Reklama

Nigdy nie czuję się gorszy. Fizycznie mogę zdemolować każdego

redakcja

Autor:redakcja

10 września 2018, 10:43 • 17 min czytania 45 komentarzy

– Miałem trzynaście lat. Przyszedłem do domu i powiedziałem, że dostałem na osiedlu. Dostałem więc jeszcze od taty, że przychodzę i się skarżę, a nie umiem samemu sobie poradzić. To mnie nauczyło samodzielności – Rafał Augustyniak to człowiek-szczerość. Bójki? Było ich wiele. Kariera? Dużo szczęścia, bez którego siedziałby pod blokiem z piwkiem. Maszyny? Tak, miał przygodę, koledze zrujnowały życie. Kompleksy? Żadnych, jutro jest oferta z dużego klubu, jedzie i od nikogo nie czuje się gorszy. Największy klub w Polsce? Widzew. Zapraszamy.

Nigdy nie czuję się gorszy. Fizycznie mogę zdemolować każdego

***

Z jakim nastawieniem wychodzisz na boisko?

Zagraj dobry mecz.

Tylko tyle? Nigdy nie zastanawiasz kogo musisz w danym meczu fizycznie zdemolować?

Reklama

Nie, jakoś nie. Ale wiem, że mogę zdemolować każdego.

Nie ma na ciebie fizycznie kozaka w lidze?

Myślę, że fizycznie byłbym w ligowym top 5. Jak graliśmy z Wisłą Kraków chłopaki w szatni, szczególnie Łobo, śmiali się, że po moim zderzeniu z Wasylem będą szły iskry. Ale nie miałem okazji się z nim zderzyć.

Żałujesz?

Trochę tak. Kiedyś mega mnie poprzestawiał Arek Głowacki, jeszcze jak graliśmy z Wisłą na Widzewie. Miałem go kryć przy stałych fragmentach. Cały podrapany wyszedłem. Ale od tamtego czasu trochę się zmieniłem.

Masz swoje sztuczki, żeby komuś pokazać miejsce w szyku?

Reklama

Lubię wbić się barkiem. Wiem też, że jestem szybki i każdego dogonię. Lubię pojedynki jeden na jeden.

Bywasz chamem na boisku?

Tylko czasami. Jak już ktoś mnie naprawdę wkurwi.

Dajmy ligowcom poradnik: jak zagrzać Rafała Augustyniaka?

Łatwo nie jest. Myślę, że na treningach szybciej się zagrzewam. Wiem, że mogę w tym tygodniu nie zagrać? Zapala się lampka, że muszę pokazać co jestem wart. To nie jest tak, że chcę krzywdę zrobić, ale przypadkiem coś się zdarzy. Tak jak ostatnio, gdy rozbiłem łuk brwiowy Forsellowi. Naprawdę czysty przypadek, od razu przeprosiłem, a on widział, że nie chciałem. Ale wiadomo jak można to odebrać: August się wpierdala, chce krzywdę zrobić.

Siłownia to twój narkotyk?

Nie. Ale lubię się wyżyć. Tym bardziej jeśli nie gram.

W widzewskich czasach miałeś dość niecodzienną rutynę treningu.

Łukasz Broź i Damian Radowicz śmiali się ze mnie, że robię zestaw dyskotekowy: biceps, triceps, klata. Kwadratowy się zrobiłem. Mało mobilny. Dopiero później trenerzy zaczęli mnie pilnować.

Pierwszą wiedzę o siłce czerpałeś od kolegów z dyskoteki?

Z osiedla. Coś się podłapało jeszcze w pakerni na Widzewie. Chodziłem do takiej z mega starymi przyrządami, gdzie przychodzili wydziarani od stóp do głów goście. Czasami mnie poprawiali: zrób to, zrób tamto. Ale pierwsza wkrętka w siłownię przyszła na wypożyczeniu z Widzewa do Siedlec. W Siedlcach nie było za wiele do roboty. Niektórzy jeździli na balety, ale ja już byłem z Sylwią, z którą za dwa lata biorę ślub, także mnie stopowała. A mieszkałem z dwoma chłopakami, którzy jarali się siłownią i spodobało mi się.

Podobał ci się przyrost adrenaliny?

Tak. Przypływ endorfin. Fajne uczucie.

Pobiłeś kiedyś kogoś?

