Wyobraźcie sobie, że tego samego dnia, mecz po meczu, ma się odbyć finał Ligi Mistrzów, ostatnia kolejka Ekstraklasy, El Clasico, a do tego jeszcze spotkanie reprezentacji Polski, decydujące o awansie na mistrzostwa świata. Z oczywistych powodów w piłce nożnej coś takiego jest niewykonalne. Ale w sportach walki – jak najbardziej. I to już za niespełna dwa miesiące. 6 października czeka nas dzień, który wstrząśnie światem.
To będzie dzień tak wyładowany emocjami w ringu i klatce, że w zasadzie ciężko się zdecydować, od czego zacząć. Prawda jest taka, że można zasiąść przed telewizorem wczesnym wieczorem i nie odklejać się od ekranu do białego rana. Gotowi? No to odpalamy!
6 października, wczesny wieczór, Zakopane
Wracając do porównania, od którego zaczęliśmy, noc zacznie się od ostatniej kolejki Ekstraklasy, czyli od gali grupy KnockOut Promotions. Impreza ma się odbyć w Zakopanem, a w walce wieczoru w ringu zaprezentuje się Krzysztof Włodarczyk. Były dwukrotny mistrz świata wagi junior ciężkiej to wciąż jedno z najgłośniejszych nazwisk w polskim boksie. Wiele osób już postawiło krzyżyk na karierze „Diablo”, ale to może być błąd. Ten gość wiele razy już udowadniał, że jak mało kto potrafi się podnieść z desek i przejść do błyskawicznego, nokautującego kontrataku.
– Wciąż mam wielkie plany i uważam, że nie powiedziałem w ringu ostatniego słowa. Co najważniejsze, wreszcie mam poukładane życie osobiste i mogę się skupić w stu procentach na boksie – mówił Krzysztof Włodarczyk w Weszło FM.
O planie zorganizowania gali 6 października w Zakopanem poinformował szef KnockOut Promotions, Andrzej Wasilewski. Jego grupa niedawno podpisała nową umowę telewizyjną i po latach przeniosła się z Polsatu Sport do Telewizji Publicznej. Zbyt wielu szczegółów gali w stolicy polskich Tatr póki co nie ma, ale jedno jest pewne: to będzie znakomita przystawka przed głównymi daniami wieczoru (i nocy) 6 października.
Aha, swój udział w gali zapowiedział także Marcin Najman. „El Testosteron” ma stoczyć rewanż z Rihardsem Bigisem, z którym z powodu kontuzji przegrał na Narodowej Gali Boksu. Jednym słowem: czeka nas trochę poważnego boksu i trochę – jak by to określić? – mniej poważnego.
6 października, późny wieczór, Londyn
Fani MMA datę 6 października od dawna mają wpisaną w kalendarze. Co bardziej niecierpliwi już nerwowo przebierają nogami i obgryzają paznokcie, nie mogąc się doczekać wielkiej gali KSW 45. No dobra, prawdę mówiąc przyzwyczailiśmy się, że prawie każda gala tej federacji jest wielka, ale tym razem będzie jeszcze grubiej. Dość powiedzieć, że impreza odbędzie się na Wembley, a karta walk będzie wyładowana niczym rodzinne kombi w drodze na wakacje w Chorwacji.
Po pierwsze, pas KSW w wadze średniej zwakował Mamed Chalidow. W Londynie dojdzie więc do dwóch walk eliminacyjnych, które wyłonią pretendentów do tytułu. Pierwsza zapowiada się znakomicie, bo zmierzą się w niej Marcin Wójcik i Scott Askham. W drugiej będzie jeszcze lepiej, bo naprzeciwko siebie staną Michał Materla oraz Damian Janikowski. Ten ostatni ma wszystko, co potrzeba, żeby już niedługo rozdawać karty w polskim MMA. Co więcej, najjaśniejszym momentem w jego karierze zapaśniczej był brązowy medal olimpijski. Gdzie? W Londynie, więc dla niego występ na KSW w brytyjskiej stolicy będzie miał szczególne znaczenie.
To jeszcze nie koniec. W czasie gali KSW 45 „The Return to Wembley” odbędzie się także pojedynek o pas wagi ciężkiej. Zmierzą się w nim Philipp de Fries oraz Karol Bedorf. Fani freak fightów także znajdą na Wembley coś dla siebie: w klatce zaprezentują się między innymi Popek Monster oraz Akop Szostak. Jednym słowem: będzie się działo. Dla miłośników MMA to zdecydowanie pozycja obowiązkowa.
