Jan Bednarek, oglądający kolejne mecze swojego zespołu z perspektywy kibica? Odhaczony. Marcin Kamiński, przez ostatnie pół roku notoryczny rezerwowy? Obecny. Adam Dźwigała, którego jeszcze nikt o zdrowych zmysłach nie zestawił nigdy w rubryczce pod tytułem „czołowi obrońcy ekstraklasy”? Powołany, a jakże. Jak się okazuje, mamy w reprezentacji Polski taki komfort wyboru na pozycji środkowego defensora, że selekcjoner Jerzy Brzęczek może przy rozsyłaniu powołań zignorować podstawowego zawodnika klubu z ligi rosyjskiej.
Maciej Wilusz, bo o nim rzecz jasna mowa, stanowi filar linii obrony drużyny FK Rostów, lecz to wciąż zbyt skromne osiągnięcie, żeby zyskać uznanie w oczach kolejnych selekcjonerów. Tymczasem – kiedy Bednarek przyglądał się z trybun meczom ligowym Southampton, Kamiński dopinał szczegóły wypożyczenia, a Wisła Płock z Dźwigałą w składzie wyłapywała w tubę od Arki czy Korony, Wilusz grał. We wszystkich pięciu meczach swojego klubu, zbierając bardzo pochlebne recenzje. Podobnie zresztą jak jego islandzcy partnerzy z defensywy. Polak znakomicie się odnajduje jako jeden z trójki stoperów. Gra jako pół-lewy, obok Sverrira Ingasona i Ragnara Sigurdssona.
Obaj byli uczestnikami minionego mundialu. I naprawdę nie sposób pokusić się o stwierdzenie, że reprezentacja Islandii zagrała na nim gorzej od biało-czerwonych.
– Rostów głównie gra w systemie 3-5-2, a defensywa naprawdę jest ich mocną stroną – mówi Kasia Lewandowska, z zamiłowaniem śledząca rosyjskie rozgrywki. – Cały sukces sprawnego działania tej formacji polega właśnie na tym, że mają tam ten silny, islandzko-polski blok. Który potrafi wzajemnie się wspierać i uzupełniać wobec naporu przeciwnika. I sprawnie wyprowadzić piłkę, inicjując kontratak.
Nie chwali się rzecz jasna Wilusza na łamach rosyjskiej prasy za jakieś olśniewające fajerwerki. Nie róbmy z niego herosa, to nigdy nie będzie zawodnik wybitny. Po prostu – zbiera komplementy za solidność, ustawianie się, niezłą postawę w walce o górne piłki, boiskowy spokój i pewność w ruchach. Podstawowe cechy przyzwoitego obrońcy. Wilusz wyróżnia się tym, że rzadko ucieka się do wślizgów. Natomiast mnóstwo piłek przecina dzięki temu, że dobrze czuje przestrzeń i utrzymuje dyscyplinę taktyczną. Nie traci koncentracji i dlatego – wraz z Ingasonem i Sigrdssonem – stanowi często zaporę nie do przejścia dla napastników i skrzydłowych.
Jerzy Brzęczek wzrok na wschód co prawda skierował, chętnie zapraszając na swoje debiutanckie zgrupowanie Krychowiaka i Rybusa, ale to by było na tyle. Wilusza zwyczajnie pominął. Podobnie zresztą sprawa wyglądała w przypadku Adama Nawałki, który nie zwracał uwagi na byłego obrońcę Lecha, od kiedy ten rozgościł się nad Donem.
Żeby było śmieszniej – Nawałka powoływał Wilusza na mecze towarzyskie kadry, kiedy obrońca występował jeszcze w Bełchatowie. Wówczas – klubie pierwszoligowym. Później stoper – już po przenosinach do Poznania – przeżywał w swojej karierze rozmaite zawirowania. Wahania formy w Lechu, kilka zawalonych spotkań o dużym ciężarze gatunkowym. Poprzedni selekcjoner przestał się nim w efekcie interesować i monitorować jego rozwój. Zmiana ligi na znacznie mocniejszą nie zrobiła już na Nawałce żadnego wrażenia. Ostatecznie często nie kierował się on przy rozsyłaniu powołań aktualną formą zawodników, tylko dopasowywał ich do swojej autorskiej wizji zespołu.
Czy to była dobra, czy zła strategia? Pewnie nie da się tego jednoznacznie ocenić. Niemniej, trener nie uznał za stosowne w 2017 roku odkurzać Wilusza, którego forma już wówczas zwyżkowała. Co było w jakimś sensie zrozumiałe, chociaż były selekcjoner sam również forsował pomysł gry trójką stoperów i zaznajomiony z tą taktyką obrońca Rostowa mógłby się bez wątpienia okazać przydatny. Niemniej – Nawałka stawiał twardo na Pazdana i Cionka. Nie ma sensu już tego roztrząsać.