Zdarzyło się.

Za co?

Za głupotę. Jak to na imprezie – idzie człowiek i się bije. Ktoś kogoś szturchnie i się zaczyna. Idziesz na zewnątrz. Czasem jeden na jeden, czasem kilku na kilku. Raz ty dasz w mordę, raz dadzą tobie i tak to się kręci. W szkole też czasem bójki się zdarzały. Bez przesady, że lubiłem się bić, ale czasem się biłem.

Najbardziej pamiętna bójka?

Miałem trzynaście lat. Przyszedłem do domu i powiedziałem, że dostałem na osiedlu. Dostałem więc jeszcze od taty, że przychodzę i się skarżę, a nie umiem samemu sobie poradzić. To mnie nauczyło samodzielności.

Wielu by powiedziało, że zachowanie twojego taty nie było szczególnie wychowawcze.

Może w tych czasach, wtedy nie. Mi to nie zaszkodziło. Pamiętam, jeszcze było trochę nieprzyjemności w szkole. Pani z bloku zobaczyła bójkę, zadzwoniła po policję. Byliśmy wezwani do dyrektora.

Planujesz występy w KSW po skończeniu kariery?

Nie. Ale mój dobry kolega ze Zduńskiej Woli, Mikołaj Kałuda, który też grał w piłkę, nawet w Wiśle Kraków w Młodej Ekstraklasie, jest w MMA teraz. Może kiedyś w wolnym czasie pojadę i z nim poćwiczę.

Szkoła cię interesowała?

Nie powiem, żebym był kujonem, ale wszystkie klasy przeszedłem po kolei.

Byłeś kiedyś zagrożony?

W gimnazjum. Miałem jedynkę na półrocze z geografii.

Akurat z geografii? Rozumiem z matmy, polskiego, ale geografii?

Nie miałem akurat pracy domowej, nauczycielka spytała dlaczego. Odpowiedziałem, że nie mam, bo mi się nie chciało jej zrobić. To była wicedyrektorka. Usiadła na mnie. Powiedziała, że mi nie odpuści.

Pyskowałeś do nauczycielek?

Miałem taki okres, że byłem opryskliwy. Tata przychodził do szkoły co dwa, trzy tygodnie. Szczególnie do nauczycielki polskiego. Ona troszeczkę wyzywała mnie, ja troszeczkę ją.

O co się wyzywaliście? Miałeś inną interpretację Krzyżaków?

Nie. Coś do mnie miała, a ja potrafiłem odpyskować. Potem wzywała rodziców. Jak mama szła to jeszcze okej, ale jak tata to strach. Duży respekt się czuło w domu. Gdy tata krzyknął każdy po kątach porozstawiany. Trzymał dyscyplinę. Dziś myślę, że gdyby nie on, życie mogło mnie ponieść. Żyłem na osiedlu z dużą grupą chłopaków. Wiadomo jak można w takim środowiska popłynąć. Wracam i widzę jak to wygląda. Niektórzy wyjechali za granicę. Inni popijają przy bloku. Myślę, że tak bym skończył. Ale tata mnie trzymał w ryzach i jestem tu gdzie jestem. Mama też się starała, nie powiem, że nie, ale tata miał decydujący głos.

Za co dostałeś największe lanie?

Za kłótnie z siostrami. Obie były oczkami w głowie prababci, ja nie bardzo. Więc robiłem jakieś głupoty, żeby gorzej wypadły w jej oczach. Czasami coś zabierałem, czasami coś na nie mówiłem lub udawałem, że zrobiły coś złego.

Byłeś okropnym dzieckiem.

Trochę tak. Grzeczny nie byłem na pewno.

Urywałeś się na piwo?

Nie, na piwo nie. Miałem mnóstwo nieobecności, ale zazwyczaj urywałem się na trening wraz z przyjacielem z klatki.

Pogoń Zduńska Wola to nie jest ani słynna wylęgarnia talentów, ani klub znany z gry na wysokim poziomie.

III liga najwyżej z tego co pamiętam. Zaczynałem w MOS-ie, tam się kopało, potem poszedłem do Pogoni. Przed Pogonią grałem w najtańszych korkotrampkach za piętnaście złotych, takich z plastikową podeszwą. Potem w “Cornerach” z bazaru. Jak dostałem się do Pogoni rodzice dali mi na buty. Kupiłem sobie Adidasa. Gdy zagraliśmy z MOS-em moi byli koledzy wyzywali mnie, że się sprzedałem Pogoni za te korki.

