Reklama

Nie tylko Iga Świątek. Maja Chwalińska też daje radę

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

04 września 2018, 17:51 • 11 min czytania 6 komentarzy

Nazwisko juniorskiej triumfatorki Wimbledonu stało się już w Polsce doskonale znane, a sama Iga została okrzyknięta naszą wielką tenisową nadzieją. Słusznie, bo talent ma ogromny. W tym wszystkim zapomina się jednak, że mamy w naszym kraju drugą zdolną tenisistkę. Zwie się Maja Chwalińska i za kilka lat też może walczyć o poważne trofea.

Nie tylko Iga Świątek. Maja Chwalińska też daje radę

Urodziła się, mieszka i trenuje w Dąbrowie Górniczej. Delikatnie rzecz ujmując: nie jest to tenisowa stolica naszego kraju, ale to właśnie tam Maja została wyłowiona przez trenera Pawła Kałużę w „Tenisowej Talentiadzie” – organizowanej przez niego akcji, która miała zachęcić dzieciaki do uprawiania sportu, a w szczególności tenisa. Chwalińską zachęciła najskuteczniej.

– Maja przyszła z drugiego naboru, bo pierwszy odbył się rok wcześniej. Tych dzieci przewinęło się 26 w ciągu dwóch lat. Ona doszła tak daleko, bo była najbardziej sprawna i najbardziej obiecująca. Inne dzieci grają w tenisa rekreacyjnie, jedna dziewczyna jeszcze w zeszłym roku grała w mistrzostwach Polski czy turniejach ogólnopolskich. Nie można powiedzieć, że ostała się tylko Maja.

Maja – mimo że mieszka i trenuje w Dąbrowie – reprezentuje klub z Bielska-Białej. Okazuje się jednak, że nie ma w tym wszystkim wielkiej tajemnicy – klub jest po prostu jednym z jej sponsorów, pomaga jej też organizacyjnie, bo kiedyś w jej rodzinnym mieście takiego brakowało i trzeba było szukać za jego granicami. Teraz cieszą się i ona, i klub. Bo obie strony na tej współpracy korzystają. Mai łatwiej jest prowadzić swą karierę, a klub może chwalić się taką reprezentantką.

Radwańska

Reklama

Dobra, wiemy, że w obecnej formie naszej (wciąż) najlepszej tenisistki to porównanie może nie być zbyt pozytywne, ale często, gdy mówi się o Chwalińskiej, przywołuje się nazwisko Agnieszki Radwańskiej. Dlaczego? Cóż, odpowiedź jest prosta: grają podobnie. Obie nie są przesadnie dobrze zbudowane, a braki fizyczne i siłowe nadrabiają techniką. Znakomitą, wypada dodać.

Joanna Sakowicz-Kostecka, była zawodniczka, dziś trenerka i komentatorka:

–  Maja ma przede wszystkim ogromne „czucie”, przez które można ją porównywać do Agnieszki Radwańskej. Do tego ogromny zmysł taktyczny i obszerny repertuar, zresztą bardzo naturalny. To nie jest gra oparta na schemacie, który został jej nakreślony przed meczem – ona instynktownie jest w stanie dobierać zagrania potrzebne w danym spotkaniu, w konkretnej chwili. Jeśli ktoś porównuje Igę Świątek do Agnieszki Radwańskiej, to nie tędy droga, ale Maja Chwalińska to młodsza wersja Isi. Do tego leworęczna, co dla niej jeszcze lepsze.

Jasne, do Agnieszki Radwańskiej daleka droga. Finał Wimbledonu, wygrany turniej WTA Finals, mnóstwo innych sukcesów. Swoje „Isia” zrobiła, trudno temu zaprzeczyć. Ale wiecie, co w tym wszystkim jest najlepsze? Że Maja doskonale sama zdaje sobie z tego sprawę. W zeszłym roku, gdy pojawiła się na juniorskim Wimbledonie, miała okazję usiąść w boksie starszej koleżanki po fachu w trakcie jej meczu. Opowiadała później o tym portalowi tenis.net:

– Główny kort jest świetny, robi niesamowite wrażenie. (…) Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze nie raz na nim zagrać. Jeżeli chodzi o samo spotkanie to na pewno zupełnie inaczej wygląda to w telewizji, a inaczej na żywo. Jeszcze nigdy nie miałam okazji oglądać występu Agnieszki. Każdy mówi, że ona tylko pcha tę piłkę i tyle. A to nie tak. Uderzenia są mocne, ale największe wrażenie robi technika. To było niesamowite. Jeżeli ktokolwiek porównuje mnie do Agnieszki na tym poziomie to naprawdę są w tak ogromnym błędzie bo muszę się jeszcze od niej tyle nauczyć. Ma takie czucie piłki, że moje skróty przy jej, to tak jakby grało pięcioletnie dziecko, które się dopiero uczy grać w tenisa. Tutaj zobaczyłam jak wiele jeszcze przede mną.

