W niedzielę Bytovia Bytów pierwszy raz w tym sezonie wygrała na własnym boisku, zostawiając w polu GKS Tychy. Wynik 4:1 w zasadzie jasno pokazuje, kto był tego dnia lepszy na boisku, ale tyszanie już po zakończeniu spotkania nie ukrywali swoich pretensji do prowadzącego te zawody Łukasza Bednarka. W ich opinii sędzia podjął kilka złych decyzji, na których ucierpiał zespół z Tychów i które mogły mieć wpływ na końcowy rezultat. Z większością z nich oczywiście nic już nie dało się zrobić, ale od niesłusznie pokazanych kartek zawsze można, a nawet trzeba się odwołać.
I tyszanie właśnie tak postąpili, wysyłając do Komisji Dyscyplinarnej PZPN stosowne pismo. Sęk w tym, że KD odwołanie odrzuciła, co w Tychach, krótko mówiąc, odebrano jako farsę.
Władze GKS-u dążyły do anulowania żółtych kartoników, które sędzia Bednarek pokazał Dawidowi Abramowiczowi i Mateuszowi Grzybkowi. Dla klubu było to o tyle istotne, że w meczu z Bytovią obaj zostali upomniani już po raz czwarty w tym sezonie, co oznaczało przymusową pauzę w kolejnym spotkaniu. Biorąc pod uwagę, że obie kartki były bardzo mocno wątpliwe, wydawało się, że „Tyscy” mogą liczyć na przychylność Komisji. Tym bardziej że uzasadnienie też w zasadzie rozwiewało wątpliwości.
Fot. gkstychy.infoKrawaciarze z KD byli jednak innego zdania i uznali, że obie kary należy podtrzymać. Powód? Komisja nie znalazła podstawy regulaminowej do zmiany decyzji sędziego z uwagi na brak rażącego naruszenia przepisów gry w piłkę nożną.
Fot. gkstychy.infoSpecjalnie nie dziwi nas więc, że jedyny gest na jaki w tej sytuacji było stać władze śląskiego klubu, to załamanie rąk. Skoro Komisja miała wyłożone czarno na białym, co dokładnie zaszło w konkretnych sytuacjach, dostała dowody zdjęciowe, a ponadto dysponowała materiałem wideo pozwalającym klatka po klatce przeanalizować oba zdarzenia, a i tak nie stwierdziła „rażącego naruszenia przepisów”, to co innego mogli zrobić? Jeszcze raz obejrzeć faul na Grzybku (od 1:56) i pocieszać się tak naprawdę to oni mają rację?
Tyszanie decyzję KD nazywają niezrozumiała i w zaistniałych okolicznościach w pełni to rozumiemy. Podobnie zresztą jak oburzenie trenera Ryszarda Tarasiewicza, który nie obwinia sędziego za porażkę swojego zespołu, ale słusznie oczekuje chociażby minimum przyzwoitości, którego w tym przypadku ewidentnie zabrakło. – Odwołujemy się od kartek i skandalem jest dla mnie, że w protokole meczowym zostało napisane, że „Abram” miał kontakt z przeciwnikiem, którego nie było. Abramowicz ma podbite oko. Sam sobie tego nie zrobił, no chyba, że jest masochistą. Nie możemy przejść obok tego obojętnie, bo będzie dużo spotkań, że będą one bardzo wyrównane i decydującą rolę będzie odgrywał sędzia. Uważam, że decyzja jest skandaliczna i nie będziemy chować głowy w piasek, bo takie sytuacje mogą zdarzać się w innych meczach – mówi na łamach oficjalnej strony klubu.
Prawdę mówiąc, czasem naprawdę brakuje nam słów, gdy przyglądamy się decyzjom wydawanym przez te wszystkie komisje działające w polskiej piłce. Gdyby jeszcze musiały orzekać w jakichś wybitnie skomplikowanych sprawach, to być może wtedy bylibyśmy skłonni pokusić się o więcej wyrozumiałości, ale tak? W przypadkach takich, jak ten z Grzybkiem i Abramowiczem, które biją po oczach oczywistością? No cóż, wypada chyba tylko przyklasnąć Tarasiewiczowi.
Fot. Newspix.pl