Dla Dudelange zdobył 116 bramek. W Luksemburgu dorobił się dwóch ksywek – polski Messi i polski Ronaldo, co pewnie może z jednej strony wywoływać uśmiech, z drugiej mówi jednak wiele o tym, jaką Tomasz Gruszczyński zrobił tam furorę. Zachowując wszelkie proporcje, ma w Luksemburgu podobny status co Krzysztof Warzycha w Grecji, sam zresztą o sobie mówi, że takiego jak on w tym kraju nie było już dawno. Co legenda luksemburskiej ligi ma do powiedzenia przed dzisiejszym rewanżem Legii z Dudelange? Dlaczego uważa, że mistrz Luksemburga jest źle zarządzany? Czemu Luksemburczycy sami ułatwili Legii zadanie przed rewanżem? Zapraszamy na rozmówkę.
Był pan zaskoczony, jak beznadziejny jest mistrz Polski na tle mistrza Luksemburga?
Tak, byłem zaskoczony poziomem Legii. To najsłabsza drużyna, jaką widziałem od 10 lat. To Luksemburg miał poziom 30 milionów euro, a nie na odwrót. Byłem też bardzo zaskoczony, jak polscy komentatorzy traktują z góry drużynę rywala. Powtarzałem: uwaga, to jest klub zdobywający regularnie mistrzostwo od 15 lat! To nie tak, że pierwszy raz udało mu się wygrać i znalazł się w eliminacjach. Wiadomo, że to liga amatorska, ale akurat Dudelange F91 pomału chce stawać się profesjonalne. Od lat powtarza się, że mogłoby dołączyć do ligi innego państwa – francuskiej, belgijskiej lub niemieckiej. Szykują się, by w końcu to zrobić. W czasach, gdy naprawdę nie ma już słabych drużyn, cała Polska z góry traktuje mistrza innego kraju. Nie ukrywam – denerwowało mnie to. Zdaję sobie sprawę, że Luksemburga się nie zna, ale mimo to trzeba uważać na takie drużyny. Mistrzostwa świata też nam to pokazały. Myśleliśmy, że łatwo przejdziemy grupę, bo Senegal, bo Japonia. Co się stało? Wróciliśmy do domu dużo szybciej, niż myśleliśmy.
Różnica w budżecie faktycznie jest ogromna, ale najbardziej przerażało to, że Dudelange dyktowało warunki, rozgrywało piłkę na połowie Legii.
Legia ma szczęście, że Turpel zaczął mecz na ławce. Dla mnie to jeden z najlepszych piłkarzy, jaki pojawił się od 15 lat w Luksemburgu. Jak wszedł w drugiej połowie, od razu było widać różnicę. Wchodził legionistom ostro w plecy i powinien tak naprawdę strzelić trzy bramki, bo oprócz karnego miał jeszcze dwie świetne okazje. Legia może się cieszyć, że jego lob poszedł nad poprzeczką, bo mogła być katastrofa. Nie byłbym zdziwiony, gdyby skończyło się nawet 4:1. Legia też mogła strzelić jedną więcej, gdy Stelvio Cruz popełnił fatalny błąd, ale Joubert wybronił to z wielką klasą. Nie potrafię sobie wytłumaczyć tego meczu i tego, że Legia stała tak daleko poziomem od Dudelange. Rezultat nie odzwierciedla przebiegu spotkania. Nie było tak, że mała drużyna strzeliła szczęśliwie dwie bramki. Legia nie mogła wymienić nawet trzech podań z rzędu! Nie było żadnej szkolnej, wypracowanej okazji, tylko walenie piłek do przodu i bramka zdobyta po indywidualnym błędzie. Gdyby Turpel grał od początku, mogło się skończyć wyżej. Pytałem po ostatnim meczu ligowym asystenta trenera, dlaczego nie grał. Myślałem, że to może uraz, ale taka po prostu była decyzja.
Asystent, z którym pan rozmawiał, był pewnie zaskoczony poziomem rywala.
O tym akurat nie rozmawialiśmy, bardziej o meczu ligowym. Dudelange przegrało 0:2. Wiadomo, że grała drużyna B, ale nawet ona powinna spokojnie wygrać. Nie wiem, jak to się stało, ale widocznie są takie dni. Na pewno w klubie byli zaskoczeni Warszawą i tym, jak się rozwinęła. Miasto bardzo im się podobało.
A prasa? Co się mówiło w Luksemburgu po czwartkowym spotkaniu?
Prasa bardziej skupiała się na Dudelange. Jak będzie grało, jaką taktykę obierze dzisiaj, zawodnicy też wypowiadali się o sprawach bieżących. Wie pan – nie chce się mówić nigdy źle o drużynie rywala, dopóki drugi mecz nie dobiegnie końca.
Jak wyglądają realia Dudelange? Wiadomo, że liga luksemburska jest amatorska. Jak to wygląda w praktyce?
Tak, że Legia ma 30 milionów budżetu, a Dudelange ma trzy. Podpisali bardzo dobrych zawodników z Niemiec czy Milana Bisevaca, który jeszcze w tamtym sezonie grał w Ligue 1. Dudelange to jedyna drużyna w Luksemburgu, która ma 90% zawodników zajmujących się tylko piłką. Trenują dwa razy dziennie, a gdy ja kiedyś tam grałem, łączyłem pracę z piłką, tak samo jak praktycznie wszyscy w klubie. Dziś kilku takich zawodników oczywiście jeszcze jest, ale to zdecydowana mniejszość. Klub w samych strukturach także chce zatrudniać coraz więcej ludzi na pełny etat, a nie tylko „pomocników”.
