koordynacji ruchowej jeszcze jakoś się broniły, to porównania do futbolu i zapędzanie się w rewiry intelektualne było już kompletnie niepotrzebnym odpięciem wrotek. Efekt jego rozważań był taki, że ze zdwojoną siłą wróciła trochę bezsensowna dyskusja, ilu ludzi grzeje siatkówka i jaką wartość mają medale zdobywane przez biało-czerwonych.
Skoro jednak temat został już wywołany, postanowiliśmy sprawdzić fakty. W jakim miejscu sportowego łańcucha pokarmowego znajduje się siatkówka? Ile krajów zrzesza Międzynarodowa Federacja Piłki Siatkowej (FIVB)? Czy siatka aby na pewno nie mieści się w szufladce z napisem „sporty masowe”? Ilu Polaków odbija piłkę paluchami?
Jak świat patrzy na siatkówkę?
Oszacowanie rzeczywistego poziomu globalnej popularności poszczególnych dyscyplin nie jest prostą sprawą. Oczywiście, można dogrzebać się wielu rankingów, ale metodyka niektórych wydaje się być radosną twórczością autorów, bo aż trudno w nie uwierzyć. Chociaż naturalnie wszędzie zgadza się jedno – pierwsze miejsce pod względem popularności i oglądalności bezapelacyjnie zajmuje piłka. Tego faktu nie przekręciłby nawet najbardziej kreatywny pasek w TVP Info.
Na pewno warto pochylić się jednak nad analizą bloga Total Sportek, który przygotował zestawienie 26. najbardziej popularnych sportów globu. Autorzy dokonali tego jednak na podstawie analizy aż trzynastu faktorów: liczby widzów, oglądalności telewizyjnej, liczby profesjonalnych lig, umów na prawa telewizyjne, dealów sponsorskich, średnich poborów zawodnika najwyżej klasy rozgrywkowej, liczby rywalizujących krajów, pozycji w mediach społecznościowych, skali obecności w mediach, stopniu zainteresowania przez okrągły rok, regionalności, równości płci oraz dostępu ogółu społeczeństwa. I wygląda to tak:
- Piłka nożna
- Koszykówka
- Krykiet
- Tenis ziemny
- Lekkoatletyka
- Rugby
- Formuła 1
- Boks
- Hokej na lodzie
- SIATKÓWKA
Dziesiąte miejsce w całkiem sensownie zbudowanym rankingu. Najciekawsze jest jednak to, przedstawiciele których dyscyplin oglądają plecy siatkarzy. Na miejscach 11-26 mamy kolejno: golf, baseball, futbol amerykański, MMA, MotoGP, hokej na trawie, badminton, kolarstwo, pływanie, snooker, tenis stołowy, gimnastykę, piłkę ręczną, wrestling, narciarstwo oraz wyścigi konne. Daleka pozycja niektórych sportów na pewno może dziwić, ale cały czas miejmy z tyłu głowy trzynaście wymienionych wskaźników. Czy zatem siatkówkę z całym przekonaniem można nazywać dyscypliną niszową? O piłce ręcznej czy kolarstwie, które są z tyłu, raczej się tak nie mówi.
Idźmy dalej, tym razem do zestawienia obejmującego wyłącznie szacowaną liczbę fanów danej dyscypliny. Posłużymy się tutaj danymi przygotowanymi w 2014 r. przez Top10Zen Gems Of Human Knowledge:
900 mln fanów w skali globalnej i wcale nie taka duża strata do tenisa ziemnego – trzeba przyznać, wstydu nie ma.
Niektórym pewnie właśnie skoczyło ciśnienie, że ukochany sport Michała Kubiaka znalazł się tak wysoko i przebił m.in. koszykówkę, ale już spieszymy z wyjaśnieniem. A konkretnie robi to dr Wojciech Woźniak z Katedry Socjologii Ogólnej Uniwersytetu Łódzkiego w swojej analizie „Najlepsi na świecie? O fenomenie siatkówki i jej kibiców w Polsce”.
