Robert Lewandowski gdzie nie spojrzy na swoją ścieżkę sportową, tam widzi sukces. Mistrzostwa krajów, tytuły króla strzelców, czteropak z Realem, pięciopak z Wolfsburgiem strzelony w nieprzyzwoicie krótkim czasie, zaszczyt grania w finale Ligi Mistrzów. Ktoś może rzucić tezą, że piłkarz tymi sukcesami jest już pewnym stopniu najedzony i to może być częścią prawdy, ale też nie mamy wątpliwości, że dziś Lewandowski nie odhaczy kolejnego dnia w biurze. Setny mecz w reprezentacji. To zawsze brzmi dumnie.
A pewne jest też to, że za parę chwil to właśnie Robert będzie tym, który koszulkę drużyny narodowej nosił najczęściej. Dotychczasowy rekordzista – Michał Żewłakow – ma 102 spotkania na koncie, więc nie ma siły, zostanie przeskoczony, kolejny Błaszczykowski (101) jest bliżej niż dalej końca kariery, toteż również zobaczy plecy Roberta, następny Lato (z setką, hehe) też nie ma nic do gadania.
I tak jak dziś pewnie każdy chciałby, by Lewandowski dobił nawet do 200 meczów z orłem na piersi, bo bez niego będziemy zapewne niezwykle ubodzy w wyniki, tak jeszcze parę lat temu nie było to takie oczywiste. Jasne, to zawsze miłe dla normalnych ludzi, gdy rodak jedzie za granicę i odnosi sukcesy, ale po czasie można mieć to w dupie, kiedy w drużynie najbliższej – drużynie narodowej – pokazuje z tego tylko marny ułamek. Dopóki selekcjonerem nie został Adam Nawałka, Lewandowski w kadrze istniał jedynie jako cień samego siebie. Spójrzmy na liczby:
– za Beenhakkera napastnik trafiał do siatki trzykrotnie (2x San Marino, 1x Irlandia)
– za Smudy 12 trafień (2x Singapur, 2x WKS, 1x Bułgaria, 1x Australia, 1x Norwegia, 1x Niemcy, 1x Korea Południowa, 1x Białoruś, 1x Andora, 1x Grecja)
– za Fornalika trzy sztuki (2x San Marino, 1 Czarnogóra)
Teraz może zabrzmieć to, jak świętokradztwo, ale wówczas na poziomie reprezentacji Lewandowski był piłkarzem przeciętnym. Takich liczb, jakie wykręcał powyżej, można było oczekiwać od, załóżmy, Jelenia albo Brożka. Nie od gościa, który potrafił wówczas strzelić 20+ goli w Bundeslidze. I nikt nam nie wmówi, że winni byli wszyscy, tylko nie Robert, bo ten przestawiał rywali i potem nie miał piłek. Tak: kadencja Fornalika była smutna, jak sam Fornalik, ale Lewandowski zmarnował tyle patelni w eliminacjach, że z ich wykorzystaniem spokojnie mogliśmy jechać na mistrzostwa świata. Lewandowski wykręcił w tamtych eliminacjach skuteczność ośmioprocentową!
– Te sytuacje z filmiku pokazują, że choćby trener stanął na głowie, to nigdy nie awansuje, jeśli zawodnicy nie będą strzelać bramek – mówił wówczas Marek Citko na naszych łamach. Tomasz Frankowski dodawał: – Wyglądał jakby nie spodziewał się, że takie zagranie pójdzie od polskiego zawodnika. Kiedy przy piłce jest Mychitarian, Goetze czy Reus, to Robert w ciemno idzie do każdego podania. W kadrze ma chyba mniejsza zaufanie do pomocników i nie zawsze startował do takich piłek.
Dalej, tak: Smuda przepieprzył Euro w żenującym stylu, ale gdyby Lewandowski strzelił na przykład setkę z filmiku poniżej, też moglibyśmy zaliczyć plan minimum, czyli wyjście z grupy.
Od 1:00
Nie ma wątpliwości: czasy przednawałkowe były dla Lewandowskiego w zespole narodowym trudne. Gwizdano na niego gdy schodził z boiska w meczu z Danią, on sam uciszał publikę po golu z Czarnogórą, co też odebrano średnio. Jednak z tamtej ciemnej ery najbardziej kojarzymy co innego: jego wywiad po Euro 2012. Przytoczmy parę fragmentów za Gazetą Wyborczą.
