Reklama

Rok temu „Wściekły Byk” przegrał swoją ostatnią walkę

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

19 września 2018, 21:24 • 5 min czytania 0 komentarzy

Jake LaMotta to legenda bokserskiego świata. Kiedy wchodził między liny, wszyscy wiedzieli jedno: szykowała się znakomita walka. Jego styl to gwarantował: nękał rywala od samego początku, zasypywał go gradem ciosów, a sam niespecjalnie trudził się unikaniem uderzeń, które leciały z naprzeciwka. Powodem do dumy było dla niego to, że ma „najwspanialszy podbródek w historii”, nikt nie był w stanie go znokautować. Dopiero w wieku 95 lat musiał uznać wyższość choroby. 

Rok temu „Wściekły Byk” przegrał swoją ostatnią walkę

Byk z Bronksu

Boksował właściwie od najmłodszych lat. Jego ojciec, włoski imigrant, podobno kazał mu walczyć z innymi dzieciakami, by zabawiać sąsiadów. Ci rzucali drobne monety do „ringu”, dzięki którym jego rodzice mogli zapłacić czynsz. Później trafił do poprawczaka. Przyłapano go na kradzieży. To tam rozpoczął swoją „karierę” boksera. Na zawodostwo przeszedł w 1941 roku, gdy wielu mężczyzn ze Stanów wyjeżdżało na wojnę. On nie musiał, bo uchroniła go przed tym… operacja wyrostka sutkowego na uchu.

W ciągu niespełna roku stoczył 20 walk. Wygrał 16 z nich, przegrał trzy, jedna pozostała nierozstrzygnięta. Jego najbardziej znanym pojedynkiem z tamtych czasów jest starcie z Jimmy Reeves w Cleveland, rodzinnym mieście Jimmy’ego. Miejscowa publiczność sprzyjała jednak… Jake’owi, który kilkukrotnie posyłał rywala na deski. Gdy ogłoszono, że LaMotta przegrał starcie przez decyzję sędziów, rozpoczął się chaos. Dookoła ringu walczyło ze sobą mnóstwo osób, publiczność buczała przez 20 minut. Miesiąc później Reeves wygrał, tym razem bez żadnych wątpliwości. Ich ostatnie starcie nokautem rozstrzygnął jednak „Byk z Bronksu”.

Skąd ten przydomek? Wziął się od jego stylu walki – LaMotta był istnym gnębicielem rywali. Od samego początku doskakiwał i nie odstępował przeciwnika ani na krok. Jake nigdy nie dysponował piekielnie mocnymi ciosami, ale potrafił wymierzyć ich piekielnie dużo w krótkim czasie. Zawsze był blisko, zawsze gotowy do dołożenia kolejnego sierpa czy prostego w głowę przeciwnika. On sam wytrzymywał wszystko. „Żaden sukinsyn nigdy nie zwalił mnie z nóg” powtarzał, choć nie było do końca prawdą – w 1952 podniósł się, ale nie był w stanie kontynuować walki z Dannym Nardico.

Reklama

Cukier 

Do historii przeszła jego rywalizacja z Sugar Ray Robinsonem, jednym z największych (o ile nie największym) pięściarzem w historii. Stoczyli ze sobą sześć walk i choć LaMotta wygrał tylko raz, to niemal każda z nich dostarczała fanom niesamowitych emocji. „Trzej najlepsi przeciwnicy, z jakimi walczyłem to Sugar Ray Robinson, Sugar Ray Robinson i Sugar Ray Robinson”, mówił Jake, gdy już skończył karierę.

Po raz pierwszy starli się w debiucie Robinsona w wadze średniej. Sugar już w pierwszej rundzie wylądował na deskach, ale w kolejnych przejął kontrolę nad pojedynkiem i wygrał przez decyzję sędziów. Drugie starcie należało do Jake’a – w ósmej rundzie posłał rywala na plecy. Robinsona uchronił gong kończący starcie, który wybrzmiał… gdy sędzia doliczył do dziewięciu. Starszy z bokserów nie był już jednak w stanie obrócić pojedynku na swoją korzyść, przegrywając po raz pierwszy w swej karierze. W kolejnej walce, która odbyła się zaledwie 21(!) dni później, Sugara znów uratował gong, dokładnie w chwili, gdy sędzia pokazywał dziewięć palców. LaMotta twierdził później, że Robinson wygrał przez decyzję sędziów tylko dlatego, że następnego dnia wstępował do armii.

