Ligowy klasyk. Mecz wyjątkowy, bez względu na okoliczności i pozycję w tabeli obu zespołów. Przynajmniej tak by się mogło wydawać, bo postawa drużyny Lecha Poznań w starciu z Legią Warszawa świadczy raczej o tym, że podopieczni Ivana Djurdjevicia przyjechali do stolicy celem odbębnienia pańszczyzny. Opcje są dwie – albo się lechitom nie chciało w tym meczu biegać, albo nie mieli na to siły.
Tertium non datur. Tak czy owak, kiepsko to wyglądało. Zwłaszcza po przerwie, gdy zespół przyjezdnych już zupełnie zdechł i liczył wyłącznie na ten jeden, jedyny skuteczny zryw Kamila Jóźwiaka. Który rzecz jasna nie nadszedł. Oczywiście ta druga opcja – czyli brak sił do orania boiska od pierwszej do ostatniej minuty, albo chociaż od pierwszej do piętnastej – zakłada sławetne kłopoty z przygotowaniem fizycznym. Najczęściej wałkowany temat w realiach polskiej piłki, gdy tylko jakiś zespół zaczyna grać padlinę. Bo piłkarze chcieli powalczyć, ale „nie mieli z czego”, nogi nie niosły. Wszystko oczywiście spieprzył przeklęty szkoleniowiec, który dobrał złe obciążenia treningowe. Złe, czytaj – za duże.
Nieco rzadziej słyszy się narzekania tego rodzaju co w Bayernie, gdy zwalniano Carlo Ancelottiego. Wówczas czołowi piłkarze ze stolicy Bawarii publicznie utyskiwali na zbyt łagodny reżim treningowy.
Oczywiście trenerom w Ekstraklasie zdarza się zepsuć przygotowania do sezonu, nie ma co ich wybielać. Przez lata do rangi specjalisty w tym względzie urósł choćby Maciej Skorża, prawdziwą wirtuozerią w tej materii popisał się ostatnio również Adam Owen z Lechii. Ivan Djurdjević ma pewne doświadczenie szkoleniowe, ale to wciąż żółtodziób. Nie jest wykluczone, że coś tam sknocił. Ale żeby tuż po przerwie na mecze międzynarodowe dać się do tego stopnia stłamsić Legii, która również uchodzi przecież za drużynę źle przygotowaną do sezonu? Naprawdę trudno w to uwierzyć, lecz Wojskowi sobie wczorajsze zwycięstwo po prostu wybiegali. Piłkarsko – nie zaproponowali nic ciekawego, nie było na czym oka zawiesić. Jednak rzetelność taktyczna i zaangażowanie w odbiór piłki absolutnie wystarczyło na ospałych przeciwników.
Lech miał:
– 9 kilometrów mniej od Legii
– 40 sprintów mniej od Legii
– 171 szybkich biegów mniej
– 2,5 km przebiegniętych mniej szybkim biegiem
– 800m sprintem#zaorane— Damian Smyk (@D_Smyk) September 16, 2018
Tego rodzaju dane to blamaż. Choć w polskim futbolu znamy sporo klasycznych regułek na taką okoliczność. „Lepiej mądrze stać niż głupio biegać”, a „statystyki nie grają”. Jasne, że nie grają. Jednak w tym meczu naprawdę było gołym okiem widać różnicę między prującym ile sił w płucach Szymańskim, a beztrosko człapiącym Jevticiem. Szwajcar zagrał po prostu haniebnie i byłoby w jakimś sensie nie fair wobec reszty drużyny, gdyby nie poniósł za to konsekwencji.
Lech w fazie ataku generalnie nie istniał, bo nie biegał. Goście utrzymywali się dłużej przy piłce, ale nie mogło z tego wyniknąć nic pozytywnego, bo to było posiadanie dla posiadania. Absolutnie jałowe. Brakowało wśród ofensywnych zawodników ruchu, wyjścia na pozycję. Chęci do gry i kreacji. Co wynika nie tylko z czystej motoryki i wytrzymałości, ale i sporych deficytów jeżeli chodzi o zaangażowanie. Naprawdę, jedynym błędem popełnionym przez Djurdjevicia podczas okresu przygotowawczego, który mógłby usprawiedliwić wczorajszą dyspozycję Jevticia, byłoby urwanie mu przez trenera obu nóg.
Nawet z jedną nogą zdrową a drugą drewnianą były piłkarz Basel powinien był zaprezentować się lepiej.
Jevtić, Amaral, Gytkjaer i Jóźwiak w sumie zanotowali osiem celnych podań do przodu. Mike Tyson powiedział kiedyś, że każdy jego przeciwnik ma na walkę jakiś plan dopóki nie dostanie w ryj. Cóż – Ivan Djurdjević też coś tam pewnie swoim podopiecznym na tablicy rozrysował, jakieś założenia taktyczne przedstawił. Realizacja tych przedmeczowych planów na boisku to musiał być dla niego potężny cios w szczękę. Co tu dużo gadać, po końcowym gwizdku szkoleniowiec Kolejorza sprawiał wrażenie człowieka, który nie ma pomysłu na przełamanie kryzysu. – Nie można wygrać meczu, gdy nie biegasz i nie jesteś agresywny. Tego, oprócz jakości, nam zabrakło – zauważył trener.
Kiedy brakuje jednocześnie wybiegania i piłkarskiej jakości, to rzeczywiście trudno coś ugrać. Równie dobrze można było stwierdzić, że Lechowi zabrakło wszystkiego. – Czuję się okropnie. Zagraliśmy bardzo słaby mecz – dodawał podłamany Djurdjević. – Brakuje nam liderów, którzy w trudnych chwilach wzięliby ciężar gry na siebie. Takich, którzy nie samym zaangażowaniem, ale i jakością przełamią kryzys, będą w stanie odwrócić losy meczu.
Brzmi to wszystko jeszcze bardziej rozpaczliwie niż wyglądało na boisku. W przypadku Kolejorza to naprawdę wielka sztuka.
fot. FotoPyk