Po starciu z Kanadą Vital Heynen, trener Polaków, powiedział, że „nie zagraliśmy wspaniałego meczu, ale nasza gra była niezła i to wystarczyło, aby wygrać bez straty seta”. Po dzisiejszym spotkaniu z Francją zdania zapewne nie zmieni. Bo jedyna różnica jest taka, że Trójkolorowych pokonaliśmy 3:2.
Nasza gra nie zachwycała, powiedzmy sobie szczerze. Popełnialiśmy dość sporo prostych błędów, które przed mistrzostwami świata – zaczynającymi się przecież za 15 dni – zdecydowanie należy wyeliminować. To problem, ale z drugiej strony możemy się cieszyć, że nawet w średniej dyspozycji potrafimy wygrać ze srebrnymi medalistami Ligi Narodów sprzed niespełna dwóch miesięcy. Jasne, można mówić i pisać, że w dwóch ostatnich setach, wygranych przez Polaków, na parkiecie znajdował się drugi garnitur francuskiego zespołu czy też mieszanka kadry A i B, nazwana ładnie przez komentatorów „kadrą Ą”, ale prawda jest taka, że i u nas Vital Heynen stale przeprowadzał zmiany.
WYGRYWAMY Z FRANCUZAMI PO TIE-BREAKU! #POLFRA 3:2 (30:28, 21:25, 22:25, 25:21, 15:13) #Wagner2018 @PolskaSiatkowka @FFvolley pic.twitter.com/Rs85fyEHQq
— Memoriał H.J.Wagnera (@memorialwagnera) August 25, 2018
Choć to akurat jest coś, do czego przywykliśmy. W Lidze Narodów Polacy organizowali przecież ogólnonarodowe testy przydatności zawodników do gry w kadrze. Tak byśmy to nazwali. Za wyniki odpowiadał tam niemal każdy z siatkarzy, którzy zostali powołani na dany turniej (a składy na poszczególne z nich też się od siebie różniły). Teraz szeroki zespół już się wyklarował, ale podstawowej szóstki nie ma. Zanim ktoś zacznie mówić, że to może odbić nam się czkawką, niech przeczyta, co Heynen miał do powiedzenia „Przeglądowi Sportowemu”:
– Nawet mnie samego by zaskoczyło, gdybyśmy już teraz mieli wyjściową szóstkę. W memoriale chcę sprawdzić jak funkcjonują pewne elementy, ale na półmetku naszych przygotowań do mistrzostw świata za wcześnie na podejmowanie decyzji o wyjściowej szóstce. W mistrzostwach też nie będzie chodziło o to, by być najlepszym pierwszego dnia, ale o to, żeby wygrać ostatni mecz. (…) Mogę wybrać żelazną szóstkę, ale jeśli w trakcie turnieju ona przestanie funkcjonować jak należy, to okaże się, że znów jej nie mamy. (…) Logiczne wydaje mi się, żeby mieć 3–4, może pięciu stałych zawodników, ale równie dobrze może się okazać, że mamy dwie wyrównane szóstki. Dążymy do stabilizacji. Trzy dni Memoriału Wagnera będą dla nas bardzo ważne, żeby zobaczyć, jak kto gra i radzi sobie z presją.
Więc jak to było z tymi elementami? Cóż, jedno możemy napisać: jeśli nasz blok będzie funkcjonować przez całe mistrzostwa, tak jak dziś, to będziemy wprost zachwyceni. W kluczowych momentach był to element decydujący i nie skłamiemy, jeśli napiszemy, że to za jego sprawą wygraliśmy tie-breaka. Polacy znakomicie nim reagowali, bardzo dobrze przesuwając się do atakujących Francuzów. Podkreślmy, że mowa tu nie tylko o wybloku piłki, ale i o punktach zdobywanych bezpośrednio tym elementem. Wyższość naszego bloku kilkukrotnie w tym meczu uznać musiał nawet Earvin N’Gapeth. A zatrzymanie go to naprawdę coś. Jak mawiał klasyk: nasze bloki są zajebiste.
Nieźle funkcjonowała też zagrywka, choć pod koniec pierwszego seta mieliśmy ochotę udusić kilku naszych reprezentantów, gdy zmarnowali trzy piłki setowe z rzędu, psując serwisy. Na przestrzeni całego meczu wyglądało to jednak bardzo dobrze, w dużej mierze za sprawą Michała Kubiaka. I właśnie do Michała teraz zmierzamy, bo z każdym meczem przekonujemy się, że ten gość jest kadrze po prostu NIE-ZBĘ-DNY. Jasne, od czasu do czasu przydarzy mu się słabszy mecz, ale, ludzie, co on potrafi wyczyniać! Zadziwiał nas w tym spotkaniu naprawdę wielokrotnie, kończąc piłki nawet z najgorszej sytuacji. Do tego to kapitan z charakterem, jakiego ta ekipa potrzebuje. Poza tym lubimy jego metody motywacyjne.
„Ruszyć się kurwa, głowa do góry kurwa mać”
Kubiak mood
— SZALONY KIBIC (@xxyole) August 25, 2018
Problemy sprawiało nam za to przyjęcie, potrafiliśmy seryjnie tracić punkty przez to, że ten element nie funkcjonował u nas najlepiej, podobnie było momentami z atakiem, którego skuteczność dziś mocno „falowała”. Na szczęście to w takich chwilach Heynen pokazuje, że co jak co, ale reagować to on się nie boi – nie zwleka z wzięciem czasu, nie boi się zmienić zawodników, nie ma dla niego świętych krów. Jest zespół, który ma grać jak najlepiej, a on jest od tego, by do takiego stanu go doprowadzić.
Czy po tym meczu jesteśmy bardziej optymistycznie nastawieni na występ biało-czerwonych w trakcie mistrzostw świata? Nie, nie zmienił on naszej opinii o reprezentacji Polski: potrafimy wygrać z najlepszymi, ale w trakcie spotkania potrafimy też dużo rzeczy spieprzyć. Gdy przyjdzie do gry na turnieju, nie wykluczymy żadnego scenariusza, ale musimy pamiętać, że to kadra, która dopiero zbiera doświadczenie i potrzebny jej kredyt zaufania. Dziś zapewne trochę go sobie zapewniła, dobrze byłoby, gdyby jutro – w meczu z Rosją – udało jej się nabrać go jeszcze więcej.
Fot. Newspix