Reklama

Powiedzmy sobie szczerze: jest nad czym pracować. Bo chodzi o to, by zlikwidować te braki, które przez całą karierę przeszkadzały… właśnie Agnieszce Radwańskiej. Szczególnie teraz, gdy nawet kobiecy tenis staje się coraz bardziej nastawiony na siłowe granie. Wygrywają te tenisistki, które technikę potrafią połączyć z mocą uderzeń – choćby Andżelika Kerber czy Serena Williams.

Antoni Cichy, tygodnik Tenisklub:

Wiadomo, że najsłabszą stronę Mai są warunki fizyczne. Teraz troszkę urosła, ale wciąż jest niewielką zawodniczką, co nie pozwala jej to na granie tenisa „czysto” siłowego. To wada, ale potrafi przekuć ją w zaletę – musi grać bardziej technicznie. Jej tenis jest mniej siłowy, a bardziej finezyjny,  musi korzystać ze sprytu.

Sama Chwalińska regularnie podkreśla, że pracuje nad kondycją, bo to „klucz do triumfów na korcie”. Często mówi się jednak, że najważniejsza dla tenisistki jest mocna głowa. Jakkolwiek to nie zabrzmi. Na korcie trzeba umieć wytrzymać presję i trudy spotkania, a poza nim – odpowiednio nastawić się do coraz cięższej pracy. Maja to potrafi. Zresztą, specjalnie nas to nie dziwi, skoro Paweł Kałuża ma dla niej specjalny trening:

– Duży nacisk kładziemy na trening mentalny. Maja ma czytać różnego rodzaju biografie czy wywiady ze sportowcami. Szuka takich małych rzeczy, pojedynczych zdań, które „budują” tych najlepszych sportowców. Podobieństwa do Agnieszki Radwańskiej? Zawsze opieraliśmy trening na kreatywności i różnorodności. Pewnie z tego powodu Maja jest utożsamiana z Agnieszką. Jest to miłe, bo to najlepsza polska tenisistka. Maja na pewno wzoruje się na niej, ale też na Simonie Halep i innych podobnych „gabarytowo” tenisistkach. Kiedyś podpatrywaliśmy np. Martinę Hingis.

Droga do sukcesów

– Przede wszystkim praca, a do tego odpowiednie myślenie na korcie. (…) nawet kiedy przegrywa się na korcie, a koniec spotkania blisko, to jednak trzeba wierzyć w wygraną. Można odwrócić losy spotkania, przegrywając w decydującym secie 3:5. Jak wspomniałam, wiele zależy od myślenia, od tego, by skupić się na grze, na przeciwniczce.

To słowa samej Mai. Wypowiedziała je w trakcie wywiadu dla portalu Nasze Miasto niespełna dwa lata temu, niedługo po swoich… piętnastych urodzinach. Brzmi bardziej, jakby mówiła zawodniczka po trzydziestce, prawda? Osoby z jej otoczenia regularnie to powtarzają: Maja sama wie najlepiej, do czego dąży. Nie trzeba namawiać jej do treningów. Z tenisa czerpie radość i to sprawia, że dziś jest uznawana za jeden z największych talentów w Polsce.

Piotr Szczypka, prezes zarządu klubu BKT Advantage Bielsko-Biała, z którym współpracuje Maja Chwalińska:

– Maja jest bardzo zadziorna i waleczna – nigdy nie odpuszcza. Wyróżnia ją też profesjonalizm, jest bardzo „nakierowana” na swoją karierę, wie, co chce osiągnąć. To są najlepsze cechy zawodowego sportowca: nieustępliwość, waleczność, profesjonalne podejście do treningu i życia, podporządkowanie wszystkiego temu celowi, jakim jest tenis. Wpajał jej to przez wszystkie lata również trener Paweł Kałuża. Ma też takie cechy wolicjonalne, z którymi się urodziła. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to myślę, że w najbliższym czasie stanie się znana szerszej publiczności, gdy zacznie grać na tych największych kortach.

Paweł Kałuża z Mają Chwalińską współpracuje od początku jej tenisowej przygody. To on doprowadził ją do obecnego miejsca w rankingu, to on prowadzi ją dalej i pewnie szybko z tej roli nie zrezygnuje, bo oboje cenią sobie tę współpracę. Jak udało mu się zrobić z niej jedną z najlepszych polskich zawodniczek?