– Należy zwrócić uwagę na niezwykłe zróżnicowanie popularności poszczególnych dyscyplin na każdym z kontynentów. To powoduje, iż w skali globalnej, to liczba ludności danego kraju determinuje wynik w podobnych klasyfikacjach. Patrząc z polskiej, a nawet europejskiej perspektywy, tak wysoka pozycja krykieta, hokeja na trawie lub tenisa stołowego jest niewątpliwie zaskakująca. Biorąc jednak pod uwagę ich niezwykłą popularność w Indiach, Pakistanie czy innych krajach Azji Południowo-Wschodniej, najludniejszego regionu świata, przytaczane liczby stają się bardziej zrozumiałe – pisze Woźniak, który sugeruje więc, aby podchodzić do tej tabelki z pewnym dystansem.
Dobrze, a w których regionach świata nasza bohaterka jest najpopularniejsza? Często można spotkać się z opinią, że w „siatkówkę gra się tylko w Brazylii i w Polsce”. Patrząc na to, jak opakowana jest w tych krajach siatka (w Brazylii to sport numer dwa) i jak często Canarinhos zdobywają medale, można odnieść takie wrażenie, ale przecież nie jest to do końca miarodajne. Chociaż to prawda, jest to dyscyplina o regionalnej intensywności.
Patrząc na kontynenty, siatkówka najbardziej popularna jest w Ameryce Południowej (przede wszystkim Brazylia, Argentyna), Europie (czołówka to Włochy, Rosja, Polska) oraz Azji (prym wiodą Japonia i Chiny). Bardzo ciekawym przypadkiem są Stany Zjednoczone, które mają piekielnie silną reprezentację, ale za oceanem siatkówka to margines. Wystarczy wspomnieć, że nie ma tam… ligi zawodowej, tylko akademicka, dlatego najlepsi zawodnicy od lat grają za granicą. A przypomnimy – bo może nie każdy to wie – siatkówka została wymyślona właśnie w Stanach, w Massachusetts.
Kolejny ulubiony argument anty-fanów siatkówki brzmi mniej więcej tak: „skoro często zdobywamy medale dużych imprez, to znaczy, że nie ma dużej konkurencji i nie ma czym się jarać”. Ostatnio było sporo takich głosów, chociaż w rzeczywistości nasza kadra od trzech lat nie potrafi zdobyć nawet jednego medalu… A jak poziom konkurencji wygląda w rzeczywistości? Przeanalizowaliśmy wszystkie najważniejsze turnieje męskie rozegrane w ostatnich dwudziestu latach zwracając uwagę, ile nacji zdobywało w nich złote medale. Fakty są takie, że czołówka faktycznie nie jest wybitnie szeroka, ale też bez przesady, w piłce ręcznej czy hokeju na lodzie rywalizacja jest podobna. W siatce wyglądało to ostatnio tak:
- Igrzyska olimpijskie (pięć edycji) – 4 kraje (Jugosławia, Brazylia, Stany Zjednoczone, Rosja),
- Mistrzostwa świata (pięć edycji) – 3 kraje (Brazylia, Włochy, Polska),
- Mistrzostwa Europy (dziesięć edycji) – 7 krajów (Włochy, Jugosławia, Hiszpania, Polska, Serbia, Rosja, Francja),
- Liga Światowa (dwadzieścia edycji) – 8 krajów (Kuba, Włochy, Brazylia, Rosja, Stany Zjednoczone, Polska, Francja, Serbia),
- Puchar Świata (pięć edycji) – 3 kraje (Rosja, Brazylia, Stany Zjednoczone).
Kolejnym czynnikiem, który przeanalizowaliśmy, była liczba krajów zrzeszonych w FIVB. I tu ciekawostka, Międzynarodowa Federacja Piłki Siatkowej może pochwalić się prawie największym gronem członków:
- ITTF (tenis stołowy) – 225
- FIVB – 221
- IAAF (lekkoatletyka) – 214
- FIBA (koszykówka) – 213
- FIFA (piłka nożna) – 211
ITF (tenis ziemny) – 211 - IHF (piłka ręczna) – 208
- UCI (kolarstwo) – 190
- IGF (golf) – 151
- FIH (hokej na trawie) – 135
- IBAF (baseball) – 124
- WR (rugby) – 116
- IFAF (futbol amerykański) – 105
- ICC (krykiet) – 104
- IIHF (hokej na lodzie) – 76
Liczba federacji w połączeniu z 900-milionową widownią na świecie każe więc podać w wątpliwość, czy „nisza” na pewno jest sprawiedliwym określeniem dla siatkówki. Chociaż oczywiście liczba związków rozsianych po całej planecie nijak ma się do potencjału komercyjnego, który w przypadku siatki jest po prostu słaby. I porównywanie jej do piłki, koszykówki czy tenisa ziemnego, to jak porównywanie Opla Astry do Lamborghini Murciélago.
