Żeby znaleźć powody do optymizmu przed czwartkowymi rewanżami naszych drużyn w europejskich pucharach, wcale nie trzeba dokopywać się do jądra ziemi. Jasne, zadania wydają się piekielnie trudne, ale nie niemożliwe do wykonania. Co prawda Lech ma minimalne szanse, ale pozostała dwójka wciąż ma prawo marzyć. Legia MUSI awansować, by sytuacja klubu nie przerodziła się w coś naprawdę złego. Z kolei „Jaga” pierwszym spotkaniem dała nam kilka powodów do optymizmu. Rewanż na obcym terenie będzie bardzo wymagający, można żałować kilku niewykorzystanych sytuacji – setka Kwietnia! – ale nie wolno drużynie Ireneusza Mamrota odbierać szans.
Tym bardziej że w ostatnim spotkaniu ligowym, na trudnym terenie w Lubinie, pokazała bezlitosne wyrachowanie. Wiadomo – liga ligą, gra w Europie grą w Europie. Dwie zupełnie inne kategorie wagowe. Ale i tak trudno przejść obojętnie obok faktu, że nasze eksportowe drużyny dały powody do optymizmu, tłumnie wygrywając swoje weekendowe spotkania. Wyróżniło się kilka zawodników, w których upatrujemy nadzieje przed rewanżami. Nadzieje może i małe, ale liczy się, że jakiekolwiek są. Bo przecież Dudelange mogło wygrać wyżej, bo przecież Genk powinien pocisnąć Lecha piątką…
No ale dobra, skupmy się na tym, co działo się wczoraj. Przynajmniej chwilę połudźmy się, że w najbliższy czwartek może czekać nas kilka przyjemnych zaskoczeń. Legia – ze sporymi problemami – pokonała rewelację początku sezonu, Piasta Gliwice. To nie było zadanie łatwe, tym bardziej że warszawianie nie posłali do boju najcięższych armat (i nie mamy tutaj na myśli przybrania na wadze Carlitosa). W pierwszym składzie wystąpiło kilku graczy – Astiz, Wieteska, Hołownia, Żyro – których najprawdopodobniej (Astiza z całą pewnością) nie zobaczymy na boisku w Luksemburgu. Szanse dostał za to gość, który wcześniej był świadomie pomijany. Artur Jędrzejczyk długo nie mógł dogadać się z Legią, ani myślał rezygnować z wysokiego kontraktu. Obie strony w końcu się dogadały – „Jędza”, mający jeszcze dwuletni kontrakt, zgodził się na to, żeby należności wobec niego zostały wypłacone w okresie dwukrotnie dłuższym, czyli czterech lat. Tym sposobem wyszedł wczoraj na boisko i był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem Legii. Szkoda tylko, że w czwartkowym meczu nie zagra, ponieważ klub nie zgłosił go do III rundy eliminacji LE.
Kto jeszcze w obozie Legii błysnął? Na pewno Domagoj Antolić (to ci nowośc!), który zaliczył asystę i popisał się kluczowym podaniem. Źle nie wyglądał też Dominik Nagy, który ustalił wynik spotkania. Dobrą zmianę dał Kante, trochę gorszą Carlitos (zmarnował dwie świetne sytuacje, ale poza tym ożywił grę). No i jeszcze jeden plus – kolejny sabotaż odstawił Radović. Grał tak słabo, że jest szansa, iż w rewanżu z Dudelange nie powącha murawy.
To tyle, jeżeli chodzi o Legię. Cóż tam, panie, w Jagiellonii? Przede wszystkim świetny król środka pola w Lubinie – Taras Romanczuk. Zresztą, Romanczuk i Kwiecień doskonale pracowali ustawieniem, bardzo dobrze się asekurowali ale nie zapominajmy, że pomocnicy z Lubina szczególnie życia im nie uprzykrzali. Młodzi Jagiełło i Żyra wyglądali fatalnie, poziom trzymał jedynie Tosik (Tosik!). Za kilka dni pomocników Jagiellonii czeka zdecydowanie trudniejsze zadanie, nie ma co nawet tego porównywać. Monolit stanowiła para stoperów – Runje i Mitrović, bardzo dobry prognostyk przed rewanżem – no ale właśnie, Patryk Tuszyński wraz z partnerami nie stanowili zbyt dużego zagrożenia. Znamienne, że w pewnym momencie najwięcej z przodu dawał prawy obrońca, Alan Czerwiński.
Ireneusz Mamrot oszczędzał wczoraj Frankowskiego i Novikovasa. Dwóch kluczowych zawodników, których wkład w najbliższy mecz będzie musiał być bezcenny. W innym przypadku Jagiellonia pożegna się z marzeniami o awansie do następnej rundy.
Został nam jeszcze poznański Lech. Kolejorz, biorąc pod uwagę przebieg pierwszego meczu, ma zdecydowanie najmniejsze szanse na awans. Gdyby wrócił z Belgii z workiem czterech-pięciu bramek, nikt nie mógłby okazywać zdziwienia. Wynik był lepszy niż gra, i to zdecydowanie. Dlatego w jego przypadku nie widzimy większych szans, choć Zagłębie Sosnowiec rozsmarował koncertowo. Ale właśnie – to było tylko Zagłębie Sosnowiec. Zespół, który zapunktował w tym sezonie jedynie z równie dołującą (przede wszystkim kibiców) Pogonią.
Z bardzo dobrej strony pokazała się poznańska młodzież – Tomczyk, Jóźwiak – klasę potwierdził Portugalczyk Tiba, ale obawiamy się, że na Belgów to będzie za mało. Obyśmy się mylili, ale szanse są naprawdę niewielkie.
Generalnie chcieliśmy wlać w wasze serca trochę optymizmu, ale jak widzicie – nie jest łatwo, nadzieję musimy upatrywać w błysku pojedynczych zawodników. Wierzymy, bo taka dola fanów polskiego futbolu. Obawiamy się jednak, że rzeczywistość – po raz kolejny – brutalnie rozwinie się z rzeczywistością. Na razie jednak piłkarze nie wybiegli na boiska w europejskich pucharach, więc można się łudzić, że postawa w Ekstraklasie ma jakiekolwiek znaczenie.
I oby miała. Chociaż w jednym, może w dwóch przypadkach…