Reklama

Czas łatania dziur. Ivan Marquez lekiem na defensywne bolączki Korony?

Mariusz Bielski

Autor:Mariusz Bielski

13 sierpnia 2018, 17:13 • 4 min czytania 1 komentarz

Wiele można zarzucać Koronie Kielce w kontekście przygotowań do bieżącego sezonu – bo pomimo że od miesiąca już trwa, nie wszystko w mieście scyzoryków zostało dopięte na ostatni guzik. Weźmy chociażby politykę transferową, którą najlepiej charakteryzuje jedno słowo – chaos. Na razie co prawda tragedii nie ma, są 4 oczka na koncie, 10. lokata, lecz w perspektywie całego sezonu kadra ekipy Gino Lettieriego wygląda mizernie. Trzeba więc działać, szukać wzmocnień, uzupełniać braki. Dlatego właśnie do drużyny dołącza pewien Hiszpan – Ivan Marquez.

Czas łatania dziur. Ivan Marquez lekiem na defensywne bolączki Korony?

Ściągnięcie stopera jest reakcją na bardzo kiepską sytuację Koroniarzy w obronie. Delikatnie rzecz ujmując, nie jest ona najsilniejszą stroną tej drużyny. Wyniki wynikami – 4 gole stracone w 3 meczach chluby nie przynoszą. Problem pojawia się w szerszej perspektywie, bo żaden z grających już w Kielcach stoperów nie gwarantuje jej praktycznie żadnego spokoju. Nie jest polisą na przyszłość. Piotr Malarczyk na przykład, pomimo wielkiego doświadczenia, popełnia masę błędów indywidualnych. Elhadji Diaw to pół człowiek, pól sinusoida. Nigdy nie wiesz, kiedy trafi z formą, a kiedy zawali mecz. Z kolei Kovacević ostatnio nie trenował z ekipą i ponoć nadal istnieje temat jego transferu zagranicę.

Reasumując, obecna sytuacja defensywy kielczan wygląda mniej więcej tak:

dziurawy-jak-szwajcarski-ser

Zastanawiamy się zatem jak dobrym… pływakiem jest Ivan Marquez. Bo że rzuca się na głęboką wodę, nie mamy wątpliwości. I nie chodzi oczywiście wcale o poziom ekstraklasy. Szanujmy się. Po prostu zastanawiamy się czy w pojedynkę da radę odmienić coś w defensywnej materii Korony, czy jemu też nie uda się załatać tych wszystkich luk.

Reklama

Brzydko mówiąc, w byciu zapchajdziurą ma już jednak doświadczenie nabyte ostatnio w rezerwach Valencii. Dołączył do niej bowiem dopiero w październiku ubiegłego roku, wcześniej pozostając wolnym agentem. Mestalleta sięgnęła po niego, ponieważ kontuzje na długo wyeliminowały Marca Ferrisa oraz Javiego Jimeneza, dwa ważne filary tylnej formacji rezerw Los Ches. Chłodne było przywitanie Marqueza z nowym klubem, ponieważ już na wstępie zapowiedziano mu, że spędzi w zespole co najwyżej rok. Obietnica została dotrzymana, nawet pomimo tego, że przez resztę sezonu prezentował się solidnie, a trener Miguel Grau zrobił z niego zawodnika podstawowego składu.

Ba, w pewnej chwili, kiedy plaga kontuzji przetoczyła się także przez pierwszy zespół Valencii, Marquez trenował co nieco pod okiem Marcelino, lecz to by było na tyle z jego związków z poważnym futbolem. Przez chwile otarł się o niego również w barwach Osasuny w sezonie 16/17, gdy postawił na niego Joaquin Caparros. Ivan rozegrał wówczas 4 mecze w Primera División, aczkolwiek w tym względzie raczej nie ma się czym chwalić. Tamta ekipa Los Rojillos zaliczyła najgorszy wynik w XXI w La Lidze, zaś z nim w składzie wywalczyła tylko jedno oczko na 12 możliwych, zaś sam stoper uzbierał dodatkowo cztery żółte kartki. Jak widać pierwsza liga hiszpańska nie była mu pisana. Trzecia – o, to już bardziej, ponieważ w niej rozegrał praktycznie 3 sezony, reprezentując rezerwy Valencii, Osasunę B oraz CD El Palo.

Tylko czy CV jest tu jakimkolwiek wyznacznikiem jakości Hiszpana? Chyba nie do końca, bo wszyscy znamy przypadki, które wymykały się logice, gdy życiorys danego zawodnika braliśmy za podstawowy wykładnik. Ci z występami na wysokim poziomie przychodzili do Polski odcinać kupony, zaś ci z wyciągnięci z czeluści tamtejszych kartoflisk wręcz przeciwnie, stawali się gwiazdami naszej ligi. Nie zaryzykujemy więc wróżenia z fusów i przepowiadania przyszłości nowemu nabytkowi Korony. Możemy tylko domyślać się, że raczej nie powinien on się zagubić w ekstraklasie.

– Przeważnie grał jako stoper, choć epizodycznie także w roli defensywnego pomocnika. Jest bardzo wysoki, ma 191 cm wzrostu, jest bardzo silny. Piłka przy nodze też mu raczej nie przeszkadza. Z drugiej strony na przykład szybkość i zwinność nie są jego mocnymi stronami – mówi Kibu Vicuña.  Bardzo dobrze radzi sobie w powietrzu, dominuje w pojedynkach główkowych. Powinien być więc przydatny przy stałych fragmentach gry – dodaje Pascal Calabuig, dziennikarz gazety Superdeporte. – Myślę jednak, że da sobie radę w Koronie. Nie ma przypadku w tym, iż występował w rezerwach Atletico Madryt, Valencii, Osasuny, a nie tylko w mniej znanych drużynach. To znaczy, że naprawdę coś potrafi – kończy zaś Kibu.

Reklama

Fot. Zrzut ekranu YouTube

Najnowsze

Komentarze

1 komentarz

Loading...