Kibice Cracovii przed meczem z Jagiellonią mieli prawo wierzyć, że akurat dziś ich drużyna może pokazać coś ciekawszego niż do tej pory. Po pierwsze – Jaga wcale nie była w najlepszej formie, notując ostatnio porażkę z Miedzią i remis z Wisłą Płock. Po drugie – przyszła przerwa reprezentacyjna, a więc czas, kiedy parę rzeczy można usprawnić, ułożyć te klocki jak należy. Po trzecie – Probierz miał też moment, by lepiej wkomponować w drużynę Cabrerę i Gola, czyli graczy jak na nasze warunki przynajmniej bardzo solidnych. I… niestety, wiara to jedno, a rzeczywistość to drugie, bo jeśli oddać to wszystko obrazowo, rzeczywistość przejechała się po wierze bez najmniejszych skrupułów.
Czy jednak Jaga grała dziś jakiś naprawdę wielki mecz? No, niespecjalnie, długo to była drużyna nawet sfrustrowana, faulując często i nierozważnie, taki Frankowski za swój wślizg wcale daleko od czerwonej kartki nie stał. Poza tym była to ekipa nieprezentująca przez długie momenty ekscytującego futbolu, żadnej finezyjnej klepki czy innego pokazu z kosmosu. Nie, gospodarze zaproponowali po prostu solidność, a to na gości wystarczyło. Poszła pierwsza wrzutka, Kwiecień jeszcze z niej nie skorzystał, uderzając źle i po koźle nad bramką. Poszła druga wrzutka, ale strzał Runje spokojnie złapał Gostomski. No, ale w końcu poszło trzecie dobre dośrodkowanie i nie było zmiłuj się – Kwiecień tym razem zmieścił futbolówkę w siatce.
Mija mniej więcej 15 minut, gdyż Kwiecień trafił w końcówce pierwszej połowy, a Cracovia po przerwie nie wyciągnęła żadnych wniosków. Guilherme miał masę czasu, by wrzucić z prawej strony, więc to po prostu zrobił, w szesnastce dobrze znalazł się Sheridan i było już 2:0. Jagiellonia rozbiła więc Cracovię prostotą, a też Cracovia nie potrafiła odpowiedzieć właściwie niczym. Starał się Hernandez, ale dwa razy uderzył w kosmos, natomiast przy całkiem przyzwoitej okazji z umiarkowanie ostrego kąta przestrzelił obok bramki. I tyle, taki „arsenał” miała do zaproponowania drużyna gości w pierwszej części spotkania.
Potem zespół Probierza dostał drugiego wspomnianego gonga i próbował odpowiedzieć, ale chaotycznie i niedokładnie, żeby wspomnieć próbę Dimuna z szesnastki dość wysoko nad bramką. Ostatecznie wpadło, bo Siplak uderzył znośnie, piłkę chciał wówczas łapać Kelemen, ale ta mu wypadła i sprawę załatwił Cabrera, zasadzając bramkarza jak dziecko. Cóż jednak z tego, skoro nie był to gol kontaktowy, a ledwie trafienie honorowe, na 1:3. Jaga bowiem po wypracowaniu dwubramkowej przewagi poczuła się na tyle pewnie, że wróciła na dobre tory, z których ją znamy. Szybka wymiana piłek i Frankowski wychodzi sam na sam, ale pudłuje, minimalnie obok słupka. I trudno, bo zaraz Novikovas dostaje idealne podanie na skrzydle, puszcza piłkę do środka, a tam Sheridan ładuje na pustaka. Widzieliśmy wówczas, ile znaczy pewność siebie w futbolu. Już na początku spotkania brakowało jej Cracovii, Jaga też zaczęła nieśmiało, ale gdy poszło to na całego i z Pasów właściwie nie było co zbierać.
Czarne chmury zbierają się nad Michałem Probierzem. Dostał zaufanie, czas i sporo pieniędzy na budowę swojego autorskiego projektu. Na razie ten projekt wygląda wręcz skandalicznie słabo, Cracovia przecież jeszcze nie wygrała meczu w lidze. A Janusz Filipiak potrafi być surowym recenzentem i zastanawiamy się, czy niedługo znów nie wcieli się w tę rolę.
[event_results 523326]
Fot. FotoPyk