Tym bardziej że mamy w kadrze nowe rozdanie i mogłoby się wydawać, że kilku pomijanych zawodników teraz doczeka się swojej szansy. Jest jednak trochę inaczej, bo następca Nawałki również ma swoich faworytów, którzy w wyścigu po powołania wystartowali z pole position.
Wygląda na to, że u Brzęczka kryteria powołań będą takie same jak w ostatnich latach. Mniej istotne, w jakiej zawodnik gra lidze, albo czy notował w swoim klubie regularne występy. Najważniejsze, żeby wpisywał się w „koncepcję”, cokolwiek się pod tym pojęciem będzie w danej chwili ukrywać. Nie jest to model zupełnie zły – jak świat światem, nawet najwybitniejsi selekcjonerzy miewają swoje autorskie pomysły, których bronią jak niepodległości. Didier Deschamps właśnie wygrał mistrzostwo świata z Olivierem Giroud na szpicy, olewając paru napastników z pozoru o klasę lepszych.
Niemniej – czasami geniusz tkwi w prostocie. Zarówno za kadencji Nawałki, jak i teraz, aż się czasem prosi, żeby szkoleniowcy nieco nagięli swoje autorskie koncepcje i zmieścili w ich ramy solidnych zawodników z mocnych lig, kosztem zawodników – na ten moment – przeciętnych z bardzo słabej ligi, jaką jest nasza ekstraklasa.
Odwróćmy jednak medal. Ligę rosyjską wypada oczywiście szanować, zwłaszcza zerkając na nią z polskiej perspektywy. To jasne jak słońce. Według współczynnika UEFA, Priemjer-Liga plasuje się obecnie na szóstym miejscu, jeżeli chodzi o najmocniejsze ligi w Europie. Polska ekstraklasa spierniczyła się w tym rankingu już poza czołową dwudziestkę. Łyknęła nas nawet Białoruś i niech to zamknie w ogóle pole do porównań między ligą polską a rosyjską.
Dobrze, ale akurat FK Rostów to nie jest w tej chwili czołowy klub w Rosji. Co prawda po pięciu kolejkach są na trzecim miejscu w tabeli, stracili zresztą dotychczas zaledwie jednego gola. Ubiegły sezon też zaczęli nieźle, niemniej – ostatecznie skończyło się to zaledwie jedenastą lokatą. Z dość kuriozalnym bilansem. 30 rozegranych spotkań (Wilusz zaliczył 26), 9 zwycięstw, 10 remisów, 11 porażek. 27 goli strzelonych i 28 straconych. Z pozoru zatem Rostów wygląda na najnudniejszą i najbardziej przeciętną drużynę świata.
Choć przecież jeszcze w 2016 roku świętowali wicemistrzostwo kraju. – Rostów po swoim „europejskim” sezonie 2016/17, kiedy udało im się pokonać Bayern czy Ajax, przeszedł znaczne przemeblowanie – mówi Lewandowska. – Z drużyny odszedł trener Gurban Berdyjew i mnóstwo kluczowych zawodników, którzy zasilili przede wszystkim Zenit i Rubin. Kolejny szkoleniowiec, Leanid Kuczuk, nie poradził sobie w tym trudnym momencie.
Może zatem to jest przyczyna, w której tkwi niechęć selekcjonerów wobec Wilusza? Gra naprawdę solidnie, łapie pochlebne opinie i wyróżnienia w Rosji, ale to wszystko dlatego, że występuje po prostu w strasznie siermiężnej drużynie, która znacznie odstaje poziomem od tych ekip z Rosji, jakie możemy obserwować w europejskich pucharach?
Innego zdania jest Gosha Chernov, redaktor rosyjskiego SportExpressu.
– Z końcem 2017 roku drużynę Rostowa objął Walerij Karpin. To było duże wydarzenie, Karpin jest w Rosji niezwykle szanowany. Jego filozofia futbolu opiera się przede wszystkim na ofensywnej grze – mówi Chernov. – Na razie trudno powiedzieć, żeby udało mu się ją wprowadzić w klubie, ale już widać poprawę. Za kadencji poprzedniego szkoleniowca Rostów bardzo często po prostu parkował autobus przed własną bramką. Teraz określiłbym tę drużynę jako defensywnie usposobioną, jednak bardzo groźną w grze szybkim kontratakiem.
Przytakuje tej opinii David Sansun z Russia Football News. – Ich styl zależy od przeciwnika. Przede wszystkim grają z kontry, lecz gdy mają do czynienia ze słabszym zespołem, potrafią przejąć kontrolę nad meczem. Dlatego w ogóle nie zaskakuje mnie ich wysoka lokata na początku sezonu, choć na papierze może to wyglądać dość sensacyjnie. W zeszłym sezonie zagrali poniżej potencjału. Mają bardzo podobny skład, rdzeń drużyny pozostał taki sam.
