Do niemałego skandalu doszło w świecie piłki ręcznej. Ale zanim przejdziemy do konkretów, trzeba uporządkować pewne fakty i zarysować tło. W przyszłym roku zostanie oddany do użytku gazociąg Nord Stream 2, który – podobnie jak swój poprzednik – został wybudowany z pominięciem Polski (oraz Ukrainy i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej).
Czy Polska ma z gazociągu jakąkolwiek korzyść gospodarczą? Oczywiście, że nie.
Czy gazociąg stanowi dla bezpieczeństwa Polski zagrożenie? Jak najbardziej.
Jest to zatem projekt, który uderza w szeroko rozumiany interes naszego kraju. Zatrzymać jego budowy nie możemy w żaden sposób i w zasadzie jedyne, co nam pozostało, to głośny sprzeciw. Zapytani o zdanie nie powinniśmy jednak na podobne projekty się zgadzać, a już na pewno nie podpisywać się pod nimi czy – o zgrozo – firmować ich markami polskich gigantów przemysłu energetycznego.
I właśnie tu dochodzimy do sedna problemu.
Nord Stream 2 został sponsorem tytularnym Ligi Mistrzów w piłce ręcznej, w której biorą udział dwa polskie kluby – Orlen Wisła Płock i PGE Vive Kielce. Kluby, w które branża paliwowa i energetyczna pompuje pieniądze, które dzięki wsparciu inwestorów notują sukcesy nie tylko na polskich parkietach, ale i europejskich, które stały się sportowymi wizytówkami sponsorów w całym kraju.
Zadajmy więc kolejne dwa pytania.
Czy Orlen i PGE chcą być utożsamiane z gazociągiem, na którym traci polski interes gospodarczy i który stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski? Oczywiście, że nie.
Czy Orlen Wisła Płock i PGE Vive Kielce miały w tej sprawie cokolwiek do powiedzenia? Nic a nic.
I tu dochodzimy do sedna problemu – trybu, w jakim decyzja o nowym sponsorze tytularnym Ligi Mistrzów została podjęta. Zasady w świecie piłki ręcznej są jasne i klarowne – Europejska Federacja Piłki Ręcznej (EHF) zgodnie z regulaminem rozgrywek musi przekazać klubom do 17 sierpnia szczegółowe informacje o wszystkich sponsorach. W bardzo tajemniczych okolicznościach zwlekano z podaniem informacji o sponsorze tytularnym i została ona podana do wiadomości klubów dopiero 31 sierpnia, czyli kilkanaście dni przed startem rozgrywek. Oczywiście już po podpisaniu umowy.
Polskie kluby mają w tej sytuacji związane ręce. Z jednej strony nie zamierzają firmować swoimi markami Nord Stream 2, z drugiej – wszelkie próby sprzeciwiania się tej sytuacji grożą bardzo bolesnymi konsekwencjami. Niby można olewać wymogi narzucone przez federację, ale jest niemal przesądzone, że zakończyłoby się to znacznymi karami finansowymi (w najlepszym wypadku) lub wykluczeniem klubu z rozgrywek (albo jednym i drugim). Zważywszy na to, że zarówno Orlen Wisła Płock jak i PGE Vive Kielce mają na arenie europejskiej znacznie wyższą pozycję niż polskie kluby piłkarskie i są w nich czołowymi graczami, wykluczenie z rozgrywek byłoby dla nich wielopoziomową katastrofą. Nie wspominając już o tym, z jakimi konswekwencjami mierzyłby się Polski Związek Piłki Ręcznej.
Powstał totalny pat. Wyjścia z niego nie ma.
Kluby oczywiście jasno wyraziły swoje niezadowolonie z zaistniałych faktów. Wisła zdecydowała się przedstawienie swojego stanowiska w EHF, lecz argumentacja została storpedowana. Vive z kolei już naraziło się na pierwsze konsekwencje, zaklejając logo Nord Streamu 2 w dzisiejszym meczu z Telekomem Veszprem. Podobnie ma zachować się drużyna z Płocka podczas niedzielnego starcia z Wacker Thun. Swoje protesty zapowiadają także kibice.
– W pełni rozumiemy trudną sytuację, w której znalazł się płocki klub. Wspieramy ich i współpracujemy w rozwiązaniu tego problemu. Nie jest to korzystna sytuacja dla samego klubu, sponsorów i przede wszystkim kibiców. Dlatego wspólnie liczymy na zdroworozsądkowe podejście europejskiej federacji – mówi Joanna Zakrzewska, rzecznik prasowy PKN Orlen.
Zbierając fakty do kupy – federacja łamie regulamin ogłaszając sponsora tytularnego grubo po terminie i nakazuje klubom promowanie go przez najbliższe dwa lata, bo na tyle został podpisany kontrakt. Ile w tym idei fair play? Mniej więcej tyle, co jakościowego mięsa w parówkach.
Skwitować to możemy w zasadzie tylko jednym słowem – skandal.
Fot. 400mm.pl