Szanowny Panie Prezesie, bardzo mi przykro z powodu zaistniałej sytuacji i chciałem pana najmocniej przeprosić za publikację na temat finansów Legii, która uderzała w interesy klubu. Mam nadzieję, że moje szczere przeprosiny sprawią, iż nie dojdzie do zapowiadanej przez Pana spra…
Dobrze, żartowałem.
Panie Mioduski, nie spodziewałem się zbyt wiele po wczorajszej konferencji prasowej, ale takiego żałosnego zachowania – również nie. Być może wydaje się panu, że można zastraszać media groźbami spraw cywilnych i w ten sposób blokować pisanie prawdy. Być może to nawet w niektórych przypadkach działa. Ale tak się akurat składa, że nie w tym. Mam do pana wielką prośbę: niech pan idzie do sądu, niech pan nie wycofuje tej sprawy za pół roku i nie kończmy jej żadną ugodą. Doprowadźmy to do końca. Niech to nie będzie PR-owa zagrywka obliczona na zdobycie taniego poklasku jesienią 2018 i planowanym wycofaniem się rok później. Oczywiście ja równolegle wytoczę sprawę panu i będziemy w ogniu krzyżowym. Na koniec ktoś kogoś będzie musiał przeprosić i jestem dziwnie pewny, że pan mnie, a nie ja pana. Ego zaboli, ale wiadomo: dopiero za kilka lat.
Od pierwszego dnia samodzielnego rządzenia Legią w razie kłopotów wskazuje pan palcem „wrogów zewnętrznych”, którzy mącą, szkodzą i przeszkadzają klubowi. Działa to na najbardziej zaślepionych fanów. Poniekąd rozumiem tę taktykę, nie pierwszy pan ją wymyślił. W Chorzowie wywieszano transparenty przeciwko nam, gdy opisywaliśmy, że klub finansowo idzie na dno. Nie wiem, czy teraz też coś wywieszają, bo tak się składa, że klub poszedł na dno i jego meczów już nie da się oglądać w telewizji. Podobnie było w Krakowie, gdzie kibice dzień w dzień nas obrażali, ale jakoś im przeszło, bo skupili się na zaciskaniu pasa. Wskazując na nas, stosuje więc pan niezbyt oryginalną i niezbyt skuteczną taktykę. W krótkim terminie działa, ale na koniec i tak trzeba zająć się rzeczywistymi problemami, czyli finansami, a nie dziennikarzami.
Jeśli atakuje nas pan za ten tekst, to atakuje pan przede wszystkim siebie, więc sugeruję, by także sobie wytoczył pan sprawę sądową. W sierpniu zeszłego roku po odpadnięciu w eliminacjach Ligi Europy udzielił pan wywiadu „Rzeczpospolitej”:
– Praktyką Legii do tej pory było budżetowanie pieniędzy za grę w fazie grupowej Ligi Europy. Premia od UEFA to 5,6 milionów euro jeśli do LE trafia się przez play off eliminacji LM. Tych pieniędzy nie ma.
– Mamy dużą dziurę.
Dużą dziurę. Ja twierdzę, że jak się ma jedną dużą dziurę, a potem rok później drugą dużą dziurę to ma się dwie duże dziury (czy grozi mi za te obliczenia odpowiedzialność prawna?). Jednocześnie można się zastanowić, czy wielkość tych dziur jest taka sama. Rok temu miał pan na koncie pieniądze z Ligi Mistrzów oraz wpływające ratami zyski z transferów (no i sprzedał pan Vadisa Odjidję-Ofoe do Olympiakosu). Teraz tego nie ma więc wydaje mi się, że obok dużej dziury pojawiła się druga, znacznie większa dziura.
Czy łajba z dużą dziurą i wielką dziurą może sobie spokojnie płynąć ku zachodowi słońca? Mnie się wydaje, że nie, ale to nawet nie ma znaczenia, co mnie się wydaje. Postanowiłem sprawdzić, co na ten temat sądzi wybitny specjalista w zakresie finansów, absolwent Harvardu, szanowany biznesmen Dariusz Mioduski (może pan kojarzy). Otóż ten autorytet półtora roku temu wielokrotnie ostrzegał, że Legia „jedzie po bandzie” i że sposób konstruowania budżetu jest przesadnie ryzykowny. I w razie wywrotki używał słowa „bankructwo”.
Niektórzy mówią, że „kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana”. Sam też tak uważam. Ale kto pije szampana i potem jeździ bez trzymanki, ten w końcu się rozbije. Obowiązkiem zarządzających Legią jest też dbać o to, żeby nie podzieliła ona losów klubów w Polsce i w Europie, które marzenia o pucharach przypłaciły bankructwem i upadkiem. Jesteśmy za to odpowiedzialni przed kibicami i całym środowiskiem legijnym.