– Przede wszystkim zaczęliśmy, gdy miała siedem lat i na początku to była zabawa w sport. Najpierw zrobiłem z Mai sportowca i jak już nim została – siedmio-, ośmio- czy dziewięcioletnim – to krok po kroku dokładaliśmy umiejętności tenisowe. To chyba klucz, żeby nie robić z siedmiolatki tenisistki czy z dziewięcioletniego chłopca Lewandowskiego. Później można dokładać – czy to trening sprawnościowy, czy taktyczny, czy mentalny, odpowiednie starty. Tak robiliśmy. Maja nigdy nie grała słabych turniejów – od dziecka staraliśmy się wybierać jej te trudne, gdzie były wymagające dziewczyny. Szukamy takich meczów, bo w tenisie łatwych spotkań nie ma. Oczywiście, Maja ostatnio w Warszawie wygrała 6:0 6:0, ale to wyjątki. Teraz w Budapeszcie rozegrała trzy trzysetowe mecze, wszystkie w okolicach trzech godzin. Do tego trzeba być przygotowanym.

Chwalińska wie, co chce osiągnąć: wygrać turniej wielkoszlemowy. Ale to nie tak, że rzuca takie hasło i czeka, aż tytuł spadnie jej z nieba. Ciężko pracuje, godząc treningi i wyjazdy na turnieje ze szkołą czy innymi obowiązkami. Czasem zwolni się z kilku lekcji, czasem nie ma jej w szkole przez tydzień albo i dłużej. Nauczyciele są jednak wyrozumiali i wszystko da się z nimi załatwić. Mamy dziwne wrażenie, że w szkołach, do których chodziliśmy, byłby z tym problem…

Już od ponad dwóch lat jeździ głównie na turnieje zawodowe rangi ITF. W zeszłym sezonie zaglądała jeszcze na juniorskie Wielkie Szlemy, w tym skupia się na seniorskich rozgrywkach, w których może zdobywać punkty do rankingu. Efekt jest taki, że coraz bardziej zbliża się do miejsca w trzeciej setce. Może się wydawać, że to niewiele, ale w całym rankingu tylko jedna zawodniczka młodsza od niej zajmuje wyższą pozycję (16-letnia Marta Kostiuk, okrzyknięta „nową Martiną Hingis”, przeczytać możecie o niej w tym miejscu).

Prowadzenie kariery Mai to zresztą temat na osobną rozprawę. Jak na razie nosiłaby ona tytuł „Jak to robić, żeby tego nie spieprzyć”, bo samej zawodniczce, jej ojcu, trenerowi i klubowi trzeba wystawić ogromnego plusa. Wszystko wygląda w tym przypadku wręcz znakomicie.

 Joanna Sakowicz-Kostecka:

– Strategia i rozwój są bardzo dobre – widać, że mierzą siły na zamiary i na razie wychodzi to świetnie. Zaczęli od małych turniejów, stopniowo idą w górę. Nie boją się grać w eliminacjach, co też jest bardzo ważne. Dzięki temu Maja się ogrywa i może zaliczyć więcej turniejów. Ona jest też świadoma swoich umiejętności. Często te lepsze i bardziej doświadczone zawodniczki nie radzą sobie z jej stylem gry, dzięki czemu może sobie pozwolić na to, żeby grać w takich turniejach, a juniorskie rozgrywki zostawić w tyle.

Dodajmy jeszcze jedno: Maja i jej sztab wiedzą, kiedy odpuścić. Choćby ostatnio – w trakcie turnieju w Budapeszcie – Polka zeszła z kortu, a później zrezygnowała z udziału w kolejnej imprezie z powodu urazu. Wszyscy w jej teamie myślą o przyszłości, więc ważniejsze niż to co tu i teraz, jest to, by za 10 lat nie nękały ją problemy zdrowotne. I to jest właściwe podejście.

Świątek

Okej, nie da się uniknąć porównań. Zresztą nawet my zaczęliśmy od nazwiska Igi, bo to – zdaniem wielu – nasza największa tenisowa nadzieja. Z Chwalińska znają się od zawsze. Są z tego samego rocznika, razem rywalizowały w poszczególnych kategoriach wiekowych, razem przechodziły przez wszystkie szczeble rozwoju i razem osiągały wielkie sukcesy. Jakie? Choćby finał juniorskiego Australian Open w deblu (2017) czy drużynowe mistrzostwo świata (2016). Jest się czym chwalić.

– Znamy się już bardzo długo. Jesteśmy w sumie najlepszymi przyjaciółkami, co też bardzo nam pomaga na korcie. Oprócz tego rzeczywiście się uzupełniamy. Iga jest bardzo dobra w grze z głębi kortu, a wtedy ja kontroluję sytuację przy siatce. Różne style gry dają w sumie zwycięstwa.

