Wyprawa na Rysy, paintball, ciastka rozdawane na treningach najlepszym zawodnikom w poszczególnych elementach – gdyby na mistrzostwach świata rozdawano medale za trenerską fantazję, Polacy mieliby już taki zaklepany. Polot potrzebny będzie jednak na parkiecie, a tam i problemów, i nieco dziwacznych decyzji personalnych nie brakuje. Tymczasem do pierwszego meczu Polaków z Kubą na mundialu pozostał równo miesiąc.
Na co stać wybrańców Vitala Heynena? Jak obecna drużyna wygląda na papierze obok złotej reprezentacji sprzed czterech lat? Jaka jest szansa, że biało-czerwoni nie będą znowu czerwoni ze wstydu, jak podczas ubiegłorocznych mistrzostw Europy?
„Ledwo się ruszamy”, „zaskoczyła nas intensywność”, „na razie chcemy tylko przeżyć” – to nie są wypowiedzi umęczonych uczestników programu „Azja Express”, tylko słowa polskich siatkarzy z zakończonego niedawno zgrupowania w Zakopanem. Ale nic dziwnego, nie pojechali tam przecież robić sobie zdjęć z misiem na Krupówkach, tylko budować siłę i wytrzymałość na mistrzostwa świata we Włoszech i Bułgarii. Służyć miały temu czasami nawet 3,5-godzinne treningi, przerzucanie ton żelastwa na siłowni i wyprawy w góry.
Teraz reprezentacja jest już na wysokościach znacznie bliżej poziomu morza, konkretnie w Spale. Kolejne etapy przygotowań do mistrzostw stanowią sparingi z Kamerunem i Belgią oraz przede wszystkim Memoriał Huberta Wagnera w Krakowie, gdzie naszych sprawdzą Rosjanie, Francuzi i Kanadyjczycy. To właśnie tam Belg w końcu musi pokazać swoją galową szóstkę, bo podczas Ligi Narodów, tak jak zapowiedział, urządził sobie wyjątkowo szeroki casting – w każdym z pięciu turniejów wystawiał inny skład. W pewnym momencie nawet żartował, że już sam nie wie kto wyjdzie na kolejny mecz. Poligon doświadczalny wypadł jednak zaskakująco dobrze, bo reprezentacja wygrała aż 10 z 15 meczów i zameldowała się w turnieju Final Six. Niby najważniejsza była budowa i raczej nie oczekiwano tego awansu, ale kiedy później we Francji drużyna ugrała tylko jednego seta, zaczęło się tradycyjne grillowanie.
– W LN od początku miał być poligon doświadczalny, ale gdy awansowaliśmy do turnieju finałowego, to wręcz oczekiwano od nas zwycięstwa. Trzeba się jednak zdecydować: albo rybka, albo akwarium – odpowiadał w swoim stylu kapitan Michał Kubiak.
Faza grupowa Ligi Narodów pokazała, że trener ma z czego wybierać, ale w całym tym żonglowaniu trudno było mówić, jakie DNA będzie miała ta drużyna. – Dla mnie występy w LN nie były sprawdzianem, na którym można byłoby oprzeć ocenę jakości drużyny. Z trenerskiego punktu widzenia ja naprawdę nie wiem, jaka jest dziś wartość tej reprezentacji. Mam jednak nadzieję, że kadra zostanie dobrze przygotowana – mówi Weszło Waldemar Wspaniały, który prowadził reprezentację w latach 2001-2003.
Pierwsze odpowiedzi, czy tak się stanie, da właśnie krakowski memoriał, który będzie próbą generalną przed wylotem na mistrzostwa. Pierwszy mecz mistrzostw świata Polacy rozegrają 12 września w Warnie z Kubą. Ich kolejnymi rywalami będą Portoryko, Finlandia, Iran i Bułgaria.