– Z Grecją do przerwy było 1:0, rywale w osłabieniu. A w szatni cisza. Powiedziałem, że musimy strzelić drugiego gola, by być pewnym wygranej. Trener tonował bojowe nastroje. Mówił, żeby grać spokojnie i czekać. W drugiej połowie nie dokonywał zmian, choć brakowało sił i zmiennicy by się przydali. Trener bał się chyba zaufać rezerwowym. A oni byli później przygaszeni, bali się ryzykować. Dziwię się, że pozwoliliśmy Grekom atakować. Powinniśmy ich dobić zaraz po przerwie. No i rozumiem, że z ofensywnie nastawioną Rosją zagraliśmy ostrożniej, z trzema defensywnymi pomocnikami, ale czemu wyszliśmy na Czechów w ustawieniu 4-3-2-1? Przecież musieliśmy wygrać. Zagraliśmy słabo, nie stwarzaliśmy sobie sytuacji do strzelenia gola. Wróciliśmy do stylu sprzed dwóch lat i porażki 0:3 z Kamerunem. O wszystkim decydował trener. My robiliśmy to, co mówił. Zostawiliśmy na boisku mnóstwo zdrowia, ale to było za mało.
(…)
– Kogo przerosło Euro? Piłkarzy? Trenera?
– Piłkarzy chyba nie, daliśmy radę, na ile mogliśmy. Jeśli chodzi o podejście do turnieju, psychikę, to nie mieliśmy problemów.
– Znaczy, że przerosło trenera?
– (cisza)
(…)
– Ale wydaje mi się, że na takiej imprezie powinniśmy mieć opracowane warianty na różne okoliczności. Nie mieliśmy. W przerwach nie było merytorycznej rozmowy. Sami ustalaliśmy, jak gramy i jak mamy zachowywać się na boisku. Trener nie milczał, niby coś mówił, ale może nie bardzo wiedział, co powiedzieć? Teraz łatwo zrzucić winę na niego. Nie chcę go obrażać, przecież zbudował zespół na eliminacje. W pewnych momentach brakowało mi jego słów, które coś by dla nas znaczyły i z których dowiedzielibyśmy się czegoś nowego.
(…)
– Od dawna mówiłem, że nie dostaję piłki. Sam musiałem wyrywać ją obrońcom. Trener nie zmieniał taktyki, obok siebie nie miałem nikogo, nie było komu podać. Przed Euro graliśmy z Andorą, poszedłem do trenera i mówię: „Nie dostaję podań”. Trener odparł, żebym się cofał. Innych wariantów nie było. Słyszałem: „Spokojnie, będziesz miał jedną okazję i strzelisz”. No i jedną na Euro miałem. Na treningach też graliśmy 11 na 11 i piłkę miewałem dwa-trzy razy, poza tym tylko biegałem między obrońcami.
(…)
Na Euro nie wiedzieliśmy, co robić po odbiorze. Wszystko opierało się na indywidualnych akcjach. Gdy rywal zamykał skrzydła, nie mieliśmy pomysłu na rozegranie akcji środkiem. Bo tego nie ćwiczyliśmy.
Pojechał wówczas Lewandowski ze Smudą równo z trawą, bo chciał się wybielić po nieudanym turnieju, a tak naprawdę zafundował sobie wówczas kąpiel w smole. Może jego tezy były nawet prawdziwie, ale przecież czas na ich przedstawienie był wcześniej: przed turniejem, w trakcie jego trwania. Smuda za Lewandowskim szalał i zrobiłby wszystko, co by ten mu powiedział. Jednak napastnik wolał milczeć, uciec od odpowiedzialności i zaatakować, gdy było po ptakach.
*
Lewandowski debiutuje w kadrze i od razu strzela, z San Marino.
Wydaje się więc, że Nawałka wykonał dwa kluczowe ruchy, które pozwoliły odblokować Lewandowskiego. Po pierwsze dał mu opaskę kapitańską, która warta była nawet focha i targów z Błaszczykowskim. Nie odbieramy nic Kubie, gdyż dał tej kadrze mnóstwo, natomiast piłkarsko to zawsze Lewandowski miał sufit najwyżej i jeśli potrzebował tego delikatnego połaskotania ego, warto było mu tę przyjemność zafundować. Po drugie Nawałka wymyślił kadrze Milika, który odciążył Roberta na boisku. Choć, może mało kto pamięta, ta współpraca nie zaczęła się jakoś wspaniale. – Chciałbym jak on strzelać do pustej bramki albo dostawać tyle podań od kolegów. Mogę wypracowywać sobie sytuacje, ale co z tego, skoro nic nie chce wpaść? – mówił Lewandowski jeszcze w 2014 roku. Wówczas bowiem Milik miał gole z Gruzją, Szkocją i Niemcami, a Lewandowski straszył tylko przeciętniaków z Litwy i strażaków z Gibraltaru.