Tak o Świątek mówiła „Dziennikowi Zachodniemu” Maja Chwalińska. I faktycznie, to wszystko jest o tyle ciekawe, że obie nasze zawodniczki niesamowicie się od siebie różnią. Najłatwiej będzie chyba, gdy o tych różnicach opowie Piotr Szczypka, który Maję widuje stosunkowo często:

– To dwie całkiem rożne dziewczyny. Iga preferuje styl bardziej atletyczny, a Maja jest zawodniczką techniczną, która całkiem inaczej rozgrywa punkty. Są z jednego rocznika i razem grały przez wszystkie lata w turniejach juniorskich. Stworzyły też świetną parę deblową. Teraz każda ma już nieco inne plany zawodowe. Tak to wygląda. Maja pod względem tenisowym jest całkiem inną zawodniczką. Warunki fizyczne, budowa, gra na korcie – wszystko je różni. Mimo że są z tego samego rocznika i dużo je łączy, bo wiele grały razem w turniejach deblowych i reprezentacji.

Jeśli chodzi o sukcesy, to wiadomo – Iga wygrała juniorski Wimbledon, ma też na koncie kilka turniejów rangi ITF. Maja w singlu jeszcze ani razu w takowym nie triumfowała, ale udawało jej się to w rywalizacji deblowej. Świątek jest też wyżej w rankingu WTA. Poziomem gry przesadnie jednak od siebie nie odstają. Dlaczego więc to starsza z nich jest dużo bardziej znana?

Antoni Cichy:

– Maja powoli się przebija, jej sukcesy indywidualne są mniejsze. Dobrze grała w turniejach ITF, świetnie spisała się też w mistrzostwach Europy juniorek, ale to turnieje mniej medialne. Jak się wygra juniorski Wimbledon to jest to idealna sytuacja, żeby wykorzystać ją w promocji. Dojście do ćwierćfinału, nawet w bardzo dobrze obsadzonym turnieju ITF, nie przebija się tak w Polsce. Maja i Iga są też z tego samego rocznika, więc trudno, żeby obie dostawały taką samą uwagę. Tenis w Polsce nie jest aż tak popularny.

Do tego kwestia miasta (Iga – Warszawa, Maja – Dąbrowa Górnicza), agencji, która wspomaga pierwszą z nich, znanego nazwiska (ojciec Świątek był olimpijczykiem). Składowych jest wiele. Z jednej strony to problem, bo gdy jest się znanym, łatwiej załatwić sponsorów. Z drugiej – nikt nie nakłada na ciebie przesadnej presji i możesz spokojnie się rozwijać.

Joanna Sakowicz-Kostecka:

– Uważam, że taka nadmierna atencja nie jest wskazana. Później, w momencie, gdy noga się podwinie, ludzie bywają bezlitośni. Wystarczy jedna porażka w pierwszej rundzie, żeby zaczęła się nagonka w momencie, gdy sportowiec jest lansowany przez media. A młodsze zawodniczki często gorzej radzą sobie z ewentualną krytyką.

Przyszłość

Talent? Jest. Ciężka praca? Jest. Dobre podejście do treningów i startów? Oczywiście, jest. Doświadczenie też powoli się zbiera. Maja Chwalińska poznała już nieco wielkoszlemowych imprez – choć od strony juniorskiej – i grała w wielu turniejach z seniorkami, nierzadko starszymi od niej o kilkanaście lat. Przypomnijmy: piszemy o dziewczynie, która siedemnaście lat skończy w październiku. Na swoim koncie ma też już mistrzostwo świata (drużynowe) i Europy wśród kadetów oraz srebro i brąz drugiej z tych imprez w kategorii juniorek.

Pozostaje pytanie: co dalej? Odpowiada Paweł Kałuża:

– Celem numer jeden wciąż jest po prostu progres i dojście na szczyt. Nie ustalamy sobie, co będzie za rok czy dwa. Czy Maja będzie w przyszłym roku 150., 250. czy 80. – to zależy wyłącznie od tego jak będzie grała i trenowała. Ranking to wyznacznik całego sezonu – regularności, powtarzalności, właśnie zdrowia… Tego się nie da oszukać. Wszystko trzeba sobie wypracować, nic nie uda się przypadkiem. Najważniejsze jest żeby mądrze i ciężko trenować, bo tak trenują ci najlepsi.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix.pl

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Kontuzja za kontuzją. Kolejny zawodnik Manchesteru City z urazem

Bartosz Lodko
0
Kontuzja za kontuzją. Kolejny zawodnik Manchesteru City z urazem

Inne sporty

Komentarze

6 komentarzy

Loading...