Przejąłeś się?

Nie. Miałem tłumaczyć, że to od rodziców? I tak by nie uwierzyli. Nigdy nie przejmowałem się tym co ludzie o mnie mówią.

Profesjonalne korki dały ci sto procent do jakości gry?

Pewnie. Do dziś jak wyjdę w nowych butach, pierwsze trzy dni gram super.

To czemu co trzy dni nie kupujesz butów? Brzmi jak sposób na formę.

Brakłoby pensji.

Ale zawsze grałbyś tak dobrze, że szybko poszedłbyś dużo wyżej.

Chyba, że przestałoby działać i bym zbankrutował.

Wtedy w Pogoni zadebiutowałeś jako szesnastolatek. Wcześnie jak na seniorskie granie.

Grałem już wcześniej z seniorami w rezerwach. Śmieszne mecze. Loża szyderców, podpici kibice drący mordy. Wyzywali mnie: “ty tuczku”, “ty grubasie”. Szydzili, że w ogóle techniki nie mam. A potem III liga. Założyłem siatkę na pierwszym treningu i jeden starszy piłkarz najpierw mnie zjebał, a potem próbował połamać mi nogi.

Jak trafiłeś do pierwszej drużyny, rodzice zaczęli traktować twoje granie poważniej?

Na pewno nie było wcześniej tak, że jeździli na moje mecze. A tutaj na mój drugi trzecioligowy mecz przyszedł tata. Zobaczyłem jak stoi na wale. Nie powiem, zrobiło mi się miło.

Potem pierwsza w życiu rozmowa z rodzicami o swoim meczu?

Nie. Nie lubię z rodzicami o meczach rozmawiać. Wiadomo jakie mają spostrzeżenia: syn najlepszy. Mama zawsze dzwoni, po każdej kolejce. Pyta jak tam, a potem mówi, co komentatorzy o mnie gadali. Że chwalili, że źle zagrałem, wszystko. Nie muszę meczów oglądać, gazet czytać, wiem, co o mnie mówią.

Wyróżniałeś się w III lidze?

Mariusz Stępiński się wyróżniał. Widać było, że ma smykałkę do strzelania bramek. Ja? Nie. Pamiętam sparing w seniorach, gdzie wchodziłem przy 2:1, a przegraliśmy 2:4 i przy wszystkich bramkach zjebałem. Wtedy spadliśmy też z III ligi, wszedłem na ostatnie mecze. Ja w ogóle kiedyś nie myślałem, że będę grał w Ekstraklasie. Nie marzyłem szczególnie o tym, że będę grał w piłkę.

Na szkołę nie stawiałeś, w piłkę nie wierzyłeś. To co chciałeś robić?

Nie miałem sprecyzowanych planów. Pewnie bym gdzieś pracował, tak sobie żył. Nic szczególnego. Szare życie.

Moment, gdy trafiłeś do Młodej Ekstraklasy Widzewa był tym, kiedy uwierzyłeś, że możesz zostać piłkarzem?

Nie. Mówiono o mnie w Zduńskiej Woli, że Łukasz Masłowski mi to załatwił. Śmiali się, że Mariusz to talent, a ja jestem w pakiecie, na doczepkę. Łukasz był akurat w IV lidze w Pogoni, grał razem ze mną i Mariuszem, miał kontakty. Powiedział, że załatwi mi testy. Widzew organizował castingi. Było nas chyba pięćdziesięciu na trzy dni w Gutowie. Selekcjonowano kadrę meczową i graliśmy przeciwko pierwszemu RTS-owi. Jaja. Oni na jakimś roztrenowaniu. Maciek Mielcarz w ataku strzelił nam bramkę. Po testach Widzew się nie odzywał, Łukasz załatwił ME w Polonii. Pojechałem, byłem dogadany, Piotr Stokowiec namawiał: słuchaj, miasto ci się spodoba, będzie super. Wróciłem do Zduńskiej Woli tylko się spakować. Miałem w Piotrkowie dosiąść się do drużyny jadącej na obóz. Pakuję się, dzwoni Masło. Widzew się odezwał i wysłał kontrakt. Miałem piętnaście minut żeby się zdecydować. Mówię: dobra, daj chwilę. I poszedłem do Widzewa.