Życie po Wlazłym, Zagumnym, Winiarskim
Do Bułgarii lecimy bronić tytułu, ale powtórka będzie prawie tak trudną sztuką do wykonania, jak ewentualny zjazd Andrzeja Bargiela tyłem na nartach z K2. Przesadzamy? Chociaż mamy dziś w składzie jeszcze pięciu mistrzów z 2014 r., to jednak z żelaznej pierwszej szóstki zostali jedynie libero Paweł Zatorski i środowy Piotr Nowakowski. To raz, dwa, od tytułu na polskiej ziemi reprezentacja doskoczyła jedynie raz do podium – w 2015 r. była trzecia na Pucharze Świata w Japonii. Reszta to mniej lub bardziej dotkliwe oklepy, z czego najbardziej bolały przegrane igrzyska w Rio oraz kompromitacja podczas Euro w Polsce, gdzie daliśmy się zdeptać nawet Słowenii (nie pierwszy zresztą raz) i skończyło się na dziesiątym miejscu. Vital Heynen obejmował więc drużynę rozbitą. Ambicje w siatkarskim narodzie wciąż są wielkie, tylko poziom z którego startujemy nie do końca nas do tego upoważnia. Zresztą widać to też po składach:
2014 r. atakujący – Mariusz Wlazły, Dawid Konarski; rozgrywający – Paweł Zagumny, Fabian Drzyzga; przyjmujący – Michał Winiarski, Mateusz Mika, Michał Kubiak, Rafał Buszek; środkowi – Marcin Możdżonek, Karol Kłos, Piotr Nowakowski, Andrzej Wrona; libero – Paweł Zatorski, Krzysztof Ignaczak.
2018 r. atakujący – Bartosz Kurek, Dawid Konarski, Damian Schulz; rozgrywający – Fabian Drzyzga, Grzegorz Łomacz; przyjmujący – Michał Kubiak, Artur Szalpuk, Aleksander Śliwka, Bartosz Kwolek, Tomasz Fornal (rezerwowy na wypadek kontuzji, raczej wypadnie więc z „15”); środkowi – Piotr Nowakowski, Mateusz Bieniek, Jakub Kochanowski; libero – Paweł Zatorski, Damian Wojtaszek.
Gdyby porównać siłę poszczególnych formacji, na papierze jakości nie straciliśmy na pewno na pozycji libero, gdzie Zatorski to bezsprzecznie jeden z najlepszych fachowców na świecie (Ignaczak rozegrał w 2014 r. tylko jeden mecz) oraz na środku, gdzie składu może zazdrościć nam wiele reprezentacji.
– Na środku mamy zawodników z wielkim potencjałem. To nieco specyficzna pozycja, gdzie potrzeba dużo doświadczenia, przeglądu sytuacji oraz rąk, do których piłka się klei – mówi Sebastian Świderski, były reprezentacyjny przyjmujący, a obecnie prezes ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. – Popatrzmy na Kochanowskiego. Nie jest to chłopak, który ma nie wiadomo jakie parametry, ale potrafi być najlepszym blokującym ligi. Moim zdaniem jest kompletnym środkowym, bo ma i mocną zagrywkę, i dobry atak, i skuteczny blok. Z kolei Mateusz Bieniek ma bardzo dobrą zagrywkę, fenomenalny atak, ale jest już słabszy w bloku. Trenerzy ciągle go piłują w tym elemencie, ale właśnie albo to się ma, albo nie. Ale o takim Danielu Plińskim też mówili, że ani on nie skacze, ani on nie jest dynamiczny, a jednak był czujny pod siatką i zawsze potrafił dobrze ułożyć ręce, czytał rozgrywającego rywali.
Środek wygląda więc nieźle, chociaż i ta pozycja ma problemy, ale o tym później.