Wilusz miejsce w składzie wywalczył sobie jeszcze za kadencji Kuczuka, ale przyjście Karpina do klubu w żaden sposób nie zachwiało jego pozycją. – To prawda, że dużą rolę odgrywał już za poprzedniego szkoleniowca – mówi Chernov. – Ale później nic się w tej kwestii nie zmieniło. To bardzo dobry stoper i od początku świetnie się sprawdza w Rosji.
Podobnego zdania jest Lewandowska. – Karpinowi dano czas na poukładanie drużyny, więc poprzedni sezon wypadł całkiem w porządku. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jakie zmiany dotknęły po drodze cały klub. Na początku bieżących rozgrywek trener zbiera żniwa swojej pracy. Drużyna pokazuje dużą jakość. Stanowią kolektyw i opierają swoją grę na bardzo efektownych kontratakach. Z dobrze zorganizowaną obroną, co jest w rosyjskich rozgrywkach niezwykle istotne, jeżeli chce się zająć wysokie miejsce w tabeli.
Skoro jest tak dobrze, to dlaczego Wilusza nie ma w kadrze? Pomijając zaglądanie w metrykę (Polak za miesiąc skończy trzydzieści lat), może chodzić również o pakiet umiejętności defensora. Jego zestaw atutów do złudzenia przypomina nieco gorszą wersję Kamila Glika, tymczasem Brzęczek, poza obrońcą Monaco, powołał raczej stoperów obdarzonych celnym wyprowadzeniem piłki, dobrą techniką. Mających zapewne w zamierzeniu uzupełniać Kamila i nadrabiać jego niedostatki w rozegraniu.
To nigdy nie były główne zalety Macieja, statystyka celności podań (oscylująca wokół 75%) również świadczy na jego niekorzyść. Choć Kasia twierdzi, że Wilusz w Rosji wypada korzystnie również pod tym względem. – To może niektórych zdziwić, ale Wilusz jest w Rostowie przede wszystkim bardzo pewny siebie. Po przybyciu nowego trenera zachował miejsce w pierwszym składzie i od momentu gdy trafił do Rosji gra regularnie. W poprzednim sezonie spędził na boisku najwięcej minut ze wszystkich Polaków w tej lidze. Świetnie czyści, dobrze się ustawia, nie wykazuje elektrycznych zachowań w szesnastce. Zazwyczaj wykonuje dobre podania i przerzuty. Co najważniejsze – przemyślane.
– Uwielbiają go kibice – dodaje Lewandowska. – Znalazł się na jednej z opraw stadionowych Rostowa. Szybko się zaaklimatyzował, mówi po rosyjsku. Warto wspomnieć, że zajął trzecie miejsce w głosowaniu kibiców na najlepszego zawodnika sezonu 2017/18.
https://twitter.com/KatherineAFC/status/899330229902217216
– Wilusz to zdecydowanie kluczowa postać defensywy Rostowa – twierdzi David Sansun. – Co prawda najlepszy w poprzednim sezonie był moim zdaniem w tym zespole Ingason. Miał naprawdę imponujące mecze, w których przyćmiewał Polaka. Odkąd do drużyny dołączył również Sigurdsson, ze swoim wielkim doświadczeniem wyniesionym z Krasnodaru, wytworzyło się między całą trójką znakomite porozumienie. Są bardzo solidni jako trio. Jeżeli jeden z nich wypada, trenerowi brakuje równie wartościowych zmienników. Myślę, że Wilusz jest z nich mimo wszystko najmniej skuteczny jeżeli chodzi o odbiór piłki, za to najlepiej z całego tercetu ją wyprowadza i zaczyna akcję.
Czy reprezentację Polski stać na to, żeby z przymrużeniem oka spoglądać na piłkarza grającego w lidze rosyjskiej regularnie, w dodatku na wysokim poziomie? Jeżeli chodzi o defensywę, to na pewno nie. Zwłaszcza patrząc na nazwiska pozostałych powołanych i łącząc to z analizą ich sytuacji w klubach. Nie licząc Glika, każdy ze wskazanych przez Brzęczka stoperów ma w tej chwili swoje kłopoty. Tymczasem Wilusz jest na fali wznoszącej. Reprezentacji Polski to on już nie zbawi, spokoju w defensywie na lata nie gwarantuje. Ale mieć do dyspozycji, choćby w cyklu eliminacyjnym do Euro 2020, takiego doświadczonego zawodnika, otrzaskanego w trudnej lidze, nawet żeby go wpuścić na dziesięć ostatnich minut i obronić korzystny wynik… To byłoby konkretne wzmocnienie dla kadry.
fot. FotoPyk