Trochę zrządzenie losu, że akurat tak znany wychowanek Pogoni trafił do niej w sezonie, gdy tam grałeś. Myślisz, że trafiłbyś bez tego wyżej?

Myślę, że mógłbym plątać się do teraz po czwartej lidze.

Gadaniem, że jesteś na doczepkę też się nie przejąłeś?

Nie mam wpływu na to co ludzie o mnie powiedzą lub napiszą.

Kiedykolwiek czymś się w piłce przejąłeś?

Po debiucie w Ekstraklasie czytałem komentarze na widzewiak.pl. Teraz mało kto tam komentuje, wtedy po meczach zdarzało się nawet tysiąc wypowiedzi. Wpisywałem w wyszukiwarce “Augustyniak” i czytałem, że się nie nadaję, że jestem drwalem. Czasami uderzało. Później się uodporniłem. Przestałem czytać. Miałem to gdzieś. I tak wiedziałem, że to nie ma wpływu na moją grę. Nic nie zmieni się od czytania komentarzy.

W Młodej Ekstraklasie Widzewa szybko dałeś dowody tego, że nie zostałeś ściągnięty na doczepkę?

Myślę, że nie wyglądałem słabo, ale też nie można powiedzieć, że się wyróżniałem. Byłem, bo byłem. Trener Andrzej Kretek lubił się ze mnie pośmiać. Na odprawach najczęściej ze mnie robił sobie żarty. Najśmieszniej było chyba po Cracovii. Chciałem przyjąć piłkę podeszwą, ale wyszło wypuszczenie napastnika na czystą sytuację. Trener Kretek wstaje na odprawie i mówi:

– Kurwa, August odwracał się jak Batory w porcie.

To była szyderka, jaka jest potrzebna w szatni, serdeczna, nie chamska. Mówił to z sympatii. Ale fakt, że ludzie nigdy nie uważali mnie za technicznego. Trenera Probierza zapytano kiedyś w jakiejś telewizyjnej ankiecie o piłkarza na bakier z techniką. Trener siedzi, myśli:

– Rafał Augustyniak.

Cała szatnia Jagi ze mnie wyła.

A ty co na to, że trener publicznie pojechał z twoją techniką?

Messim nie jestem, przecież wiem o tym. Chociaż większych problemów z techniką nie mam, ale za kozaka w tym elemencie się nie uważam.

Sto żonglerek zrobisz?

Zrobię.

Zawsze?

Zawsze.

Jak Batory trafił do pierwszego Widzewa?

2 stycznia. Byłem akurat na maszynach. Dostaję telefon od trenera Kmiecika, że mam się stawić na treningu pierwszej drużyny. Odbieram, rozmawiamy, a on słyszy te klikające maszyny.

– August gdzie ty jesteś?!
– A gram sobie.

Miałem pogadankę następnego dnia. Tłumaczył, że nie warto.

W Łodzi się wciągnąłeś w maszyny?

To było w Zduńskiej Woli. I żadne wkręcenie, ze cztery tygodnie zajawki. Z kolegą chodziliśmy i sobie pstrykaliśmy. Za pierwszym razem wygrałem 400 złotych. Na chwilę pociągnęło, ale nie wciągnęło tak jak kolegę.

Jemu zniszczyło życie?

Troszeczkę.

Brzmi jakby znowu udało ci się ominąć lecącą kulę. Masz w życiu farta?

Myślę, że mam.

Myślisz, że temu szczęściu aktywnie pomagałeś?

Myślę, że nie jakoś bardzo.

Bałeś się wtedy wejścia do Ekstraklasy?

Nie. Zagrałem kilka dni przed debiutem z Omonią w sparingu i dobrze się czułem. Skoro zagrałem dobrze z Omonią, czemu nie miałbym dobrze zagrać w lidze?

Trener Mroczkowski mówił na ciebie “biały Phibel”.

Pamiętam go, mega stoper. Silny taki. Cham. Jak głową wybijał, piłka leciała na pięćdziesiąt metrów.

Jesteś od niego dziś lepszy?

Nie wiem.

Pamiętasz pogadanki z kibicami w sezonie, kiedy spadliście?