Na pozostałych pozycjach straciliśmy. Przyjęcie? W 2014 r. mieliśmy trzech doświadczonych graczy plus jednego młodego wilka Mikę, a teraz jest odwrotnie: 30-letni Michał Kubiak, a wokół niego utalentowani, ale wciąż niezweryfikowani w międzynarodowym graniu Szalpuk, Śliwka i Kwolek. Atak? Mariusza Wlazłego w zdobywaniu punktów zastąpi prawdopodobnie Bartosz Kurek, ale po pierwsze „Kuraś” ma za sobą stracony sezon w Turcji, a po drugie znowu został rzucony z przyjęcia na atak, który nie jest jego nominalną pozycją. Pozostaje mieć nadzieję, że świeżo upieczony gracz Stoczni Szczecin będzie przynajmniej w takiej dyspozycji jak w turnieju Final Six Ligi Narodów, gdzie potrafił nastukać Rosjanom 23 pkt. No i rozegranie. Cztery lata temu Stephane Antiga mocno rotował między Zagumnym i Drzyzgą (wyszedł w podstawie na finał), ale gigantyczne doświadczenie tego pierwszego było bezcenne. Z całym szacunkiem dla Drzyzgi i Łomacza, ale “Guma” był jednak na tej pozycji jednostką absolutnie wybitną.
Ekipa mistrzów świata miała też tak naprawdę aż trzech liderów: Wlazłego, Winiarskiego i Zagumnego. W obecnej drużynie na takiego wskazywany jest Michał Kubiak. Przyjmujący był jednym z najbardziej obwinianych graczy za blamaż podczas Euro w Polsce, ale w fazie interkontynentalnej Ligi Narodów udowodnił, że wciąż potrafi wziąć odpowiedzialność na siebie. Ale kto oprócz niego?
– Cztery lata temu mieliśmy tych trzech liderów, a do tego było jeszcze sporo zmian, które dużo wnosiły. To ważne, bo to długi turniej, którego jedną szóstką nie da się zagrać. Dlatego w kontekście dzisiejszej kadry trzeba mówić o drużynie. Liderem powinien być cały zespół, nie szukajmy na siłę jednego, dwóch graczy, którzy mogliby pełnić tę rolę. Dla mnie najważniejsze pytane jest inne: czy ci nowi, często młodzi, są w stanie zastąpić naszych najlepszych zawodników ostatniej dekady? Czy są w stanie dorównać sportowo tym wybitnym graczom? – zastanawia się Waldemar Wspaniały.
Zaskakujące było jednak to, że belgijski trener już dwa miesiąc przed mistrzostwami skompletował czternastkę, która wsiądzie do samolotu. Heynenowi oberwało się nieco za tak szybkie zamknięcie selekcji i zmniejszenie konkurencji między siatkarzami, ale tłumaczył się tym, że jeśli ma zbudować świetnie rozumiejącą się drużynę, to nie chce wycinać z niej głów.
Czwórka do brydża na środku nie jest potrzebna?
Ta drużyna ma swoje problemy. Przed zgrupowaniem w Zakopanem każdy zawodnik otrzymał indywidualną analizę występów w Lidze Narodów i cyferki pokazały, że najbardziej kulała zagrywka oraz przyjęcie. Dlatego te elementy są teraz katowane na treningach najmocniej.
– Dobre przyjęcie zagrywki w dzisiejszej siatkówce jest kluczowe. No chyba że ma się zawodników pokroju Leona, Michajłowa czy Leala, którzy potrafią atakować z wysokiej piłki tak samo jak z dokładnie rozegranej – wtedy idealne przyjęcie nie ma aż tak wielkiego znaczenia. My na nasze nieszczęście takiego potencjału jednak nie mamy i musimy jakoś sobie radzić. Jedno jest pewne, nasi przyjmujący będą obserwowani przez rywali i pierwszą bronią przeciwko nam będzie mocna zagrywka. Bo każdy wie, że przy niedokładnym przyjęciu nie mamy ogromnej siły rażenia w ataku – przypomina Świderski.
Najbardziej kontrowersyjnym ruchem Vitala Heynena było jednak powołanie na mundial tylko trzech środkowych, dzięki czemu w składzie znalazło się miejsce dla trzeciego atakującego. To bardzo rzadki układ, bo na najważniejsze turnieje zwykle zabiera się dwóch bombardierów i cztery „wieże”.
