Zarówno Wisła Płock, jak i Miedź Legnica słabo rozpoczęły sezon – przynajmniej jeśli chodzi o wyniki – ale w ostatnim czasie zdecydowanie się ogarnęły, co zwiastuje nam naprawdę fajny mecz. Do tego zupełnie niespodziewanie okazuje się, że w sobotnie popołudnie na płockim stadionie dojdzie do starcia najefektywniejszych strzelców całej ligi! Kto by pomyślał przed sezonem?
„Nafciarze” zaczęli sezon od dwóch punktów w pięciu meczach. Przegrali wszystkie trzy domowe mecze (z Lechem, Koroną i Arką), na wyjazdach remisowali. Wydawało się, że po letnich osłabieniach i przymusowej zmianie trenera, nastąpi brutalny powrót do miejsca w szeregu. Sytuacja zaczynała dochodzić do punktu krytycznego, gdy podopieczni Dariusza Dźwigały w świetnym stylu przełamali się na Legii, wygrywając przy Łazienkowskiej aż 4:1. W ostatniej kolejce przed przerwą reprezentacyjną udało się wywalczyć pierwszą zdobycz u siebie, dzieląc się łupem z Jagiellonią (1:1). Można to było uznać za niezły wynik, zwłaszcza że goście pod koniec pierwszej połowy, w osobie Arvydasa Novikovasa, zmarnowali rzut karny.
Wisła Płock faworytem meczu z Miedzią. Kurs na jej zwycięstwo w TOTOLOTKU to 2,15
Miedź po wywalczeniu historycznego awansu nie chciała schodzić ze ścieżki, która przyniosła jej ten sukces. Trener Dominik Nowak również na najwyższym szczeblu chciał grać futbol ofensywny, nastawiony na dominację, kreatywność i posiadanie piłki. Jego przekonania, że to słuszna droga, nie zachwiały nawet trzy z rzędu porażki między 2. a 4. kolejką, mimo że względy wizualne się zgadzały. Wielu po takich ciosach dałoby sobie spokój, postawiło na piłkarski minimalizm i pragmatyzm, ale Nowak był konsekwentny i zbiera tego owoce. Po remisie z Koroną przyszły zwycięstwa w Białymstoku i najbardziej prestiżowe – z Zagłębiem Lubin. Do tego odniesione w najlepszym stylu. Doliczając inauguracyjne 1:0 z Pogonią Szczecin, beniaminek na dziś ma spokojne miejsce w środku tabeli. Wydaje się, że kilku piłkarzy wciąż ma rezerwy, a jeśli wzmocnieniami okażą się Borja Fernandez i Juan Camara, może być jeszcze ciekawiej.
Obie drużyny mają swoich strzeleckich bohaterów. Chodzi o nazwiska, po których niekoniecznie moglibyśmy się tego spodziewać, zwłaszcza że Ricardinho i Petteri Forsell nie są klasycznymi „dziewiątkami”. Ostatnio jednak pełnią taką rolę. Forma płockiego Brazylijczyka pozwala zatuszować odejście Jose Kante i Kamila Bilińskiego, czego na ten moment nie byliby w stanie zrobić Oskar Zawada i również sprowadzony latem Karol Angielski. Forsell z kolei okazał się niespodziewanym rozwiązaniem problemów na środku ataku wobec słabszej formy Mateusza Piątkowskiego i wystawiania na skrzydle Fabiana Piaseckiego. Fin w takiej roli zagrał przeciwko Zagłębiu, co skończyło się kolejną bramką. Piątkowski, mający duży udział w awansie (15 meczów, 8 goli wiosną), nie powinien się jednak zniechęcać. Cillian Sheridan z Jagiellonii w trzech kolejnych spotkaniach znalazł się poza kadrą na ligę, ale ostatnio zaliczył hat-tricka w sparingu w Giżycku, zaczął od początku z Cracovią i dwa razy posłał piłkę do siatki. Piątkowski też błysnął w sparingu, zdobył dwie bramki ze Śląskiem Wrocław i zapewnił trenerowi pozytywny ból głowy. Dziś wraca do miejsca, w którym jeszcze jesienią występował, więc tym bardziej to idealna okazja na przełamanie.
