Rodzina Pyżalskich przestanie być właścicielem Warty Poznań, a klub trafi w ręce Bartłomieja Farjaszewskiego. W środę od rana trwały ponad sześciogodzinne negocjacje w około dziesięcioosobowym gronie. W pewnym momencie do sali, w której toczyły się obrady, wparowali zdesperowani piłkarze, który od czterech miesięcy nie widzieli wypłat. Sprawa wygląda dziwnie? Dziwnie, to zaczęło się robić dopiero po osiągnięciu porozumienia między Pyżalskimi a Farjaszewskim…
Pisaliśmy już we wtorek o strajku piłkarzy, który zirytowani brakiem wypłat nie wyszli na trening.
Warta przez ostatnie lata była klubem, który w pełni zależał od sytuacji finansowej jedynego właściciela, czyli Pyżalskich. Jeśli w Family House, ich firmie, działo się źle, to źle działo się też w klubie. Klub był wspierany tylko przez drobnych sponsorów, miasto nie łożyło na spółkę Warty ani złotówki. W zespole z Dolnej Wildy od miesięcy jest krucho z pieniędzmi, ale tak fatalnej sytuacji finansowej jeszcze nie było. Pyżalscy nie mają pieniędzy na wypłaty piłkarzy, na wynajem boiska w Grodzisku Wielkopolskim (remont obiektu w Poznaniu też przedłuża się przez problemy finansowe), nawet na zgrzewkę wody na trening i mecze. Ale na horyzoncie pojawiło się światełko w tunelu, bo od kilku tygodni rozmowy z Pyżalskimi prowadzili tajemniczy inwestor, który chciałby przejąć klub. Protest piłkarzy zintensyfikował te rozmowy.
Na środę o godzinie 10 zaplanowano obrady trójstronne – z jednej strony właścicielka Warty Poznań Spółka Akcyjna (czyli Izabella Pyżalska i towarzyszący jej mąż Jakub), z drugiej przedstawiciele sekcji sportowych Klubu Sportowego Warta Poznań (łącznie sześć osób) i potencjalny nabywca Warta Poznań SA, czyli Bartłomiej Farjaszewski. Farjaszewski skwapliwie ukrywał swoją tożsamość, do środy nie pokazał się przed kamerami, jak ognia unikał wydostania się jego nazwiska do mediów. Do klubu wszedł w towarzystwie prawnika Artura Meissnera i Sebastiana Mirońskiego, agenta piłkarskiego, który był jego doradcą w kwestiach sportowych.
W budynku przy Drodze Dębińskiej byli też wszyscy piłkarze klubu i skromna grupa mediów. Zawodnicy nie ukrywali swojego zdenerwowania – wielu z nich ma swoje rodziny, niektórzy są ojcami, a przecież od kwietnia (a niektórzy od marca) nie dostali z klubu choćby złotówki. – W piątek nie wiedzieliśmy, czy pojedziemy w ogóle na mecz z ŁKS-em. Pojechaliśmy, ale co to ma wspólnego ze sportem, gdy na boisku myślisz o tym, że nie przyniosłeś do domu wypłaty od kilku miesięcy. Przecież nie mam piętnastu lat i nie gram w juniorach o to, bym pocieszył się w szatni. Chcę grać, ale klub podpisał ze mną umowę, w której zobowiązał się do płacenia pieniędzy. Mam coś odłożone, nie zdrapuję tynku ze ścian, ale kłopot pojawia się nawet przy głupim wyjściu do kina – mówi jeden z nich.
Wśród zawodników trwało więc nerwowe oczekiwanie. Sytuacja była jasna – jeśli klub zostanie pod rządami Pyżalskich, to kwestią tygodnia lub dwóch jest wycofanie się z rozgrywek. Poszłoby o kolejne niedopełnienie formalności licencyjnych (Warta grając w Grodzisku Wielkopolskim nie organizowała imprez masowych, za co była karana przez PZPN) lub o oddawanie walkowerów. Jeśli Zieloni nie zostaliby przekazani w nowe ręce, to na kolejny mecz do Tychów na pewno by nie pojechali. Światełkiem w tunelu byłoby zatem przekazanie Warty w ręce Farjaszewskiego – bez względu na jego wiarygodność i aurę tajemniczości.
W trakcie negocjacji do klubu dotarł Jarosław Pucek, który zajmował się prawną stroną transakcji z ramienia Pyżalskich. Smaczku sprawie dodaje fakt, że Pucek to zagorzały kibic Lecha i… kandydat na prezydenta Poznania z ramienia komitetu „Dobro Miasta”, związany ze środowiskiem Ryszarda Grobelnego. Gdyby do zmiany właścicielskiej nie doszło, to może Pucek nie zostałby o to oskarżony wprost, ale w pewnym stopniu byłby zaangażowany w przybicie wieka do trumny Warty.
