Gorący tydzień związany ze zmianą właścicielską już za Wartą. I choć „Zieloni” nadal rozgrywają swoje mecze z Grodzisku Wielkopolski, choć póki co grają jeszcze „na sucho” bez pensji, to do meczu z Bytovią Bytów podchodzili bez myśli o niepewnej przyszłości. Warciarze w tym meczu dwukrotnie odrabiali straty, ale zwyciężyć nie zdołali i spotkanie zakończyło się remisem 2:2. Po – przyznajmy – przyzwoitym meczu dla postronnych kibiców, których wielu w Grodzisku nie było.
Ostatnie dni były bardzo gorące dla Warty. Siedmiogodzinne negocjacje Pyżalskich z nowym właścicielem, strajk piłkarzy, atmosfera niepewności, przedłużające się oczekiwania na oficjalne podpisanie papierów. Ale w zeszły piątek klamka zapadła, a Izabella Pyżalska i Bartłomiej Fajraszewski porozumieli się co do transakcji.
Nowy właściciel był jednak bardzo tajemniczy. Długo skutecznie ukrywał swoją tożsamość, a po wstępnym porozumieniu z Pyżalskimi nie chciał udzielać szczegółowych odpowiedzi na pytania. Dopiero we wtorek, dzień przed meczem z Bytovią, spotkał się z mediami. – Szanowni państwo, nie chciałem rozmawiać wcześniej, bo… ja kompletnie nie odnajduję się przed kamerami. Nie miałem z nimi większej styczności, w poprzednim tygodniu byłem po długich i męczących rozmowach. Ale chcę być transparentny i otwarty, nie mam nic do ukrycia, więc porozmawiajmy – przyznał.
Farjaszewski wespół z doradzającym mu prawnikiem przedstawił też plany na następne dni. Jeszcze we wtorek nowy właściciel udał się do Warszawy na rozmowy z PZPN. – Poza tym mamy spotkania z potencjalnymi prezesami, to grono trzech-czterech osób. Ja nie zamierzam być prezesem, nie jestem na tyle przygotowany merytorycznie do tej funkcji. Prezes to musi być ktoś, kto zna się na piłce, kto da wsparcie merytoryczne dla zespołu i wytyczy dla Warty kierunek sportowy – wyjaśniał: – Nie będzie to ktoś kompletnie nieznany. Rozmawiamy z osobami cenionymi w środowisku. Nie zakładam rewolucji. Kurz po zmianach jeszcze opada, przed nami pracowite dni. Widzę w klubie ogromne zaangażowanie pracowników. Nie ma żadnego tematu zwolnień i wywracania Warty do góry nogami.
Padły oczywiście pytania o to, czym Farjaszewski właściwie dysponuje. W KRS próżno go szukać, ma jedynie zarejestrowaną działalność gospodarczą w podpoznańskim Luboniu. W Polsce zna go niewielu biznesmenów, a robi ponoć interesy w Azji. – To, że nie ma mnie w KRS, to tylko wybór konwencji prawnej mojej firmy. Zajmuję się handlem gadżetów reklamowych, faktycznie część interesów prowadzę w Azji. Zatrudniam ponad 20 osób. Kończyłem Akademię Ekonomiczną w Poznaniu. Urodziłem się w Giżycku, ale jestem blisko związany z Poznaniem. Czy z takiej firmy można utrzymać klub? Wszystko można, o ile robi się to dobrze – tłumaczył nowy właściciel. Warta ma jednak zmienić model funkcjonowania – teraz klub nie ma być oparty na jednym filarze, którym byłby właściciel (jak w przypadku, gdy Wartą rządzili Pyżalscy). Farjaszewski szuka już potencjalnych sponsorów, ale ten rynek w Poznaniu jest trudny od lat – lwią część chętnych do wspierania piłki wysysa Lech. Farjaszewskiemu natomiast łatwiej będzie w rozmowach z urzędem miasta – dotychczas mało kto na placu Kolegiackim chciał rozmawiać z Pyżalskimi o pieniądzach. Do wzięcia pozostaje też centralne miejsce na koszulkach. Póki co Warta gra z logo Family House, a sam Farjaszewski zapowiedział, że on swojej firmy nie chce tak promować, bo to niewiele by mu dało – ostatecznie jego głównym rynkiem zbytu są przecież rynki zewnętrzne.
