Dotychczas z poczynaniami ŁKSu w pierwszej lidze było tak, że nawet w chwilach, gdy nie wykręcał dobrego dla siebie wyniku, przynajmniej jego gra mogła się podobać. Po szybkich akcjach złożonych z krótkich podań potrafił stwarzać sobie sytuacje. A dzisiaj? Tylko momenty i to niezbyt wiele. Na tyle mało, że nie miał z czego wyrzeźbić zwycięstwa.
Seweryn Kiełpin na pewno żałował że przez większą część spotkania jego bramka znajdowała się w cieniu, wszak mógłby te 90 minut spożytkować nieco lepiej. Na przykład usiąść na leżaczku i poopalać się nieco. Przy większości uderzeń nie musiał nawet oprowadzać piłki wzrokiem, wszak strzały Rycerzy Wiosny lądowały gdzieś w okolicach drugiego peronu pobliskiego dworca. Na przykład ten Kalinkowskiego z 22. minuty, czy nieco później Bryły. Przez całe spotkanie Kiełpin miał aż dwie okazje do interwencji!
Ba, pierwszy z wymienionych ładował z odległości – tak na oko, więc wybaczcie nam niedokładność – kilometra. Sęk w tym, że albo właśnie takie próby mógł podejmować ŁKS, albo żadnych. Futbolówkę rozgrywał płynnie, lecz co najwyżej na własnej połowie. Jeśli podopieczni Kazimierza Moskala mieli jakiś pomysł na to spotkanie, to głównie w teorii. Stal zaś wyczekiwała swoich szans i zagrożenie stwarzała głównie po kontrach. W 35. minucie podanie za kołnierz dostał Jan Grzesik, który co prawda nadążył za uciekającym mu Łukaszem Wrońskim, lecz nie zdołał go zablokować. Ta bramka idzie zdecydowanie na jego konto, wszak Kołba nie miał szans na jego obronę. Nawet pomimo tego, iż puścił gola po krótkim słupku.
Drugi gol dla Stali padł natomiast w chwili, gdy większość kibiców nie zdążyła jeszcze wrócić z podróży do lodówki po piwo lub z kolejki po kiełbę na krzesełko. Spieszymy więc z wyjaśnieniem – cała akcja nadawałaby się bowiem do odcinka serialu „Kryminalni”. Zaczęła się dość niewinnie, bo od krótko rozegranego przez Stal autu pod polem karnym. Potem jednak wkręcony w ziemię przez Banaszewskiego został – znów! – Grzesik. Za chwilę piłka trafiła pod nogi Prokicia, a ten wystawił patelnię wcześniej wspomnianemu Tomasiewiczowi. Dlaczego nikt go nie krył, choć był ustawiony na skraju pola karnego? Ot, zagadka nierozwiązana. Marne to więc pocieszenie dla defensora łodzian, że równie bardzo nie popisali się jego koledzy z drużyny.
„Nerwówka” to chyba najtrafniejsze określenie na postawę ŁKSu. Z przodu, kiedy trzeba było już gonić wynik, zawodnicy spieszyli się, więc w rozegraniu stali się niedokładni. Z tyłu – od momentu straty pierwszej bramki – sami sobie mącili. Możemy wymienić kilka momentów, po których Stal mogła jeszcze podwyższyć wynik. Tuż przed przerwą akcja rozpoczęta po stracie Grzesika skończyła się na poprzeczce po uderzeniu Soljicia. W 30. minucie Kołbę pokonał prawie „King Bruce Lee Rozwandowicz”, efektownie rzucając się do interwencji, lecz trącając piłkę nie w tę stronę, co trzeba. Na kwadrans przed zakończeniem meczu zaś kolejną groźną akcję indywidualną przeprowadził Wroński. Zakręcił delikatnie obrońcą, za chwilę zaś posłał płaskie dośrodkowanie. Wszyscy obecni w tyłach zawodnicy w biało-czerwono-białych koszulkach się z nią minęli. Banaszewicz już nie, jednak zamiast zapytać Kołby, w który róg bramki chce dostać sztukę, posłał futbolówkę ponad poprzeczką. Jeszcze innym razem bramkarz ŁKSu osobiście ganiał po własnym polu karnym za przeciwnikami, desperacko wybijając piłkę spod nóg jednego z nich, gdy już prawie oddawał strzał.
Śmiało możemy to napisać – Kołba był dziś najlepszym z łodzian, niestety dla nich.
Ani trochę nie pomogły im dziś znikome rajdy Ramireza oraz Bryły. Nie pomogły łokcie Radionowa, nie pomogło też niby-naciskanie na mielczan pod koniec drugiej połowy. Nic z tego nie wynikało, żadna klarowna sytuacja nie została stworzona. To była defensywna kontrola ze strony podopiecznych trenera Skowronka. Nie pomogły nawet stałe fragmenty – wolne bite spod samego pola karnego, ani rożne.
A to wszystko prowadzi nas do prostego wniosku – ŁKS rozegrał właśnie swój najgorszy mecz w bieżącym sezonie.
ŁKS Łódź 0:2 Stal Mielec (0:1)
1:0 Wroński 34′
2:0 Tomasiewicz 46′
fot. NewsPix.pl