Negocjacje się przeciągały i około południa piłkarze podjęli decyzję o tym, by wejść do sali, w której toczyły się rozmowy. Za plecami piłkarzy pojawiły się kamery telewizyjne, dziennikarze wyciągnęli mikrofony i piłkarze przedstawili swoje stanowisko zbieżne z tym, co przekazali nam wczoraj przy okazji protestu. – Pani prezes, zna pani naszą sytuację. Od wielu miesięcy nam nie płacicie, chcielibyśmy, by ta sytuacja się poprawiła. Wydaje się, że jedyną szansą na to jest zmiana właściciela – powiedział Bartosz Kieliba, kapitan zespołu.
– Iza na wszystkie warunki kupca przystała, pozostaje do rozstrzygnięcia kwestia KS Warta, nie miejcie do nas pretensji. Teraz zależy to od przedstawicieli sekcji sportowy Klubu Sportowego – odpowiedział Jakub Pyżalski.
Sytuacja robiła się nerwowa, wreszcie nie wytrzymał Adrian Lis, bramkarz: – To, że zalegacie nam od kwietnia pieniądze i 30 rodzin nie ma za co żyć, to też decyzja zarządu KS czy wasza? Przestańcie nas zbywać – mówił ze łzami w oczach.
– Lisek, myślisz, że ja i Iza nie jesteśmy w trudnej sytuacji? – odpowiedział Pyżalski
– Na pewno nie w takiej, jak my. Ja nie jeżdżę Mercedesem – zripostował Lis i wyszedł z sali. Pyżalscy bowiem przyjechali pod klub sporym autem terenowym.
Zdaniem jednego z pracowników klubu Pyżalski miał powiedzieć w rozmowie prywatnej, że „jeśli Warta upadnie, to takie jest życie, media trzy dni pogrzeją temat i zapomną”. – To nie jest prawda. Zresztą Warta nie jest jedynym klubem, który upadł. Bywały już takie sytuacje, że zespoły wycofywały się z rozgrywek – stwierdził mąż prezes.
Zgromadzeni poprosili o cierpliwość. – Za godzinę wyjdziemy i poinformujemy co ustaliliśmy – przekazała Pyżalska. Gdy media poprosiły o obecność przy rozmowach, to Pyżalscy odmówili. Do sali wrócili przedstawiciele sekcji sportowych, Farjaszewski z doradcami i rozpoczął się kolejny etap rozmów.
W międzyczasie do piłkarzy dotarła informacja o tym, że klub lada dzień może zostać wycofany z rozgrywek przez PZPN. – Ja pierdolę, przecież my teraz klubu nawet nie znajdziemy. Kto nas weźmie po kilku kolejkach sezonu? Pójdziesz gdzieś na wariata i nawet nie wiesz, czy tam będziesz miał płacone – przyznawał jeden z nich. Niektórzy próbowali rozładować atmosferę żartując, ale cierpliwość już się kończyła. Minęła godzina rozmów, a uczestnicy rozmów wychodzili tylko do toalety i za moment wracali do sali. – Duszno tam strasznie, aż głowa boli – przyznawał Tomasz Kaczor, olimpijczyk, reprezentant sekcji kajakarstwa.
Według naszych informacji kością niezgody była kwestia piłkarska w KS, która zajmuje się szkoleniem piłkarzy. Akademia de facto nie podlega pod Warta Poznań Spółka Akcyjna, a właśnie pod osobne stowarzyszenie KS Warta Poznań. Do tej pory porozumienie w przejściu między Warta S.A. i KS Warta odbywało się ustnie, a nowy inwestor – jak w większości klubów – chciał mieć to uregulowane w umowie. Izabella Pyżalska miała się też zrzec prezesury w KS, by nie miała wpływu na funkcjonowanie Warty mimo tego, że nie byłaby już właścicielem sekcji piłkarskiej.
Inwestor obawiał się też, że po podpisaniu mowy z szafy mogą wypadać trupy w postaci długów niezwiązanych z działalnością sekcji piłkarskiej. Bał się sytuacji, którą można porównać do kupowania mieszkania, na której ciążyłaby hipoteka.
