Przeciągało się to niesamowicie, już mogło się wydawać, że jest po temacie, ale ostatecznie powrót Pawła Brożka do Wisły Kraków stał się faktem. Dopiero co go żegnano z honorami, pewnie uroniono jakąś łezkę, a tu okazuje się, że historia, która miała się zakończyć raz na zawsze, jeszcze będzie trwała. Czy to wszystko ma jednak sens i nie będzie klasycznym rozmienianiem się na drobne?
Wątpliwości jest sporo, bo Brożek ma już 35 lat, a jakość jego gry spadała od dwóch sezonów. W ostatnim odgrywał już tylko epizodyczną rolę. Gdyby nie bramka na koniec z Lechem Poznań, w ogóle nie byłoby czego wspominać. Doświadczony napastnik od początku jednak zapowiadał, że kariery kończyć nie zamierza i chce jeszcze pograć. W maju pisano nawet o zainteresowaniu Piasta Gliwice i Pogoni Szczecin. Temat jednak szybko ucichł, a nowe nazwy w kontekście tego piłkarza nie padały. W pewnym momencie zaczęło się wydawać, że nawet jeśli zakładał inaczej, przyjdzie mu zawiesić buty na kołku z powodu braku zapotrzebowania na jego usługi.
Nagle na początku sierpnia gruchnęła wieść, że Brożek zaczyna treningi z Wisłą i jeśli okaże się, że jego forma jest zadowalająca, to ponownie założy koszulkę “Białej Gwiazdy”. Zapowiadało się, że sprawa rozstrzygnie się w ciągu 2-3 tygodni. Jak widać, “trochę” się przeciągnęło, ale finał jest taki, jaki miał być.
Gdyby trzy miesiące temu ktoś przedstawił nam taki scenariusz na ciąg dalszy dla 35-letniego napastnika, uznalibyśmy, że jest on absurdalny i pytalibyśmy: po kiego grzyba?
Dziś jednak można na to patrzeć trochę inaczej. Przede wszystkim – odszedł Joan Carrillo, dyrektorem sportowym został Arkadiusz Głowacki, a trenerem Maciej Stolarczyk. Już się przekonaliśmy, jak wielką różnicę zrobiły te roszady. Dwaj ostatni sprawili chociażby, że o 180 stopni zmieniła się sytuacja Rafała Pietrzaka, który przy Hiszpanie szykował się do odejścia, za to po nowym rozdaniu wskoczył do składu i po kilku udanych meczach można już o nim mówić “reprezentant Polski”. Nie ma więc wątpliwości, że trener Stolarczyk dokładnie się nad tym ruchem zastanowił i zawczasu ustalił z Brożkiem, na jakich zasadach wraca. To bardzo ważne, bo trudno zakładać, żeby mógł on jeszcze regularnie grać w wyjściowej jedenastce. Raczej ma być uzupełnieniem składu, sprawiającym, że w razie absencji Zdenka Ondraska jedyną alternatywą w ataku nie będzie Marko Kolar. I to byłby zdrowy układ, który ma szansę się sprawdzić.
Skoro Brożek trenował już od grubo ponad miesiąca, czasu na ocenę jego przydatności było dużo. W zasadzie przeszedł solidny okres przygotowawczy, letnie obozy zazwyczaj są krótsze. To też argument za tym, że jego ponowny angaż nie jest skazany na niepowodzenie, zwłaszcza że Wisła się rozpędza. Przy odważnym, ofensywnym graniu nawet napastnikowi wchodzącemu z ławki łatwiej się wykazać.
Na pewno jednak w całej sprawie zawiera się też element pragmatyzmu. Mówiąc dokładniej – Wisła nie ma dziś kasy na żadne transfery (na dzisiejszej konferencji wprost powiedział to sam Stolarczyk), a w ataku możliwości miała za mało w perspektywie następnych miesięcy. W takim przypadku po prostu lepszy zasłużony i lojalny Brożek niż nikt.
Widzimy więc szansę, by mógł on być cennym uzupełnieniem składu. Jeśli takie jest wyjściowe założenie, wszystko strony mają perspektywy, żeby być zadowolone. Gdyby jednak sam zainteresowany – choćby i po cichu – liczył na coś więcej, nie wróżymy powodzenia. Oczekiwania na starcie są tutaj kluczowe.
Fot. Jakub Gruca/400mm.pl