W polskiej piłce chyba już nic nas nie zdziwi. Widzieliśmy tyle cudów i słyszeliśmy tyle niespotykanych historii, że mało co robi na nas wrażenie. Ale ale, od czego są inne kraje z równie, albo jeszcze bardziej „egzotyczne” piłkarsko niż nasz? Weźmy na przykład Estonię. Patrzymy w tamtym kierunku i myślimy sobie: „cholera, może z nami wcale jeszcze nie jest tak źle?”.
Dążymy do tego, że – pomijając częste lecz zasadne narzekanie na naszych kopaczy – ani Adam Nawałka, ani żaden inny poprzedni selekcjoner, ani teraz Jerzy Brzęczek nie musi powoływać do kadry gościa z ligi… okręgowej, czyli szóstego poziomu rozgrywkowego. A taka historia wydarzyła się naprawdę w chwili, gdy zaproszenia do gry w drużynie narodowej rozsyłać zaczął Martin Reim, selekcjoner reprezentacji Estonii.
Tak tak, dobrze się domyślacie, chodzi o Konstatnina Vassiljeva, który od jakiegoś czasu utknął na peryferiach poważnego futbolu. I szczerze mówiąc, gdy czytaliśmy jego wypowiedzi z Przeglądu Sportowego, pukaliśmy się w głowy. Delikatnie, ale jednak. – Nasłuchuję wieści z ojczyzny. Liczę, że zostanę powołany na mecze Ligi Narodów z Grecją i Finlandią – mówił, a wczoraj słowo stało się ciałem.
To jest dopiero szczyt jechania na zasługach. Oczywiście, jednocześnie nie ujmujemy Kostii statusu legendy rodzimej piłki – choć, co ciekawe, pod względem liczby występów nie łapie się on nawet do top10. Aczkolwiek 104 występy w barwach narodowych, okraszone 25 golami i 18 asystami budzą szacunek. Sęk w tym, że to już przeszłość. Nie oszukujmy się, nawet wcześniej wspomniany Martin Reim narzekał na fakt, iż pomocnik od jakiegoś czasu nie uprawia futbolu na godnym reprezentanta kraju poziomie. Nie może robić na nim wrażenia fakt, że obecnie Vassiljev rywalizuje z ekipami takimi jak LKS Orzeł Mokre, Tęcza Wielowieś, Naprzód Lipiny czy Przyszłość Ciochowice.
Przecież czas, gdy Kostia jeszcze był cesarzem z prawdziwego zdarzenia nie wydaje się wyjątkowo odległy. A jednak, mamy kolejny dowód na to, iż rok w piłce płynie jakoś według innych zasad niż ten zwyczajny. Jeszcze w momencie, gdy bohater tego tekstu dołączał do Piasta, wydawało się, że stanie się ważną częścią śląskiej ekipy. Niestety, w sezonie 2017/18 był już cieniem samego siebie. Odstawał fizycznie, przez co i swój błysk znacznie zatracił. W jego trakcie zaliczył tylko po jednej bramce i asyście, zmagał się z kłopotami zdrowotnymi, aż w końcu nawet Waldemar Fornalik stracił do niego cierpliwość. Cesarz stał się piątym kołem u wozu.
– Jeśli w najbliższym czasie nic się nie zmieni, ja po prostu nadal będę robił swoje – przyznaje Vassiljev, cytowany przez estoński gazetę „Ohtuleht”. – Szukamy możliwości zmiany klubu, lecz Piast wcale nas w tym nie wspomaga – żalił się natomiast agent piłkarza, Yevgeni Novikov na łamach tego samego dziennika. Okienko zamyka się dosłownie za chwilę, więc trudno sądzić, żeby pojawiła się dla Kostii jakaś dobra opcja last minute, wszak nie należy zapominać, że pomimo gry w rezerwach ciągle obowiązuje go całkiem sensowny finansowo kontrakt.
Może więc lepiej stałoby się, gdyby Fornalik dał byłemu cesarzowi jakąkolwiek szansę? Lepiej nie mieć pieniędzy, ale mieć zawodnika, czy nie mieć obu? Szkoleniowiec Piasta dotychczas pozostawał głuchy na tego typu argumentację. Cóż, może chociaż dobre występy Vassiljeva przeciwko Grecji i Finlandii by go przekonały?
Fot. FotoPyK