Były dosyć ostre. Zdarzały się małe przepychanki, a “kurwa” było co drugim słowem. Ale mieliśmy też zupełnie inną rozmowę z kibicami, kiedy spotkaliśmy się na mieście i spokojnie porozmawialiśmy. Tak naprawdę Widzew fajnie się z Ekstraklasą pożegnał dzięki kibicom. Ostatni mecz na Zagłębiu Lubin, a tu mnóstwo fanów RTS. Wielki szacunek. Ja nie wiem, czy mi by się chciało jechać tyle kilometrów za klubem i cały mecz śpiewać, gdy wiedziałbym, że spadamy.

Tamten Widzew mógł się utrzymać?

Mógł. Trener Skowronek fajnie nas na wiosnę poukładał. Brakowało tylko skuteczności. Zwykle stwarzaliśmy więcej sytuacji niż rywale, ale remisowaliśmy lub przegrywaliśmy. To mogło się udać.

Nie wydajesz się osobą, której łatwo wejść na psychikę. Sytuacje w Widzewie Cacka też cię nie ruszały?

Ruszało jak nie miałeś pieniędzy na koncie. To było najgorsze. Przychodzi dziesiąty czy piętnasty, nie zarabiałeś wiele, a tu mieszkanie opłać, kup to, tamto.

Od kogo najczęściej pożyczałeś?

Od rodziców lub dziewczyny.

Głupio pożyczać od dziewczyny.

To nie było tak, że pytałem: słuchaj Sylwia, masz pożyczyć? Sama z siebie dawała mi 200 złotych ze słowami: kiedyś oddasz. Wstydziłem się. Bałem się, że postrzega to tak, że jeżdżę do niej po pieniądze. Najgorsze, że jak rozmawiało się z Cackiem, to naprawdę nabierało się wrażenia, że te pieniądze zaraz będą. Ale nigdy ich nie było. Nauczyłem się później, że wszystko co mówią trzeba wkładać między bajki. Pamiętam, jak Mariusz Stępiński skończył osiemnaście lat, dostał wypłatę. Chcieli, żeby przedłużył z nimi kontrakt, więc dali mu hajs. Ja znowu nie dostałem. Nawet mama dzwoniła wtedy do prezesa. Usłyszała to samo, co ja.

Bolało, że kumpel dostał, a ty nie?

Trochę słaba sytuacja.

Z Mariuszem trzymaliście się blisko. Do dziś się kumplujecie?

Nie. Urwał się kontakt. Wiadomo, czasami coś tam, ale to nie to.

Kolejny sezon był kompletnym dramatem w Widzewie.

Widzew, wielki klub, nagle spadliśmy z ligi. Ja, licząc sobie dwadzieścia jeden lat, miałem ciągnąć ten wózek i zapewnić awans do Ekstraklasy. Zespół nie był na tyle mocny, żeby to osiągnąć. Ale nie sądziliśmy też, że jesteśmy tak słabi, żeby przegrywać wszystko. Wygraliśmy jesienią tylko na Arce. Pamiętam śpiewy kibiców: dwa lata czekaliśmy, na wyjeździe wygraliśmy. Ja nie pomogłem – powiedziałem w wywiadzie, że jestem super, a inni nie dojeżdżają. Żenada. Jedna z rzeczy, których w życiu żałuję. Kapitan musi być z drużyną, a nie po niej jechać. Szczególnie w Widzewie, gdzie trzeba mieć silny charakter. Ale w tamtym sezonie czułeś, że to wszystko się rozlatuje. Kibice skonfliktowani, pieniędzy brak… szło to w jednym kierunku. Co innego teraz, na Widzewie można się poczuć jak na Zachodzie.

Bywasz na meczach?

Tak. Staram się jak najczęściej. Gdy wpadam do Zduni załatwiam bilet i jadę.

Kiedy ostatnio poszedłeś na Widzew?

W zeszłym sezonie na Lechię Tomaszów. Miała być feta, planowany awans, ale trzeba było jeszcze jechać do Ostródy.

Czujesz się widzewiakiem?