Miedź wygra w Płocku? TOTOLOTEK wycenia takie rozstrzygnięcie po kursie 3,50
Póki co jednak strzelanie goli w Miedzi w największym stopniu opiera się na Forsellu. Z dużym sceptycyzmem patrzyliśmy na jego powrót do Legnicy. Odchodził stamtąd w nieprzyjemnej atmosferze, zupełnie stracił formę na finiszu sezonu 2016/17, co w znacznej mierze uniemożliwiło drużynie awans. Z Cracovii Michał Probierz wywalił go za nadwagę, w Szwecji zupełnie mu nie poszło i gdy po pół roku ponownie zameldował się w Miedzi, trudno było bić brawo. Fin jednak przyszedł już z innym nastawieniem, jakby wiedząc, że ma winy do odkupienia. Wiosną jeszcze się odbudowywał i nie był kluczową postacią zespołu (12 spotkań, 1 bramka, 2 asysty). Do Ekstraklasy za to wszedł z buta.
Po siedmiu kolejkach ma na koncie cztery gole. Przy każdym pokazywał piłkarską jakość. Wspaniałym strzałem dał zwycięstwo nad Pogonią. Fantastycznie trafił na 1:1 z „Jagą”, a potem dobrze przyjął dalekie podanie i uderzeniem pod poprzeczkę zapewnił niespodziewaną wygraną. Z Zagłębiem nawinął jak juniora Daniela Dziwniela i dopiero wtedy sfinalizował akcję. Żadnego przypadku, za każdym razem konkret. Na tym mogło się nie skończyć. Pamiętamy chociażby jego wejście w Gdańsku, gdy dwukrotnie strzałami zza pola karnego zmuszał Dusana Kuciaka do wielkiego wysiłku.
Dokonania Forsella robią tym większe wrażenie, gdy rozłożymy je na czynniki pierwsze. Spójrzmy na dane z ekstrastats.pl. Fin na strzelenie czterech goli potrzebował zaledwie 309 rozegranych minut. Daje to jednego gola na 77,3 minuty, co jest najefektywniejszym wynikiem w lidze. Blondwłosy pomocnik ma też najwyższą średnią celnych strzałów spośród piłkarzy, którzy oddali ich co najmniej 10. Uderzał 17 razy, 11 razy celnie, co daje celność na poziomie 64,7 procent. A wiadomo, że jak już on trafi w światło bramki, to bramkarze nie mają łatwej interwencji.
Coraz trudniej więc śmiać się z mocno korpulentnej sylwetki Forsella. Ona nigdy się już nie zmieni, chyba że na gorsze, ale nie przeszkadza mu to dobrze grać w piłkę i nawet przebiegać najwięcej kilometrów w drużynie. Grunt, że Fin jest optymalnie przygotowany i ma odpowiednie nastawienie. To u niego klucz do sukcesu.
Ponad 120 zdarzeń w ofercie TOTOLOTKA na mecz Wisła Płock – Miedź Legnica!
Ricardinho wespół ze Zdenkiem Ondraskiem przewodzi klasyfikacji strzelców Ekstraklasy. Strzelił już sześć goli, a przy optymalnej skuteczności dobijałby do dwucyfrówki. Brazylijczyk z łatwością dochodzi do świetnych sytuacji, choć nie zawsze je wykorzystuje, co widzieliśmy na przykład w Zabrzu. Jego liczby i tak jednak zasługują na uznanie. Pod względem efektywności jest drugi zaraz po Forsellu (6 bramek, 515 minut, średnio jedna bramka na 85,8 minut). 60 procent jego strzałów jest celnych (20/12), tyle też wynosi strzelecki dorobek Latynosa względem całego zespołu. W ofensywie to aktualnie bezcenna postać dla ekipy Dźwigały.
Kto by pomyślał, że sobotni mecz o 15:30 będzie starciem takich strzelb? Kolejny raz przekonujemy się, jak zaskakująca potrafi być Ekstraklasa. Gdy dodamy do tego fakt, że jedna i druga drużyna wydaje się być na fali wznoszącej, mimo pory kojarzącej się raczej z paździerzowym graniem, spodziewamy się przyjemnie spędzonych dwóch godzin.
Fot. FotoPyk