No, ale gdy już poszło, to na całego. Lewandowski strzelił trójkę Gruzinom, zaczynając serię 11 meczów eliminacyjnych (do Euro i mundialu) z golem. Przez ten czas oszczędził tylko Danię na wyjeździe, kiedy zagraliśmy koszmarnie, a tak trafiał zawsze. Gdyby nie Lewandowski, moglibyśmy pojechać do Disneylandu, ale na pewno nie na dwa duże turnieje. Tych ważnych bramek było mnóstwo, żeby wspomnieć tylko ratowanie tyłka kolegom ze Szkocją, Armenią, Czarnogórą, o przesądzeniu zwycięstwa nad Danią i Rumunią. Łącznie pod tym wodzą tego jednego selekcjonera Lewandowski strzelił 37 goli, kiedy pod trzema innymi – nie liczymy Majewskiego – zaliczył 18 sztuk. Różnica klas, wejście na zupełnie inny poziom.
Choć oczywiście i za kadencji Nawałki pojawiły się demony, szczególnie przy jej końcu. – Wyciskaliśmy z tej drużyny nie 100 proc. ale 110. Daliśmy kibicom w ostatnich latach dużo radości. Nie jesteśmy jednak w stanie przeskoczyć pewnego poziomu. Walczyliśmy, daliśmy z siebie wszystko. Pretensje możemy mieć do siebie o mecz z Senegalem, z Kolumbią było widać różnicę klas. Pewnie nie do końca chcieliście usłyszeć to, co usłyszeliście, ale na więcej nie było nas stać. Trudno samą walką zdobyć punkty – mówił Lewandowski na konferencji z selekcjonerem, co musiało zostać źle przyjęte i tak się stało. Bo jak to, Iran mógł się dobrze pokazać, Rosja mogła dość do ćwierćfinału, tylko my jesteśmy wyjątkowo ograniczeni? To chyba nie tak.
Poza tym trzeba przyznać, że choć Nawałka trafił do Lewandowskiego na czas eliminacji, na dużych turniejach już tak dobrze nie było. Euro 2016 piłkarz miał słabe (zmarnowane szanse z Ukrainą i Niemcami), mundial fatalny. Ktoś powie: był zmęczony. Ronaldo też, a Lewandowski nie czuje się od niego gorszy, co mówił w wywiadzie z Piłką Nożną. – Nie czuję się gorszy od tych dwóch znakomitych piłkarzy [Messiego i Ronaldo]. Niby dlaczego miałbym czuć się gorszy? W czym? Ponieważ jestem chłopakiem z Polski, który musiał w życiu kilka murów skruszyć, kilka zamurowanych drzwi otworzyć? Nie wydaje mi się.
Ha, przy okazji setnego meczu takiego gościa w kadrze można było się spodziewać laurki, ale wychodzi na to, że Robert jest postacią w reprezentacji narodowej tak nieoczywistą, że o podobną laurkę trudno. Z jednej strony wiele pięknych chwil w eliminacjach, masa ważnych bramek, z drugiej słabe turnieje, parę niepotrzebnych wypowiedzi. Na co więc liczymy – że w drugiej setce zobaczymy jeszcze innego Lewandowskiego. Już bardziej dojrzałego i nawet nie mówimy o boisku. Tu widać po meczu z Włochami, że rodzi się coś nowego i ciekawego, jak współpraca z Zielińskim. Ale chcielibyśmy widzieć przez kolejne lata kapitana z prawdziwego zdarzania, który gdy zespołowi idzie, ma prawo wypinać pierś po ordery, ale gdy będzie gorzej, weźmie odpowiedzialność i nie schowa się za drużyną.
Nie wiemy, czy Lewandowski pomyśli kiedyś, że jego kariera w kadrze jest spełniona. Pewnie nie, trudno wierzyć w medal jak u Bońka czy innych wielkich, ale na obecne czasy Lewandowski wciąż może zostać zapamiętany jako postać posągowa. Na razie za dużo jeszcze jest uwag, nieścisłości, ale Robert ma jeszcze czas, by parę rzeczy w swojej karierze reprezentacyjnej usprawnić. I tego mu życzymy.
Fot. FotoPyk