Na ich czwartą walkę fani musieli poczekać dwa lata. Kolejne 10 rund, kolejny raz zwycięstwo przez jednogłośną decyzję zanotował Robinson. Piąte starcie także wygrał Sugar – ku oburzeniu wielu ekspertów, którzy twierdzili, że na to nie zasłużył – choć przyznawał później, że była to „najtrudniejsza walka, jaką stoczyłem z LaMottą”. Ich szósty, ostatni pojedynek, miał być walką o mistrzowski tytuł. Najpierw jednak musiał on trafić w ręce Jake’a.

Reklama

Mistrz

W walce o tytuł jego przeciwnikiem był Marcel Cerdan, Francuz, który przystępował do niej z rekordem 111 zwycięstw i zaledwie czterech porażek. Ciekawostką jest, że dwa lata wcześniej LaMotta umyślnie przegrał walkę z Billym Foxem. Tłumaczył później, że w tamtych czasach boks był sportem podległym mafii i to jej wpływy go do tego zmusiły. Choć mało brakowało, a cały plan wziąłby w łeb.

– Pierwsza runda, kilka ciosów w jego głowę i widzę, że jego spojrzenie się rozmywa. Jezu Chryste, to było kilka ciosów, a on już pada? Zacząłem panikować. Miałem walczyć z tym gościem, a wyglądało to jakbym skończył, utrzymując go na nogach. Jeśli w czwartej rundzie ktokolwiek w Madison Square Garden nie wiedział, co się dzieje, musiał być zalany w trupa.

Walka z Cerdanem była już całkowicie czysta. No, prawie. To właśnie jego LaMotta rzucił na matę, prawdopodobnie kontuzjując tym samym jego ramię, co uniemożliwiło Francuzowi równą walkę. Starcie poddał w dziewiątej rundzie, choć wcześniej obaj wymierzyli sobie wzajemnie wystarczająco wiele ciosów, by zelektryzować publiczność. Rewanż, który planowano, nigdy nie doszedł do skutku – w międzyczasie Cerdan zmarł w katastrofie lotniczej. Tym samym Jake’owi potrzebny był inny rywal w walce o obronę pasa. Padło na innego Francuza, Laurent Dauthuille, którego „Byk z Bronksu” pokonał przez nokaut. Walka ta została wybrana najlepszym starciem roku 1950 – przez całe 15 rund przewagę miał pretendent, ale w ostatniej z nich LaMotta przystąpił do zmasowanego ataku, posyłając Francuza na deski tuż przed końcem pojedynku.

Wtedy doszło do szóstego starcia Jake’a z Sugar Ray Robinsonem. Tak brutalnego, że przeszło do historii pod nazwą „Masakry w Walentynki”. Masakrowany był jednak tylko LaMotta – na głowę przyjął tyle strzałów, że komentatorzy w niedowierzaniu krzyczeli „żaden człowiek nie może przyjąć tylu ciosów!”. Jake mógł i pewnie przyjąłby jeszcze więcej, gdyby walki nie przerwał sędzia. To był schyłek wielkiego „Byka”, który nigdy nie nawiązał już do swoich największych osiągnięć.

Człowiek

Po karierze ringowej był właścicielem kilku barów, to z jednego z nich zgarnęła go policja i na pół roku wsadziła do aresztu. Podobno miał oferować jednemu z klientów seks z nieletnią prostytutką. Ostatecznie oczyścił się z zarzutów. Był siedmiokrotnie żonaty, na szóstym ślubie jego świadkiem był… Sugar Ray Robinson. Został ojcem szóstki dzieci, dwóch z jego synów zmarło jednak w 1998 roku. Pojawił się w 15 filmach, parał się stand-upem, a w 1970 roku napisał biografię, na podstawie której po dziesięciu latach Martin Scorsese nakręcił „Wściekłego Byka” z Robertem DeNiro w roli głównej. „Film mnie zasmucił. Nie wypadałem w nim dobrze. Później dotarło do mnie, że tak było – nie byłem dobrym draniem. Dziś się zmieniłem, już taki nie jestem, ale wtedy byłem” mówił po seansie.

Zmarł równy rok temu, z powodu powikłań po zapaleniu płuc. Jack LaMotta, wielki mistrz, wspaniały podbródek, drań, twardziel, bohater, oszust, „Byk z Bronksu”.

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
10
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Inne sporty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...