Klub pomagają piłkarzom szukać pracy?
Tak, inne kluby jak najbardziej, chociaż Dudelange akurat niespecjalnie. Zwykle zapewniają pracę także żonom. W trzech-czterech klubach poza Dudelange potrafią dać zawodowe kontrakty, inne proponują bardzo małe umowy, takie po 1500 euro. W Luksemburgu praktycznie ciężko byłoby się za to utrzymać. Taki Bisevac – z tego co słyszałem – zarabia 10 tysięcy euro miesięcznie. Tylko klub jak Dudelange potrafi położyć na stół taką sumę, bo reszta ma budżety po 400-600 tysięcy euro. Trochę jak PSG w lidze francuskiej, taka przepaść.
Z czego ona wynika? Bogaty inwestor pompuje pieniądze czy Dudelange odjeżdża zarabiając na premiach w eliminacjach?
Inwestor, to jasne. Flavio Becca to jeden z najbogatszych ludzi w Luksemburgu. Wykupił ostatnio drużynę kolarską. Siedzi w nieruchomościach, ma wiele biznesów, do niego należy choćby Lavazza, ma swoją markę napojów energetycznych. Dudelange jest sponsorowane przez wszystkie jego firmy.
Patrzę, ile Dudelange ściąga co sezon zawodników i mam wrażenie, że mogą sobie pozwolić na wiele. Piłkarze przyjeżdżają wagonami i wagonami też wyjeżdżają.
W tym sezonie przyszło czternastu nowych zawodników. Czternastu! Praktycznie jedna drużyna. A to oznacza, że piętnastu musiało odejść. Tak jest co sezon. To taka zabawa, ja bym tego tak na pewno nie robił. Gdy był dobry trener, ściągałby trzech co sezon i pracował ciągle z tą samą grupą. Na Luksemburg to wystarczy, ale jak dwunastu nowych zawodników zaczyna treningi 15 czerwca i za miesiąc grasz o Ligę Mistrzów, to nie może dobrze funkcjonować. Najlepsze kluby biorą najlepszych trenerów, a w Dudelange wzięli szkoleniowca bez żadnego doświadczenia, a chcą iść na Ligę Mistrzów. Legia z tego co słyszałem robi podobne błędy.
Spotkałem się z opiniami, że Dudelange ma najlepszą akademię w Luksemburgu.
Nic z niej nie wyszło. Dudelange nie ma z niej żadnego znaczącego zawodnika. Nie pamiętam, by się ktoś przebił od piętnastu lat. Zrobili tę akademię, by oddawać piłkarzy innym klubom. Może mają za słabych trenerów, może polityka ściągania dzieciaków do klubu nie jest odpowiednia, nie wiem. Coś jest na pewno nie tak. W innych klubach z kolei dużo zawodników się przebija, jak na przykład w Racingu. Gdy dzieciak ma 18 lat i widzi, że nie ma szans wejścia do pierwszej drużyny, sam chce odejść. Tam gdzie są mniejsze budżety, daje się szanse. Mając budżet 400 tysięcy euro, skądś tych zawodników trzeba brać. Dudelange woli inwestować w zagranicznych. Te najlepsze kluby mogą pozwolić sobie zwykle na piłkarzy z trzeciej ligi francuskiej czy niemieckiej. W Luksemburgu dostaną minimum dwa razy tyle, co u siebie. Kuszą tylko finansowo. Oprócz pieniędzy… Nie wiem, jak można skusić piłkarza do Luksemburga. Może tym, że jak przyjdzie do Dudelange to co rok będzie miał prawie pewnego mistrza kraju.
Grając w Dudelange żyje się eliminacjami do pucharów? Liga jest nudna, szybko robi się przewagę i jest wysokie prawdopodobieństwo, że znów będzie tytuł. Te puchary to dla piłkarza coś ekstra, odskocznia.
Od początku sezonu wiesz, że masz mistrza, wygraną w lidze traktuje się jak formalność. Tym bardziej dziwię się, że co roku są takie zmiany w kadrze. Za moich czasów drużyna, która wygrywała ligę startowała w pucharach. Trzecia runda przy dobrym zarządzaniu powinna być dla takiego klubu normalnością.
Jakie obejrzymy dziś spotkanie? Dudelange się zamuruje i będzie czekało na kontry?
Wielkie szczęście ma Legia, że Dudelange nie będzie grało na swoim stadionie, a na tym, na którym gra drużyna narodowa. To boisko jest dużo większe. U siebie, na mniejszym boisku, które się dodatkowo zna, byłoby łatwiej. Wszystko zależy od tego, jak do meczu podejdzie Legia. Jak podejdzie tak samo jak do pierwszego, nie ma szans, by ten mecz wygrać. Jeśli mentalność się nie zmieni i nie uświadomią sobie, że rywal jest poważny, nie ma czego szukać. Trener Legii na pewno nie będzie się chciał otworzyć, z kolei szkoleniowiec Dudelange stwierdzi pewnie, że sobie poczeka i pójdzie z kontrą. Turpelowi powiedziałbym tylko: – Stój sobie spokojnie i czekaj na jedną okazję. Legia przecież musi się w końcu otworzyć i strzelić minimum dwie bramki.
Strzeli?
Myślę, że tak. Legia ma szanse, żeby przejść Dudelange. Skoro w dziesięciu mieli okazje, żeby strzelić dwie bramki, będą mieli też w jedenastu. Jak mówię – trzeba tylko podejść do tego meczu profesjonalnie. Po meczu w czapkę na pewno zmienią swoje podejście. Typuję 2:0 dla Legii.
JB
Fot. archiwum prywatne