Wreszcie około godziny 16 (po ponad sześciu godzinach negocjacji!) z sali konferencyjnej wyłoniło się dwóch obradujących, a Izabella Łukomska-Pyżalska i Bartłomiej Farjaszewski poinformowali, że zostało osiągnięte porozumienie i kwestią czasu pozostaje dokładne spisanie umów. Kuriozalne było jednak to, że Farjaszewski i Pyżalska nie chcieli odpowiadać na żadne pytania.
Jakie motywy kierowały panem przy kupnie Warty?
– Porozmawiamy o tym po podpisaniu niezbędnych dokumentów, teraz trudno mi zdradzać szczegóły rozmów.
Ale nam chodzi o informacje ważne dla kibiców. Czym kierował się pan wybierając akurat Wartę?
– W tej chwili nie chciałbym mówić o…
A mógłby pan chociażby przedstawić się kibicom? Powiedzieć o swoim dorobku biznesowym, o pana wiarygodności finansowej…?
– Powtórzę, że w tej chwili nie chciałbym zdradzać szczegółów dotyczących przejęcia klubu…
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się jedynie, że nowy właściciel zobowiązał się do spłaty długów zewnętrznych i spłacenia części zaległych wypłat wobec piłkarzy i sztabu szkoleniowego. Jakub Pyżalski powiedział z kolei, że zbycie Warty nastąpiło za cenę 9,50 zł, ale Farjaszewski przejął też długi Warta S.A. Te – ponownie nieoficjalnie – wynoszą około 800 tys. złotych.
Farjaszewski nie chciał zatem odpowiadać na pytania, a tych byłoby sporo. Przede wszystkim chodzi o jego wiarygodność. W KRS nie sposób znaleźć informacji na temat jego bieżącej działalności biznesowej, są jedynie strzępy informacji sprzed kilku lat. Facet – według papierów – prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą, a ze spółek się wykreślał. Ponoć robi interesy w Azji. Chcieliśmy go o to zapytać, ale nie było takiej możliwości. Dopiero po kolejnej godzinie oczekiwania do mediów wyszedł wspomniany Miroński. Od niego dowiedzieliśmy się:
– że Farjaszewski działa w szeroko rozumianej branży reklamowej, że ma zaplecze finansowe, które pozwoli na bezpieczne rozegranie tego sezonu bez groźny wycofana klubu
– że nie chce opierać klubu na jednoosobowej fanaberii (miał rozmawiać już wstępnie z potencjalnymi sponsorami)
– że nie chce być prezesem tylko pozostać w roli właściciela
– że zobowiązał się do spłaty długów
– że nie chce wchodzić z logo swojej firmy na koszulki.
Miroński mówił też o sprzedaży smyczy reklamowych przez Farjraszewskiego, tymczasem Szymon Jadczak, dziennikarz Superwizjera, informuje, iż to Miroński jest prezesem i właścicielem tej firmy, która wcześniej należała do Farjaszewski. Tymczasem sam Miroński mówi tylko o tym, że to jego kolega ze studiów, poznali się kilkanaście lat temu, on sam odradzał Farjaszewskiemu wejście do piłki. – Ale dla niego to sprawa ambicjonalna. Chce się przekonać, czy jest w stanie poprawić organizację w takim klubie i postawić go na nogi – przyznaje.
Sprawa jest po prostu… dziwna? Absurdalna? Oczywistym jest, że pod rządami Pyżalskich kwestią dni było ogłoszenie upadłości Warta Poznań S.A. i wycofanie przez nich klubu z rozgrywek. Zmiana właścicielska była jedynym ratunkiem, ale pytanie – w czyje ręce trafił dwukrotny mistrz Polski? Wiele kwestii pewnie zdołalibyśmy wyjaśnić w rozmowie z przyszłym właścicielem („przyszłym” – bo do tej pory doszło jedynie do porozumienia, a nie oficjalnego przekazania klubu), ale powtórzymy – on sam nie chciał rozmawiać z mediami. Wiadomo natomiast, że bezpieczny w tej sytuacji jest Klub Sportowy Warta i jego sekcja – prezes Pyżalska zobowiązała się do ustąpienia z roli prezesa, a wybór nowego zapadnie prawdopodobnie na walnym zgromadzeniu członków KS Warta.
Piłkarze Warty mają już kompletnie zakręcone w głowach. Ale wszystko wskazuje na to, że „Zieloni” przynajmniej na mecz z GKS Tychy pojadą. Co będzie dalej? Już tylko szczegóły pozostają do dopięcia w kwestii dopuszczenia stadionu w Poznaniu do gry w I lidze.
Z zaciekawieniem wyglądamy kolejnych wieści dla Warty.
Fot. NewsPix.pl