Reklama

Carlitos jest cieniem samego siebie, ale wciąż punktuje rywali

redakcja

Autor:redakcja

26 sierpnia 2018, 10:52 • 4 min czytania 47 komentarzy

Gol i dwie asysty w pięciu ligowych meczach, ale też pech, bo raz po jego strzale piłka zatrzymała się na słupku, a raz na poprzeczce. Do tego dwa gole i asysta w europejskich pucharach. Pomimo widocznych gołym okiem zaległości fizycznych, opuszczonych przygotowań i faktu, że Carlitos dołączył do Legii prosto z plaży, liczbowo naprawdę nie wygląda to źle. Przeciwnie, z elką na piersi Hiszpan średnio wypracowuje drużynie gola raz na każde 110 minut spędzone na boisku. 

Carlitos jest cieniem samego siebie, ale wciąż punktuje rywali

Znacznie bardziej chwalony Jose Kante wypracował Legii pięć goli, a Carlitos sześć. To oczywiście suche liczby, które niekoniecznie stanowią dowód, że były wiślak z Krakowa zaczął lepiej niż były wiślak z Płocka. Ale też po tym własnie można rozpoznać klasowego piłkarza. Kiedy nie idzie i kiedy ewidentnie brakuje formy, ten mimo wszystko potrafi pomóc drużynie. Na podobnej zasadzie doceniamy klasowe zespoły, które w swoim słabszym dniu potrafią nie stracić punktów na jakimś pastwisku.

Jakkolwiek spojrzeć, oczekiwania wobec Carlitosa były w Warszawie ogromne. Co prawda kupiono go za ledwie 450 tysięcy euro (0 euro bonusu dla Wisły z tytułu osiągnięć w europejskich pucharach – majstersztyk), ale też to inne liczby rozbudzały nadzieje kibiców Legii. 24 gole i 7 asyst w poprzednim sezonie. 8 strzałów zatrzymanych na słupkach lub poprzeczkach. 56 celnych kluczowych podań (najwięcej w lidze!), czyli zagrań, po których partner stawał przed szansą na zdobycie gola. 151 udanych dryblingów – również najwięcej w lidze. I mimo, że od początku było oczywiste, że w Warszawie Carlitos nie będzie jednoosobową orkiestrą, jego dorobek z Krakowa potężnie działał na wyobraźnię.

Dziś gołym okiem widać, że to nie ten sam piłkarz, co w zeszłym sezonie. Nie ma tej lekkości, przebojowości i dynamiki. Inna sprawa, że obniżka formy Carlitosa widoczna jest też w bardziej zaawansowanych statystykach, jakie dla ekstraklasy zbiera InStat. Wygląda to tak:

– W Wiśle wykonywał 8 dryblingów w meczu i wygrywał 52 procent z nich, w Legii wykonuje 6 dryblingów i wygrywa 30 procent.
– W Wiśle wygrywał 31 procent wszystkich pojedynków w meczu, w Legii wygrywa 22 procent.
– W Wiśle legitymował się skutecznością podań na poziomie 65 procent, w Legii jest to tylko 56 procent.
– W Wiśle zagrywał średnio 1,5 celnego kluczowego podania na mecz, w Legii 1,1.
– W Wiśle podejmował 0,9 prób odbioru na mecz, w Legii robi to 2 razy w każdym pełnym spotkaniu.

Reklama

To jasne, że obecny sezon trwa jeszcze zbyt krótko, by wyciągać z tego typu porównań miarodajne wnioski. W zeszłych rozgrywkach również można by wyszukać Carlitosowi 5-meczowy wycinek, w którym jego statystyki wyglądały dużo gorzej. Inna sprawa, że widać jak na dłoni, że Hiszpan potrafi grać dużo lepiej, a także – co wychodzi przy zestawieniu odbiorów – w Legii ma trochę inne zadania (oraz warszawianie są obecnie pod formą, przez co przeciwnik częściej spycha ich do fazy obrony). Być może więc bardziej niż podciągnięcie własnej formy Carlitosowi pomoże wyższa forma partnerów z drużyny.

Dziś Hiszpanowi na boisku idzie jak po grudzie, ale te najważniejsze liczby, czyli gole i asysty, wciąż potrafi Legii zaoferować. Fajnym przykładem był niedawny mecz z Piastem w Gliwicach, w którym Carlitos dał asystę do Nagy’a przy trafieniu ustalającym wynik meczu, ale w pozostałych momentach był fatalny – wszedł z przeciwnikami w 14 pojedynków i wszystkie przegrał. I teraz można do tego podchodzić dwojako. Albo Hiszpan ma szczęście i jego słaba gra za moment znajdzie odzwierciedlenie także w statystykach bramkowych, albo… Jest to zapowiedź, że za moment znowu zacznie się rozjeżdżanie formacji defensywnych rywali. No bo skoro Carlitos potrafi boleśnie ukłuć przeciwnika stępionym ostrzem, to jaką krzywdę wyrządzi mu, kiedy w końcu doprowadzi cały swój ofensywny arsenał do odpowiedniego stanu?

To również interesujące zagadnienie z kategorii pracy dyrektorów sportowych. Carlitos zdaje się być żywym dowodem, że kupno gwiazdy ligi to niemal gwarancja goli i asyst – nawet jeśli owa gwiazda jest pod formą. Niektórzy wytykają Legii – i po co był wam ten Carlitos, skoro teraz nawet Kostal z Wisły wygląda lepiej. Legia winna ripostować – gdzie u Carlitosa leży podłoga, u wielu innych zawodników tej ligi znajduje się sufit.

Sami jesteśmy ciekawi, w którą stronę pójdzie Lopez. Mamy wrażenie, że jeśli ktoś ma wydźwignąć Legię z kryzysu, to raczej on, niż Radović czy Kucharczyk.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
4
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Komentarze

47 komentarzy

Loading...