6 października, noc, Chicago
Znacie to powiedzenie, że ktoś jest jak wino – im starszy, tym lepszy? Problem w tym, że w większości przypadków stare wino wcale nie jest dobre, szybko zamienia się w ocet i jak zostanie za długo w butelce nie będzie się nadawało do niczego, poza wylaniem. Do starzenia nadają się tylko niektóre, naprawdę dobre wina, do tego przechowywane w odpowiednich warunkach. Czemu o tym piszemy? Bo Tomasz Adamek ciągle próbuje udowodnić, że akurat on jest jak dobre wino i mimo poważnego wieku wciąż stać go na boksowanie na światowym poziomie. I – trzeba przyznać – ma w tym sporo racji.
Choć były mistrz świata dwóch kategorii wagowych karierę kończył już więcej niż raz, choć toczył pożegnalne walki i wieszał rękawice na kołku, wciąż ciągnie go na ring. Ostatni raz żegnał się w kwietniu 2016 roku, po porażce z Erikiem Moliną. Potem jednak zmienił zdanie, zmienił też sztab szkoleniowy i wrócił do gry. W ubiegłym roku pokonał Solomona Haumono i Freda Kassiego, w kwietniu wygrał przed czasem z Joeyem Abellem. To doprowadziło go do październikowego starcia z niepokonanym w 22 walkach Jarrellem Millerem. 30-letni Amerykanin w ubiegłym roku wygrał przed czasem (kontuzja ręki) z Mariuszem Wachem.
– To będzie wielkie wyzwanie dla Tomka Adamka. U kresu swojej kariery zmierzy się z bardzo trudnym, nietypowym rywalem. Jarrell Miller waży ponad 130 kilogramów, ale mimo takiej wagi ten facet się nie męczy, wywiera nieustanną presję. Adamek nie będzie faworytem tej walki. Ale po pierwsze ma niezłą serię zwycięstw, po drugie na pewno będzie mógł liczyć na wsparcie polskich kibiców – mówił w programie „Ciosek na wątrobę” w Weszło FM Janusz Pindera, komentator boksu. – Tomek jest niepoprawnym optymistą i ciągle wierzy, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Po porażce z Moliną zmienił trenera i to mu wyszło na dobre. Teraz mówi: wygram, a potem wielka walka wiosną. Jeśli będzie perfekcyjnie przygotowany, nie będzie skazany na porażkę.
– Po pierwsze Tomek musi zacząć szybko i agresywnie. Nie do końca wiem, na jaką pracę nóg stać go dzisiaj. Gdyby to były nogi sprzed pięciu lat, sytuacja byłaby zupełnie inna. Na Millera trzeba bardzo uważać. Ten facet, mimo olbrzymiej masy i średnio sportowego trybu życia, nie traci intensywności, przez całą walkę zadaje mnóstwo ciosów – ocenia Mateusz Borek, promotor Tomasza Adamka. – Doskonale zdajemy sobie sprawę, że czeka nas bardzo trudny pojedynek. Wiemy też, że sędziowie nie będą po naszej stronie. Tomek nie może stać w miejscu i szukać kontrataków. Czeka go bardzo duże wyzwanie. Ale pytanie, z iloma naprawdę dobrymi i świetnie wyszkolonymi technicznie bokserami walczył Miller? Jego może blokować presja, bo to on musi, a Tomek tylko może.
Presja, o której wspomina Borek to choćby fakt, że federacja WBA ogłosiła ten pojedynek oficjalnym eliminatorem. To oznacza, że Tomasz Adamek (i oczywiście Jarrell Miller też) jest jedną walkę od pojedynku o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. „Wygram, a potem wielka walka wiosną” – ależ to by była historia!
Co istotne, za galą w Chicago stoi Eddie Hearn, potężny brytyjski promotor, reprezentujący choćby interesy Anthony’ego Joshuy. Impreza zostanie zorganizowana z rozmachem, na bogato. Kibice zobaczą choćby pojedynek o mistrzostwo świata WBA w wadze super koguciej Daniel Roman kontra Gavin McDonnel oraz starcie o pas IBF wagi półciężkiej Artur Beterbijew kontra Callum Johnson. Hearn liczy oczywiście na wygrane swoich rodaków (McDonnel i Johnson) oraz Millera. Adamek zrobi wszystko, żeby z części tych planów nic nie wyszło.
6 października, świt, Las Vegas
Była przystawka, danie główne, kolejne danie główne. Koniec tej uczty? Nic z tych rzeczy! Na koniec długiej nocy 6 października fani sportów walki dostaną deser, o jakim marzą od dłuższego czasu. W Las Vegas po przeciwnych stronach oktagonu staną największe gwiazdy światowego MMA. Starcie Conora McGregora z Chabibem Nurmagomiedowem przez federację UFC zostało określone największą walką w historii. Widać to choćby po cenach biletów do T-Mobile Arena. Najtańsze wejściówki kosztują po mniej więcej tysiąc złotych, najdroższe – ponad 10 razy więcej. Chociaż właściwszym słowem byłoby „kosztowały”, bo rozeszły się, niczym świeże bułeczki i u koników raczej tańsze nie będą.
