Reklama

Czy w Zabrzu trzeba bić na alarm?

redakcja

Autor:redakcja

01 września 2018, 14:06 • 5 min czytania 13 komentarzy

Co do tego, że Górnik Zabrze nie będzie w nowym sezonie równie skuteczną i efektowną drużyną, jak w poprzednich rozgrywkach, nie mieliśmy żadnych wątpliwości. Latem zabrzanie stracili po prostu za dużo argumentów w postaci czołowych zawodników, by nadal można było oczekiwać od nich efektywnej gry. Dodatkowo przy swoich skromnych możliwościach finansowych zwyczajnie nie mogli pozwolić sobie na pozyskanie jakościowych następców i na boisku jest to widoczne chyba nawet bardziej, niż się spodziewano. W połączeniu z kilkoma dodatkowymi czynnikami, mocno odbiło się to wynikach. Sprawiając, że Górnik zaliczył naprawdę konkretny zjazd względem poprzednich rozgrywek.

Czy w Zabrzu trzeba bić na alarm?

I to na tyle wyraźny, że nawet jeśli w Zabrzu mają kilka powodów do optymizmu, to chyba i tak powinni ogłosić stan podwyższonej gotowości.

Po odejściu z klubu Kurzawy, Wieteski i Kądziora, czyli gości, którzy w poprzednim sezonie bardzo często robili Górnikowi grę, spadek notowań śląskiego klubu był łatwy do przewidzenia. Dla wszystkich jasne było też, że w Zabrzu nie będą szukać zawodników mogących tu i teraz wejść w buty po dawnych gwiazdach. Raczej takich, którzy dobrze rokują i z tym ambitnym zadaniem poradzą sobie w przyszłości. Niektórzy kandydaci w klubie byli już od jakiegoś czasu (Liszka, Smuga, Wiśniewski, Michalski), inni pojawili się w nim dopiero teraz (Jimenez, Ryczkowski), ale i tak można sprowadzić ich do wspólnego mianownika – w tym sezonie żaden z nich nie będzie siłą napędową Górnika.

Do w większości młodych i dopiero stawiających pierwsze kroki w dorosłej piłce piłkarzy ciężko, rzecz jasna, mieć o to pretensje. Wprawdzie dla Kurzawy, Wieteski i Kądziora ubiegły sezon też był na dobrą sprawę pierwszym w roli podstawowego zawodnika ekstraklasowego klubu, ale każdy z nich miał jednak bogatsze doświadczenie niż obecni piłkarze trenera Brosza. Liszka, Michalski czy Smuga pełnią bowiem dopiero rolę praktykantów, którzy w teorii wiedzą, jak powinni się zachowywać i co robić na boisku, ale nie zawsze udaje im się przełożyć to na praktykę.

O ile jednak wprowadzanie do zespołu i ogrywanie młodych zawodników, to działanie, któremu można tylko przyklasnąć, to wyniki i tak pozostają aspektem, którego nie należy bagatelizować. A te w Zabrzu z jednej strony są po prostu przeciętne, a z drugiej – nawiązują do najgorszych sezonów śląskiego klubu w ostatnim dziesięcioleciu. Na poziomie Ekstraklasy po rozegraniu siedmiu meczów Górnik tak słabo wyglądał tylko w sezonach 08/09 oraz 15/16, które kończyły się spadkiem do pierwszej ligi. W Zabrzu nikt oczywiście nie uprawia czarnowidztwa, ale fakty są przecież takie, że aktualnie Górnik siłą rzeczy musi oglądać się za siebie i zerkać w dół tabeli, który coraz mocniej przyciąga zabrzan ku sobie.

Reklama

Siedem punktów, które Górnik uciułał w dotychczasowych meczach to dorobek mizerny. Chyba tylko beznadziejność innych ekip sprawia, że podopieczni Marcina Brosza cały czas trzymają się na powierzchni. Szkoleniowiec musi jednak pamiętać, że spora część klubów, które dziś znajdują się w tabeli pod jego zespołem, ma mimo wszystko większy potencjał kadrowy, więc obecna tendencja niekoniecznie musi utrzymać się na przestrzeni całego sezonu. Właśnie dlatego w Zabrzu powinni jak najszybciej wziąć się za wygrywanie, bo za jakiś czas może okazać się, iż punktów potrzebują tam jak tlenu.

Sęk jednak w tym, że to mimo wszystko dość karkołomna misja, gdy do dyspozycji ma się takich artystów, jak rażący nieporadnością i zwyczajnie badziewny Jimenez.

Brosz zapewne nie korzystałby wcale z wątpliwej jakości usług Hiszpana, gdyby tylko mógł sięgnąć po zawodników, którzy w poprzednim sezonie pokazali, że coś tam potrafią, a obecnie wciąż wracają do zdrowia po kontuzjach. Przede wszystkim chodzi tu o Rafała i Łukasza Wolsztyńskich, a więc gości bez wątpienia umiejących rozruszać grę w ataku i wnieść na boisko trochę charakteru. Pierwszy z bliźniaków do formy dochodzi, grając w trzecioligowych rezerwach Górnika, więc niewykluczone, że po przerwie na kadrę znów znajdzie się meczowej osiemnastce. Z drugim sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana i bez wątpienia wymaga więcej czasu, ale Łukasz z każdym dniem jest coraz bliżej powrotu. Podobnie zresztą jak Szymon Żurkowski, zdecydowanie najlepszy piłkarz Górnika do meczu z Lechią, w którym nabawił się urazu, eliminującego go z dwóch kolejnych spotkań.

To właśnie w powrocie rekonwalescentów trener Brosz powinien upatrywać najwięcej szans na poprawę kiepskiej obecnie sytuacji klubu. Wspomnienia kapitalnie układającej się w zeszłym sezonie współpracy na linii Żurkowski – Łukasz Wolsztyński – Angulo na pewno do tego uprawniają.

Reklama

Hiszpański snajper to zresztą kolejny problem nękający obecnie Górnik. Angulo w jakimś stopniu stał się zakładnikiem swojej rewelacyjnej dyspozycji w poprzednich rozgrywkach i choć już wiosną zaczął nieco spuszczać z tonu, to jednak nadal wymaga się od niego bardzo dużo. Pod względem strzelonych goli dramatu nie ma, bo Hiszpan do tej pory trzy razy wpisał się na listę strzelców. Dużo gorzej Angulo wypada pod kątem samej gry, o czym najlepiej świadczą noty, które dostał od nas za swoje dotychczasowe występy. 3, 6, 6, 4, 3, 2, 4 – taki wynik nawet w warunkach Ekstraklasy jest po prostu przeciętny.

Inna sprawa, że Angulo nie jest jednym zawodnikiem obecnego Górnika, który w porównaniu do poprzedniego sezonu prezentuje się wyraźnie gorzej. Taki sam zarzut moglibyśmy postawić Kojowi, Matuszkowi czy Ambrosiewiczowi. Z drugiej strony, Loska, Bochniewicz, Suarez czy wspomniany już Żurkowski nadal trzymają wysoki poziom, co dla wszystkich w Zabrzu jest sporym powodem do optymizmu. Jeśli więc sytuacja zdrowotna poszczególnych zawodników wróci do normy, a inni odnajdą zagubioną formę, to z Górnikiem wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Na razie jednak, mając w pamięci, czym może skończyć się słabe wejście w sezon, w Zabrzu powinni zachować czujność i jak najszybciej poszukać punktów.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
0
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakuje centymetrów, ale nie brak pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
2
Usykowi może brakuje centymetrów, ale nie brak pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]
Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
3
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Komentarze

13 komentarzy

Loading...