Osobiście uważam, że Legia nie zbankrutuje, co napisałem wczoraj w tekście. Podejrzewam, że żadnej, nawet amerykańskiej uczelni nie da się skończyć bez umiejętności czytania, więc dobrze pan wie, co się w tym tekście znalazło: „Wydaje się, że z Legią jest trochę jak z potężnymi bankami – jest za duża, aby upaść. W Warszawie jest tak dużo firm, jest też tak dużo majętnych kibiców, lub też po prostu ludzi, którzy chętnie ociepliliby swój wizerunek, że udałoby się uchronić Legię przed katastroficznym scenariuszem”.
W zasadzie to do teraz nie wiem, z którym fragmentem tekstu się pan nie zgadza, bo podczas konferencji prasowej – zaraz po słowach o krokach prawnych – potwierdził pan wszystkie tezy:
– że budżet konstruowany jest w oparciu o awans do LE
– że bez LE będzie dziura budżetowa (znowu)
– że znajdzie się jakieś rozwiązanie (to właśnie wkleiłem powyżej)
Szkoda, że nie powiedział pan, jakie to konkretnie będzie rozwiązanie, bo mogłoby się okazać, że możliwości są dokładnie takie, jakie zawarliśmy w naszym tekście, np. oddanie części udziałów. To zresztą nie jest wiedza tajemna, że pieniądze na drzewach nie rosną i możliwości ich pozyskania są ograniczone.
Jeszcze raz, żebyśmy sobie wszystko ładnie poukładali:
– To pan alarmował przez 1,5 roku, że budżet klubu nie może być oparty o awans do LE.
– To pan stwierdził wczoraj, że budżet klubu ciągle jest oparty o awans do LE.
– To pan ostrzegał, że europejskie ambicje doprowadziły do bankructwa różne kluby i pisał, że Legię też to może spotkać.
– To pan mówił rok temu o dziurze finansowej.
– To pan powiedział wczoraj o dziurze finansowej.
Może więc niech pan sam sobie wytoczy proces?
*
Po ubiegłorocznej, znacznie mniejszej dziurze (ciągle zakładamy, tak jak w tekście, do którego się pan odnosił brak awansu do LE w tym roku) mówił pan (znowu „Rzeczpospolita”):
Będziemy musieli szukać oszczędności, poprzesuwamy pewne wydatki, niektóre działy będą musiały poczekać z inwestycjami. Z punktu widzenia kibica będą to jednak niezauważalne rzeczy. Na pewno nie ucierpią fundamentalne dla nas kwestie. Nie odpuszczę sprawy ośrodka treningowego dla pierwszej drużyny i akademii. Na najważniejsze wydatki wyciągnę pieniądze z własnej kieszeni.
W takim razie chciałem zapytać, na jakim etapie jest ten ośrodek i czy w razie nieawansowania w tym roku do Ligi Europy zgodnie z planem zostanie oddany do użytku na przełomie 2018 i 2019 roku oraz czy pierwsze drużyny zostaną tam przeniesione w 2019 roku?
*
To w ogóle ciekawe, że zeszłoroczną dziurę budżetową – mimo że można było ratować się zaoszczędzoną gotówką – nazwał pan dużą. To też ciekawe, że wciąż ostrzegał pan, że awans do pucharów nie może być koniecznością, a jednocześnie… nie zauważyłem żadnej zmiany założeń.
W jaki sposób obniżył pan koszty przez ostatnie 1,5 roku? Dużo pan o tym mówił, ale gdy przyszło do konkretów to co? Zmienił pan w tym czasie kilku trenerów wraz z całymi sztabami. Sprowadził wielu zagranicznych, zupełnie nieperspektywicznych zawodników. Płacił pan wielomiesięczne odprawy polskim zawodnikom (np. Dąbrowski, Jodłowiec), byle tylko w ich miejsce mogli przyjść inni (np. Mauricio). Naprawdę nie wygląda mi to na zmniejszenie wydatków. Chciałem się więc zapytać – nawiązując do pańskiej metafory, którą cytowałem powyżej – czy pan jedzie upity szampanem i bez trzymanki?
*
Bardzo zabawnie czyta się wywiady z panem z przeszłości.
Na liście płac mamy wielu 30-letnich piłkarzy, na bardzo dobrych, długich kontraktach. Ich się nie sprzeda z zyskiem, a jednocześnie wkład niektórych z nich w grę jest zbyt mały. Musimy sobie z tym poradzić, ale nie możemy przecież przestać im płacić. Musimy przejść przez kilka okienek transferowych i tę strukturę zmienić. Ściągnąć zawodników młodszych, którzy mniej zarabiają i dla których Legia nie będzie miejscem emerytury. Pozyskać takich, którzy będą chcieli tu się rozwinąć, wygrywać, wypromować się i pójść dalej. I dlatego wykonaliśmy już pierwsze ruchy mające to zmienić. Hildeberto ma 21 lat, podpisaliśmy umowy z naszymi najlepszymi zawodnikami z akademii – Michalakiem, Majeckim, Wieteska może do nas wrócić i taki jest docelowy plan. Jest Szymański, jest Nagy. Stworzyliśmy drugą drużynę z doświadczonymi zawodnikami, żeby młodzi mogli się lepiej rozwijać.