Belg uznał jednak, że bardziej potrzebna jest mu kolejna maszynka do zdobywania punktów niż kolejna para rąk w bloku. Układ z zaledwie trójką środkowych obarczony jest jednak dużym ryzykiem, bo kontuzja (tfu!) jednego zawodnika będzie już ogromnym problemem. Gdyby do urazu doszło podczas przygotowań, Belg mógłby zastąpić pechowca kimś z dwójki Karol Kłos – Łukasz Wiśniewski, bo obaj znaleźli się w szerokim, 22-osobowym składzie na mistrzostwa. Gdyby jednak do pożaru doszło już podczas turnieju, Heynen – o czym mówił w „Przeglądzie Sportowym” – poważnie rozważa przesunięcie na środek Bartosza Kurka.
Sebastian Świderski dość ostro ocenia ten szalony plan. – Nie chcę oceniać trenera, bo nie wiem jakie były jego rozmowy z innymi zawodnikami, ale staramy się łatać dziury mając innych graczy na tej pozycji. Jak może poczuć się taki czwarty czy piąty środkowy reprezentacji, kiedy mówi się, że tym czwartym może być Kurek, który jest atakującym, a wcześniej był jeszcze przyjmującym? – uważa „Świder” i dodaje: – Trener Rosjan Władimir Alekno zaryzykował na igrzyskach w Londynie przesuwając Muserskiego ze środka na atak i dziś wszyscy mówią, że jest fenomenem. Czy to był czuj, czy to było wytrenowane, tego nie wiemy. Tylko że tamten ruch został wykonany w trakcie finału, jednego meczu, a u nas podobne ustalenia zapadają podczas przygotowań, gdzie jest czas na zgrywanie zespołu. Trójka środkowych trenowała w Zakopanem, a czwarty, który mógłby być ewentualnie w rezerwie, jest na wakacjach albo już zaczyna przygotowania w klubie. Ale z drugiej strony to trener bierze pełną odpowiedzialność za takie decyzje. Miejmy nadzieję, że nie będzie kontuzji.
Znowu im gorzej, tym lepiej?
Wszystko to sprawia, że w oczekiwaniu na włosko-bułgarskie mistrzostwa lepiej przykładać sobie lód do głowy. Na korytarzach Polskiego Związku Piłki Siatkowej też powtarza się, że planem minimum jest miejsce w szóstce. Faworytem wydaje się być Rosja, która przed rokiem w imponującym stylu wygrała mistrzostwo Europy, a kilka tygodni temu zdobyła złoto premierowej edycji Ligi Narodów. Dalej mamy grupę pościgową z Brazylią, Stanami Zjednoczonymi, Francją, Włochami, Serbami i mimo wszystko Polakami. Gdyby tytuł zdobył ktoś spoza tego zestawu, mielibyśmy sensację.
Waldemar Wspaniały: – Miejsce w szóstce? Ambicje w Polsce są chyba jednak większe. Tak naprawdę z tej siódemki zespołów każdy może zdobyć mistrza i każdy może zająć siódme miejsce.
Wygląda jednak na to, że dla tej mieszanki doświadczenia z młodością każdy medal będzie dużym sukcesem. Szukając pozytywów warto też przypomnieć, że polscy siatkarze w ostatnich latach największe sukcesy odnosili wtedy, gdy tak naprawdę byli skreślani. Kiedy w 2009 r. drużyna Daniela Castellaniego zdobyła mistrzostwo Europy w Turcji, leciała tam pokiereszowana kontuzjami i bez graczy pokroju Wlazłego, Winiarskiego czy cytowanego wyżej Świderskiego. A zanim w 2014 r. udało się zdobyć drugi w historii tytuł mistrzów świata, też mało kto wierzył w trenera Stephana Antigę. Przecież Francuz w momencie ogłoszenia nominacji biegał jeszcze w krótkich spodenkach po parkiecie w Bełchatowie. To też było istne szaleństwo.
RAFAŁ BIEŃKOWSKI
Fot. newspix.pl