Większości kibiców pozostanie więc oglądanie tego starcia w telewizji. I powiemy jedno: choć walka rozpocznie się nad ranem polskiego czasu, choć będziemy już po gali w Zakopanem, KSW w Londynie i walce Tomasza Adamka w Chicago, to dla tego pojedynku zdecydowanie warto zarwać noc.
Oczywiście, moglibyśmy się tu rozpisywać o całej karcie walk, o świetnie zapowiadającym się pojedynku w wadze ciężkiej Aleksander Wołkow kontra Derrick Lewis. Ale nie czarujmy się: wszystko, poza starciem McGregor – Nurmagomiedow to tylko przystawka. Owszem, znakomita, dobrze doprawiona i smakowita, ale jednak – tylko przystawka.
Za to irlandzko – rosyjskie starcie zapowiada się jak najlepsze danie, takie, które usatysfakcjonuje nawet najbardziej wymagającego krytyka. Znowu wracając do piłkarskiego porównania z początku: to będzie finał Ligi Mistrzów. I to nie taki, w którym jakimś cudem grają (z całym szacunkiem) Borussia Dortmund z AS Monaco, tylko prawdziwy, z udziałem największych firm na świecie. Gdybyśmy napisali, że to będzie jak El Clasico w finale Champions League, to może byśmy przesadzili, ale na pewno niewiele.
Conor McGregor to od lat największa gwiazda światowego MMA. Facet jest charyzmatyczny, charakterystyczny, wyszczekany, niczym wściekły pies. Do tego ubiera się w wypasione garnitury, jest ekstremalnie pewny siebie. Aha, i jest wybitnym wojownikiem. Jest tak popularny, że kiedy postanowił spróbować sił w ringu bokserskim, zorganizowano mu walkę z najlepszym pięściarzem świata, Floydem Mayweatherem Juniorem. I choć sportowo nie miał cienia szans, finansowo zaliczył spektakularne zwycięstwo, zgarniając około stu milionów dolarów. Za debiut!
Długa nieobecność w oktagonie sprawiła jednak, że federacja UFC odebrała mu pas. Nowym mistrzem został właśnie Chabib Nurmagomiedow, niepokonany twardziel z Dagestanu. Też charyzmatyczny, też pyskaty i też niewiarygodnie skuteczny w walce. Dość powiedzieć, że w historii walk w UFC nie przegrał ani jednej rundy. McGregora utrata pasów doprowadziła do szału. W furii z kolegami zaatakował autokar z Rosjaninem i innymi zawodnikami UFC, rzucając w niego, czym popadnie. Tylko dzięki temu, że było go stać na najlepszych adwokatów w USA, nie trafił za to za kraty, a jedynie dostał grzywnę za zakłócanie porządku i może się szykować do hitowej walki.
– Myślę, że Chabib wygra. On na pewno zabije McGregora. Widziałem Chabiba w treningu. To niezwykle twardy gość – mówi Fabricio Werdum, były mistrz UFC w wadze ciężkiej. Inny były czempion, Georges St-Pierre także uważa, że to Rosjanin jest faworytem. – Gdybym musiał postawić mój dom, postawiłbym na Chabiba. On nigdy nie przegrał walki, a Conor już przegrywał walki w parterze, czyli tam, gdzie Nurmagomiedow jest najmocniejszy.
– Będzie sztywny po 90 sekundach walki – tak z kolei mówi o Rosjaninie James Gallagher, kolega Irlandczyka z klubu SBG w Dublinie. – On będzie się spieszył, żeby spróbować chwycić Conora. Ale nie możesz strzelać niechlujnymi ciosami, starając się zmniejszyć dystans. Przyjmie jeden czysty strzał na szczękę i wyląduje na deskach.
Ilu ekspertów, tyle spojrzeń i przewidywań. Nieważne jednak, na kogo stawiają, w jednym się zgadzają: to jest walka roku, a może nawet dekady w światowym MMA. A takich pojedynków po prostu żaden szanujący się kibic nie ma prawa przegapić.
Podsumowując: odwołajcie imprezy, przełóżcie wesela, anulujcie wyjazdy służbowe, a następnie zakreślcie w kalendarzu sobotę 6 października jaskrawym flamastrem. Kto przegapi taki dzień w sportach walki, może się przerzucić na badmintona i curling…
JAN CIOSEK
Fot. Piotr Kucza/400mm.pl