Kontrakt na 5 lat z Hildeberto był naprawdę majstersztykiem. Mówi pan o Michalaku, którego właśnie oddaje do Lechii i Majeckim, który póki co jest zbędny. Do Legii mają trafiać młodsi i tacy, którzy się tu wypromują i pójdą dalej. Czy to dlatego ściągnął pan:
– Eduardo (aktualnie 35 lat)
– Astiza (34)
– Pasquato (29)
– Antolicia (28)
– Vesovicia (26)
– Remy’ego (27)
– Cafu (25)
– Mauricio (29)
– Jose Kante (27)
– Carlitosa (28)
Czy pana zdaniem to są młodsi zawodnicy, którzy się tu wypromują i pójdą dalej? W ogóle jeśli dodamy do tego ściągnięcie Iloskiego, Wieteski czy Philippsa (kto wpadł na ten pomysł?!), to czy wygląda to panu na potencjalnie zyskowną politykę transferową? Przecież pan przez całą swoją kadencję zdołał sprzedać tylko dwóch piłkarzy za kwoty przekraczające milion euro – Vadisa Odjidję-Ofoe oraz Thibaulta Moulina. Czy pan uważa, że zbudowana kadra pozwoli w razie czego zasypać dziurę wynikającą z braku awansu do pucharów wyprzedażą kilku zawodników?
*
W ogóle śmieszne jest pańskie uzależnienie od przekonywania wszystkich wokół o jakimś „planie”, podczas gdy wszystkie ruchy wyglądają na kompletnie spontaniczne i przypadkowe. Wczoraj pięknie opowiadał pan o profilu trenera Legii i już nawet bym uwierzył, że taki profil istnieje, ale sobie przypomniałem, że dopiero co oferował pan pracę Jerzemu Brzęczkowi. Przepraszam, ale nie dostrzegam zbyt wielu cech wspólnych między Jerzym Brzęczkiem a Sa Pinto.
*
Działanie na szkodę klubu to fajne hasło, ale ja nie jestem pracownikiem Legii. Moim zdaniem dużo działań na szkodę Legii dokonało się właśnie w Legii, także z pana udziałem. Jest pan jedynym mi znanym prezesem, który powierzał tak drogich piłkarzy takim „trenerom”. Moim zdaniem przez ostatni rok nie zagwarantował pan opieki szkoleniowej na właściwym poziomie, czym bezpośrednio doprowadził do degrengolady sportowej, której apogeum widzieliśmy podczas meczu z luksemburskim Dudelange.
Tak, to osobiście pan doprowadził do obecnej sytuacji – właśnie takimi ruchami, jak powyżej. Zaniedbał pan absolutne podstawy.
I tu przechodzimy do kwestii bardzo ważnej: czy można planować budżet w oparciu o zakładany awans do Ligi Europy?
Da się. Większość klubów zakłada sobie jakieś cele sportowe, niezbędne do tego, by wszystko się spięło. Czy dla Legii awans do Ligi Europy – rozgrywek trzeciego sortu – powinien być nadzwyczajnym wydarzeniem, czy codziennością?
Legia funkcjonująca normalnie, grająca fajną piłkę i zapełniająca trybuny powinna generować – nie licząc pucharów – jakieś 110 milionów złotych przychodów. Wchodzisz przez eliminacje Ligi Mistrzów do Ligi Europy i dostajesz dodatkowe 45. I wyrobiłeś budżet. Potem grasz w Lidze Europy mecze, zdobywasz kilka punktów, czasami może wychodzisz z grupy, generalnie robisz sobie zysk w wysokości kilku milionów, a jak kogoś raz na jakiś czas dobrze sprzedasz to już w ogóle eldorado. Robisz nadwyżkę. Taką nadwyżkę wygenerowała Legia, zanim pan został prezesem. Miała wtedy względnie normalnych trenerów i dyrektora sportowego. Podstawowe rzeczy.
Oczywiście można założyć, że Legia powinna mieć budżet na poziomie 110 milionów złotych i to też w porządku, ale możliwe, że wtedy awans do LE byłby tak samo wielkim i tak samo rzadkim wydarzeniem jak awans do LM.
W każdym razie – to wszystko funkcjonowało, zanim nie zaczął pan realizować swoich autorskich pomysłów, które oznaczały powierzanie drużyny w ręce dość przypadkowych ludzi.
*
Na pana miejscu podziękowałbym Weszło za to, że uświadamia piłkarzom, o jaką stawkę grają w czwartek. Bo gdyby słuchali wyłącznie pana to mogliby dojść do wniosku, że grają o wolne czwartki.
*
Wczoraj podobno pan przyznał się do błędu, że zostawił Klafuricia. Ale oczywiście na czym przyznanie się do błędu polegało? Na tym, że błąd popełnili doradcy, a pan im zaufał.
Czy pan kiedykolwiek osobiście popełnił jakiś błąd? Jak pana słucham to wydaje mi się, że nie. A jak potem analizuję pana posunięcia to zastanawiam się, czy cokolwiek zrobił pan dobrze.
KRZYSZTOF STANOWSKI