Pogoń nie będzie kandydowała do miana najbardziej charakternej drużyny Ekstraklasy. Podopieczni Kosty Runjaicia po raz czwarty w tym sezonie prowadzili i jeszcze ani razu nie potrafili utrzymać korzystnego wyniku. Od pewnego momentu wydawało się nawet, że remis z Koroną Kielce jest dziś szczytem możliwości “Portowców”. W efekcie po ośmiu kolejkach nadal są oni bez zwycięstwa.
Pierwszy cios na gospodarzy spadł jeszcze przed meczem. Na rozgrzewce kontuzji doznał przewidziany do wyjściowego składu Michał Żyro i za niego musiał zagrać 17-letni Adrian Benedyczak. Bycie napastnikiem Pogoni w tym sezonie najwyraźniej oznacza jakieś igranie z siłami nieczystymi. Nie może być inaczej, skoro Soufiane Benyamina i Adam Buksa ciągle są kontuzjowani, a Adam Frączczak wypada na kilka miesięcy z powodu zmian w przysadce mózgowej i konieczności operacji.
Benedyczak oczywiście się starał, ale tego dnia argumentów nie miał żadnych. Poza jednym wywalczonym rzutem wolnym zaliczył anonimowy występ i aż dziw, że nie został zmieniony. Początkowo jednak wszystko świetnie się dla szczecinian ułożyło. Nieatakowany Lasza Dwali prowadził piłkę i prowadził, aż w końcu zagrał górą do Radosława Majewskiego. Ten znakomitym przyjęciem od razu minął Adnana Kovacevicia, ustawił sobie piłkę do strzału i świetnie wykończył akcję bombą w bliższy róg. Pomocnik Pogoni fatalnie zaczął sezon, ale teraz zdobył bramkę w drugim meczu z rzędu. W pierwszej połowie był najlepszy na boisku, miał największą ochotę do gry. Partnerzy jednak nie dostosowali się do jego poziomu.
Korona do przerwy była absolutnie bezradna, Łukasz Załuska równie dobrze mógłby czytać naszą niedzielną relację live. Ustawienie z dwójką napastników nie zdawało egzaminu. Maciej Górski i Elia Soriano nie współpracowali ze sobą, w pojedynkę też nie dochodzili do sytuacji. Kovacević z kolei był strasznie niepewny w tyłach. Nie tylko najmocniej zawalił przy golu. Zaraz potem bardzo źle wyprowadzał piłkę, a był jeszcze moment, gdy stracił na połowie boiska, ale na jego szczęście sędzia uznał, że jednak go sfaulowano.
Nic dziwnego, że Bośniak zszedł do boksu już po pierwszej połowie. Gino Lettieri od razu dokonał dwóch zmian, wprowadzając Piotra Malarczyka (fajne przerzuty) i Wato Arweładze, który jednak grał strasznie chaotycznie, jakby chciał samemu przedryblować wszystko i wszystkich.
Korona wzięła się do roboty. Zaczęło się robić groźnie, nim padło wyrównanie, swoją szansę miał Bartosz Rymaniak. Za gola na 1:1 Runjaić na pewno będzie miał wielkie pretensje do Dawida Błanika. Rezerwowy skrzydłowy po juniorsku zachował się przy linii bocznej przed własnym polem karnym. Zamiast wycofać lub wybić, próbował naiwnego dryblingu, co skończyło się stratą. Marcin Cebula co prawda został zablokowany, ale z tego wziął się rzut rożny, który zamienił się w bramkę Diawa. Nie zdołał go przypilnować Dwali, sukcesywnie psujący dobre wrażenie sprzed przerwy. Gruzin miałby na sumieniu dwa gole. W końcówce po dalekim zagraniu Cebuli fatalnie się ustawił, Elia Soriano mimo kiepskiego przyjęcia wyszedł sam na sam, lecz klasę pokazał Łukasz Załuska. Soriano mógł się zrehabilitować w doliczonym czasie, gdy kolejny raz dobrze z rożnego dośrodkował Jakub Żubrowski. Ponownie jednak zabrakło precyzji, piłka poleciała obok słupka.
Pogoń w drugiej odsłonie miała tylko jeden lepszy moment. Po zgraniu głową Ricardo Nunesa najpierw Matthias Hamrol wyjściem z bramki zatrzymał strzał Kamila Drygasa, a później zdołał złapać piłkę po mocnej dobitce Sebastiana Walukiewicza.
Pogoń w tym sezonie strzelała na 1:0 z Cracovią, Lechią Gdańsk, Górnikiem Zabrze i dziś z Koroną. Z Lechią przegrała, w pozostałych przypadkach kończyła na remisach. Kielczanie za to już po raz trzeci zdobyli punkty, gdy pierwsi tracili. Na inaugurację w Zabrzu odrobili straty i wywieźli “oczko”, a w 4. kolejce wyszli ze Śląskiem Wrocław z 0:1 na 2:1.
[event_results 523880]
Fot. newspix.pl