Tak. Ten klub działa na mnie. Nawet w domu lubię sobie odpalić Youtube i włączyć doping kibiców Widzewa. Wiadomo, że Zduńska Wola jest bastionem RTS, a jeszcze jak poczułem to wszystko od środka zrozumiałem o co chodzi. Kibice są z Widzewem na dobre i na złe. Miało być tak, że przychodzą, bo jest efekt nowego stadionu, co po jednej rundzie się skończy. Tymczasem już sześć razy z rzędu kibice ustanawiali rekord frekwencyjny sprzedaży karnetów. Widzew potrzebuje Ekstraklasy, a Ekstraklasa potrzebuje Widzewa. Dla mnie osobiście jest to największy klub w Polsce.

Jak potraktowano cię gdy odchodziłeś do Jagiellonii?

Spotkałem się z opinią, że uciekam jak szczur z tonącego okrętu. Ale od wielu ludzi dostałem podziękowania i życzenia powodzenia. Tych drugich było więcej.

Do Jagi szedłeś z jakimi nadziejami?

Na regularne granie w Ekstrakalsie. Zweryfikowało mnie troszeczkę. Może nie zapracowałem na szansę tak jak powinienem. Trudno.

Masz do siebie zarzuty o to jak pracowałeś w Białymstoku?

Nie.

To dlaczego mówisz, że nie zapracowałeś?

Może w oczach trenera.

Czy coś z współpracy z trenerem Probierzem wzbogaciło twój warsztat?

Myślę, że nic. Życzę mu dobrze, dużo osiągnął z Jagiellonią. Ale nie ze mną. Powtarzał, żebym ciężko pracował, a dostanę szansę. I pracowałem. I nie dostałem. Tylko trzy mecze podstawy, które były słabe dla drużyny, ale ja nie powiedziałbym, że zagrałem na słabym poziomie. Tymczasem zostałem skasowany.

Sam nie czułeś się gorszy od rywali?

Nigdy nie czuję się gorszy. Nie mam nigdy czegoś takiego, że czuję się słabszy, że nie poradziłbym sobie tu czy tam.

Czyli jutro pojawia się oferta zagraniczna, jedziesz bez kompleksów.

Myślę, że tak. Ale życie by pokazało co dalej. Na pewno jednak nie czułbym się gorszy przed wyjazdem.

Języki obce ogarniasz?

Troszeczkę angielski.

Czyli nie ogarniasz.

Nie bardzo.

I to też by cię nie przerażało? Start nie byłby łatwy.

Miałbym gorszy start. Angielski to podstawa wyjazdu. Ale bym nadrobił.

Parę lat cię nie było w Ekstraklasie. Zmieniła się?

Wtedy było ciężej niż teraz.

Liga lepsza?

Może nie lepsza, tylko ja więcej zrozumiałem.

Co zrozumiałeś?

Jak powinienem grać. Wtedy chciałem za każdym razem wyprowadzać piłkę i byłem taktycznie zagubiony. Myślałem, że wszystkich będę kiwał, robił jak chciał. Teraz skupiam się na konkretnych zadaniach, które wyznaczy trener.

Jak ważny dla twojej kariery jest trener Nowak?

On mnie pociągnął do góry. Nie wiem gdzie bym był bez niego. Bywają szkoleniowcy, którzy krzyczą: wybij, wybij! U niego tego nie ma. Pozwala grać w piłkę. Chyba widać po naszym stylu gry. Jest też szczerym facetem, który umie do nas dotrzeć. Pamiętam przed derbami z Zagłębiem nie gadał na odprawie żadnych głupot, tylko powiedział, że piłkarsko jesteśmy lepsi od Zagłębia. Najlepsze co mogliśmy usłyszeć.

Najważniejsza rozmowa jaką z nim odbyłeś?

Na pewno było trochę pogadanek. Zawsze mnie temperował. Jak nie grałem starał się do mnie trafić, że dostanę swoją szansę.

W mocnych słowach?

Była jedna mocniejsza rozmowa między nami. Nie pojechałem nawet na ławkę w I lidze. Potem zagrzany poszedłem do pokoju trenera i padło trochę ostrzejszych słów.

Pyskowałeś jak kiedyś do nauczycielki?

Tak. Wyrzuciłem z siebie żal. Może czasem trzeba. Trener podszedł do tego po męsku, nie owijając w bawełnę. Wyszedłem ze spokoju już opanowany. Wiem, że mogę mu zaufać. Mówi jak jest. Myślę, że to jedna z ważniejszych życiowych cech.

Jak się czujesz w Legnicy?

