Myślisz – Marcin Robak. Widzisz – piłka wpadająca do siatki. Lata mijają, Robak zmienia kluby, ale pewne rzeczy pozostają stałe – on wciąż strzela gole i nadal wygląda jak maszyna. W tym sezonie dwukrotnie wybiegł na boisko w wyjściowym składzie i zdobył w tym spotkaniach trzy bramki. Widać wystarczy dać mu „raz jeden mecz cały zagrać, jeden mecz kur…” i ekstraklasowy Schwarzenegger odwdzięczy się trafieniami. Tak było w poniedziałek w Sosnowcu.

Jeśli dziś w Warszawie pojawił się przybysz z 2035 roku i powiedział, że w jego czasach Marcin Robak nadal strzela gole w Ekstraklasie, to wzruszylibyśmy tylko ramionami i zapytali w którym klubie. Bo w sumie nie zdziwiłyby nas wieści z przyszłości o tym, że napastnik rodem z Legnicy nadal straszy bramkarzy rywali. Lata mijają, Robakowi w tym roku stuknie 36 lat, a wygląda tak, że Czesław Michniewicz mógłby rozważyć przebicie mu daty urodzenia w paszporcie i wystawienie w kadrze U21.
Robak sumiennie na tę sprawność pracuje – nie wiemy jak teraz w Śląsku, ale w Lechu pierwszy przychodził na treningi i przygotowywał swoje ciało do zajęć. Jest regularnym bywalcem siłowni i już za juniora w Miedzi lubił dłużej posiedzieć w towarzystwie gryfów, hantli i ławeczek. Dziś to procentuje – ze świecą szukać w lidze tak przypakowanego snajpera.
Piszemy o tej silę i przygotowaniu fizycznym, bo przecież o instynkcie nie trzeba wspominać. Paweł Brożek – co pokazał w rundzie finałowej w meczu z Lechem – wciąż go ma. Gdybyśmy odkurzyli Tomasza Frankowskiego, wrzucili go na mecz Ekstraklasy, to pewnie kwestią czasu pozostawałby gol strzelony firmową podcinką. Ale w obu tych przypadkach jednego moglibyśmy być pewni – upływającego czasu już nie zatrzymają i pod względem szybkości czy siły wyraźnie odstawaliby od obrońców rywali. A Robak w listopadzie zdmuchnie 36 świeczek na torcie i wciąż może bez kompleksów może ścigać się i walczyć o piłkę z młodszymi przeciwnikami.
U Tadeusza Pawłowskiego w Śląsku nie zawsze ma pewny plac. Albo nazywając sprawę wprost – we Wrocławiu jest raczej rezerwowym niż piłkarzem pierwszego wyboru. Z 540 możliwych do rozegrania minut zaliczył 283. Tylko dwa razy znalazł się w wyjściowym składzie i rozegrał całe spotkanie. I właśnie w tych dwóch starciach trafiał do siatki rywali – raz w Kielcach z Koroną i w Sosnowcu z Zagłębiem dwukrotnie. A poza tym epizody po 25 minut z Cracovią, Lechią, Lechem i Pogonią.
Stawiasz na Robaka od pierwszej minuty, to Robak odwdzięcza się golem. I oby tylko Marcinowi znów nie przyszło do głowy krzyczeć do trenera, że „raz jeden cały mecz zagrać, jeden mecz kur…!”. Bo po co zaburzać sobie tę regularność strzelania z ostatnich sezonów:
– 2013/14 – 22 bramki w 35 meczach
– 2014/15 – 11 bramek w 17 meczach
– 2015/16 – 2 bramki w 8 meczach (kontuzja wyłączyła go z gry na niemal cały sezon)
– 2016/17 – 18 bramek w 37 meczach
– 2017/18 – 19 bramek w 23 meczach
– 2018/19 – 3 bramki w 6 meczach i licznik nadal bije…
fot. 400mm.pl
W naszej lidze zawodnik taki jak Marcin to prawdziwy skarb.
Wielu jego nie docenia jego osiągnięć, tymczasem te liczby są niezwykłe jak na ekstraklasę. Właściwie co rok kręci się w okolicach 20 bramek! A mówimy przecież o lidze, w której już 10 to wielki wyczyn.
Racja. Dzięki skuteczności można przymknąć oko na jego irytujące dreptanie i przechodzenie obok meczu. No i piłka na nos, bo wiek swoje robi, nie ta szybkość, ani zwrotnosc.
Treść usunięta
Był nawet kiedyś taki film – „I’m a Cyborg, but that’s OK” 🙂
https://www.filmweb.pl/film/Jestem+cyborgiem+i+to+jest+OK-2006-330331
Dziwne że tylko raz wyjechał z tej gównoligi. W czasach gdy grał, a pewnie i nawet dzisiaj taki piłkarz w kwiecie wieku, dostałby oferrtę 1mln euro to prezes by go swoim samochodem na czerwonych światłach przewiozl na lotnisko i odprowadzil do samolotu.
I by się zmarnował, a tak może sobie spokojnie być gwiazdą w dowolnym polskim klubie nawet do 40-stki.
To w śląsku już drugi cyborg. Pierwszym Celeban. Niedługo okaże się, że będą tam grać same cyborgi…
Ja bym się nie obraził. Wyłączyć uklad nerwowy i zaprogramować na niszczenie przeciwnika.