Powiedzmy to sobie szczerze, tutaj sponsorzy nie walą drzwiami i oknami, wystarczy zresztą spojrzeć w portfolio firm, które wspierają organizację trwających mistrzostw świata we Włoszech i Bułgarii. Najważniejszymi partnerami są Mikasa, Senoh, Gerflor, Schenker i Asics. Najbardziej znane marki to Honda i Volkswagen, ale one do koszyczka dorzucają znacznie mniej. Słowem, „najków” czy „adidasów” próżno tam szukać. Trochę bieda.
Polska, czyli Volley Land
Mając na uwadze powyższe dane można więc powiedzieć, że siatkówka w ujęciu globalnym to po prostu sport jeden z wielu. Od topowych dyscyplin na wielu płaszczyznach dzielą ją lata świetlne, ale z drugiej strony pewnie niektóre sporty chciałyby zajmować jej pozycję. Takie są fakty.
A faktem jest też to, że w Polsce – czy przeciwnikom to się podoba, czy nie – siatkówka jest obecnie sportem numer dwa. Nawet jeśli wciąż dostaje od piłki nożnej mocno po głowie, co pokazuje ten wykres przygotowany przez Główny Urząd Statystyczny:
Jak precyzuje GUS, według badania klubów sportowych za 2010 r., siatkarze stanowili 10,6 proc. z 934 822 wszystkich osób ćwiczących w klubach sportowych. Warto jednak pokreślić grubą kreską, że to dane sprzed ośmiu lat, a więc zostały zebrane przed pierwszym w historii zwycięstwem Polaków w Lidze Światowej w 2012 r. i zdobyciem tytułu mistrzów świata w 2014 r. A te sukcesy mogły przyciągnąć do dyscypliny jeszcze więcej młodych ludzi.
Skalę zainteresowania siatkówką nad Wisłą dobrze pokazał wspomniany mundial sprzed czterech lat. 103 mecze turnieju obejrzało z perspektywy trybun łącznie blisko 600 tys. osób (oczywiście nie byli to sami Polacy), co dało średnią ponad 5,5 tys. na mecz, a to jak na spotkanie siatkówki jest dobrym wynikiem. Jeszcze bardziej imponująca była oglądalność telewizyjna. Jak chwalił się Polsat, średnia minutowa dwóch anten (główny Polsat i kanał Polsat Volleyball 1) podczas finału Polska-Brazylia wyniosła 9,6 mln widzów.
Podsumowując, ogólną sytuację siatkówki na świecie można przedstawić na przykładzie… wyścigu kolarskiego. Mamy bardzo mocną ucieczkę, którą są piłkarze, za nimi w grupie pościgowej są m.in. koszykarze, tenisiści, bokserzy i lekkoatleci, a dalej już tylko kotłujący się peleton, gdzie o pozycję i uwagę publiczności walczą także siatkarze.
Dyskusja nad popularnością tej dyscypliny pewnie nigdy się u nas nie skończy, ale być może warto spojrzeć na to z innej strony i nie psuć sobie radości. Czy kibiców w Stanach Zjednoczonych obchodzi, że prawie cały świat ma w czterech literach futbol amerykański i baseball? Czy Anglicy mniej jarają się krykietem, bo poza kilkoma krajami mało kto rozumie o co w nim chodzi? Czy Węgrzy mają wyrzucić do śmieci piętnaście medali olimpijskich z water polo, bo odbijanie piłki w basenie dla większości wygląda komicznie?
RAFAŁ BIEŃKOWSKI
Fot. newspix.pl