Bardzo dobrze. Mega spokojne miasto. Kiedyś moja narzeczona przychodzi do mnie i mówi, że w pracy od koleżanki usłyszała jakoby Legnica była drugim najniebezpieczniejszym miastem w Polsce. No okej, gdzie? Nie widziałem żeby tutaj się cokolwiek złego działo. Mam też blisko do domu, 250 km autostradą. Miedź to poukładany klub, wszystko idzie w dobrym kierunku.

Jesteś na fali?

Myślę, że tak, ale się nie podniecam. Nie zastanawiam się co będzie za chwilę. Na każdy mecz wychodzę z takim samym nastawieniem.

Trening mentalny chyba cię zupełnie nie interesuje, brzmisz jakbyś tego nie potrzebował.

To nie jest takie głupie. Myślałem, żeby się w to pobawić.

Nad czym chciałbyś popracować?

Nad koncentracją. Czasami trener Nowak mnie ciśnie, że potrafię się na moment wyłączyć. Pstryk i nie ma mnie na chwilę. Bez żadnego wytłumaczenia, po prostu się zawieszam.

A tu akcja i gol.

Dokładnie. Tak strzelił nam Ondrasek.

Ciut lepsze wspomnienia to gol z Jagą.

Trochę tak. Dostałem później dużo gratulacji od chłopaków z Jagi, szczególnie od tych, którzy nie dostali tam szansy jak Damian Kądzior czy Kamil Zapolnik.

Nie samą piłką człowiek żyje. Co interesuje cię poza nią?

Ciężko znaleźć czas. Piłka, siłownia, życie prywatne – wiele go nie zostaje. Ale na pewno muzyka, szczególnie hip-hop. Słucham Kękę, wychowałem się na Peji.

Ulubiony kawałek?

Myślę, że Randori. Motywująca historia o jego początkach.


Masz motywujące piosenki, które puszczasz przed meczem?

Nie mam, ale w każdym praktycznie klubie to ja puszczam muzykę przed meczem, choć nie wszystkim pasuje hip-hop.

Z kim się kłócisz w Miedzi o muzykę?

Często Hiszpanom nie pasowała. Przed Chojnicami – tam jest mega mała szatnia – puściliśmy muzykę na full. Perezowi nie pasowało. Za głośno dla niego. Ale pewnie jakbym puścił jego hiszpańskie rytmy to by pasowało.

Szatnia się buntuje?

Nie ma, że się buntuje albo nie. Po prostu puszczam. Czasem dam im puścić coś swojego. Ktoś podejdzie, powie – OK. Ale ogólnie chyba pasuje.

Przeczytałem w jednym z legnickich portali, że lubisz książki. Wkręcałeś ich z tego wynika.

Czasami przeczytam, ale nie powiedziałbym, że to moja pasja. Czytam raczej branżowo. Ważna była dla mnie “Obsesja doskonałości” CR7. Ronaldo chciał każdy element pracy i przygotowania do niej wykonywać lepiej, żadnego nie ignorując. Wiedział, że ten da jeden procent więcej, ten da dwa, a jak się wszystko zbierze to pojawi się większy sens. Wielkość. Teraz czytam np. “Śpij dobrze”, książkę człowieka, który pracował z Ronaldo nad właściwym snem. W dzisiejszych czasach trzeba zwracać uwagę na takie drobiazgi. Chociaż też nie można zapominać, że jesteśmy przede wszystkim piłkarzami. Fajnie powiedział w ostatnim wywiadzie Mariusz Stępiński: porównując nasze kluby do zagranicznych, w Polsce jest moda skupiania się na wszystkim, co dookoła piłki, a nie na treningu i faktycznym graniu. Trzeba więc zachować umiar.

Leszek Milewski

Najnowsze

Hiszpania

Ogłoszono listę najlepszych piłkarzy w XXI wieku. Robert Lewandowski poza pierwszą dziesiątką

Aleksander Rachwał
2
Ogłoszono listę najlepszych piłkarzy w XXI wieku. Robert Lewandowski poza pierwszą dziesiątką

Weszło

Ekstraklasa

Feio, Zieliński i Mozyrko – od współpracy do wojny. Kulisy konfliktu w Legii!

Szymon Janczyk
157
Feio, Zieliński i Mozyrko – od współpracy do wojny. Kulisy konfliktu w Legii!

Komentarze

45 komentarzy

Loading...