Nowy właściciel zapowiedział też spłatę części zadłużenia wobec piłkarzy. Ci do meczu z Bytovią podchodzili jeszcze bez zaległych wypłat, ale długi mają zostać uregulowane w przynajmniej 50%. – Chcemy dojść do czystej sytuacji względem zawodników. To im najmocniej oberwało się w ostatnich miesiącach – przyznawał Farjaszewski.
I mimo tego, że w Warcie dzieje się lepiej (umówmy się – gorzej być nie mogło), to póki co „Zieloni” swoje mecze i tak muszą rozgrywać w Grodzisku Wielkopolskim. Przy Drodze Dębińskiej zostały już ostatnie poprawki – płot, okablowanie, światłowód, monitoring. Kwestia zadaszenia trybuny i postawienia jupiterów odkładana jest na kolejne miesiące, ale i bez nich PZPN prawdopodobnie dopuści klub do grania u siebie. Ale w środę z Bytovią i w sobotę z Sandecją warciarze musieli grać niby u siebie, a jednak na wyjeździe.
Warta po trzech porażkach z rzędu, Bytovia po zaskakująco dobrym początku jeśli wziąć pod uwagę, że na chwilę przed startem sezonu z klubu wycofał się Drutex, a zatem przykręcono najważniejszy kurek z pieniędzmi płynącymi do bytowskiej drużyny. Faworytem byli goście, ale każdy pamiętał, że formalni gospodarze ostatnio byli zajechani psychicznie, a w ostatnich dniach dostali mentalnego kopa.
I było widać po zespole Petra Nemca, że coś tu drgnęło. W pierwszej połowie niezłe szanse strzeleckie zmarnowali Spławski i Fadecki, Bytovia pozwalała rywalom na wiele szczególnie w bocznych sektorach boiska. Ale wystarczył jeden skuteczny atak, by to goście schodzili na przerwę z prowadzeniem. Filip Burkhardt przylutował ze skraju pola karnego i piłka lecąc ładnym łukiem wylądowała w siatce.
Bytovia w tym meczu prowadziła zresztą dwukrotnie, ale dwukrotnie też dała się rywalom dopaść. Najpierw na 1:1 trafił Niklas Zulciak, który też ładnym golem odpowiedział na trafienie Burkhardta. Później goście po faulu Biegańskiego na Letniowskim sędzia odgwizdał rzut karny, a jedenastkę wykorzystał Łukasz Wróbel. Któż mógł strzelać, jak nie grający asystent… Nie no, robimy sobie jaja, ale w Bytovii za wesoło nie jest, skoro trener nie może sobie pozwolić na sztab szkoleniowy w klasycznym tego rozumieniu. Tenże Wróbel zresztą ustalił wynik meczu samobójczym trafieniem na siedem minut przed końcem meczu.
Remis wydaje się wynikiem, który wiernie odzwierciedlał to, co działo się na boisku. Bo a to raz zawodnicy Bytovii wybijali piłkę z linii bramkowej, a to po chwili goście spieprzyli kontrę pięciu na trzech. Niemniej samo spotkanie oglądało się całkiem przyjemnie, choć nie bardzo było je komu oglądać. Pora do grania była przecież fatalna – środa, 16:45 i to w Grodzisku. Jeśli nawet jakiś kibic Warty myślał, żeby przyjechać na ten mecz, to po pracy nawet nie zdążyłby zjeść obiadu przed wyjazdem na zachód. Pierwszą połowę oglądali za to reprezentacji Polski U21, którzy w Grodzisku przygotowują się do piątkowego starcia z Wyspami Owczymi w Lubinie. Drugiej połowy już nie obejrzeli, bo trenowali na jednym z bocznych boisk.
Warta Poznań – Bytovia Bytów 2:2 (0:1)
Zulciak (68.), Wróbel (83. – sam.) – Burkhardt (42.), Wróbel (71. – karny)