Piłka nożna to ogólnie szalony sport, a gdy dodamy do tego fakt, iż Ekstraklasa jest szalona sama w sobie, czasami wychodzą nam naprawdę przedziwne rzeczy. Na przykład takie, gdy drużyna, która prowadzi przez 70 minut, dominuje i prowadzi grę, nagle dostaje trzy gongi i schodząc z boiska musi się wstydzić. Tego doświadczyli kibice w Legnicy.
Miedź bardzo długo w pełni kontrolowała przebieg meczu z Górnikiem Zabrze. Goście w pierwszej połowie mieli tylko jeden lepszy moment, gdy Łukasz Sapela efektownie obronił strzał Konrada Nowaka. Dodajmy, że był to też jedyny moment, w który Nowak mógł się przydać zespołowi. Wszedł w 19. minucie za kontuzjowanego Daniela Liszkę, ale opuścił je w 66. i w tym przypadku wcale nie chodziło o problemy zdrowotne. Decyzja Marcina Brosza w pełni się obroniła, bo później Górnik strzelił trzy gole.
Gospodarze w pierwszej połowie całkowicie przejęli środek pola. Brosz zdecydował się na ustawienie z dwójką napastników, jednak towarzyszący Igorowi Angulo Jesus Jimenez był kompletnie bezproduktywny (przydał się w defensywie po zmianie stron, gdy go trochę cofnięto), za to brakowało jednego człowieka, żeby powalczył niżej, gdzie Miedź miała przewagę liczebną. Może gdyby w formie był Szymon Matuszek, nie byłoby to tak odczuwalne, jednak kapitan Górnika rozegrał bardzo słaby mecz i schował się za wynikiem. Biegał w zasadzie w jednym tempie, ciągle był spóźniony, nie notował odbiorów. Nie wykonywał więc należycie nawet podstawowych zadań defensywnego pomocnika, a o czymś więcej – jak celne podanie do przodu – to już w ogóle zapomnijmy.
Na jego tle Szymon Żurkowski sprawiał jeszcze lepsze wrażenie. On jako jedyny – podobnie jak w Trenczynie – miewał przebłyski również wtedy, gdy Górnik jako zespół grał fatalnie. A po zmianie stron nawiązał do najlepszych chwil z poprzedniego sezonu. Świetnie asystował Angulo, a przy swoim golu ośmieszył kilku rywali – również w kwestii “szybkiej nóżki”. W samej końcówce miał jeszcze dwie okazje po kontrach, wtedy już zabrakło trochę precyzji, ale nie ulega wątpliwości, że to on był bohaterem meczu i przykrył swoją postawą słabą grę kilku kolegów.
Miedź do stanu 1:0 mogła się podobać. Ofensywne nastawienie, ruchliwość, dużo podań na małej przestrzeni. W pełni zasłużenie prowadziła i zaczęło się wydawać, że może zrobić Górnikowi Trenczyn. Koniec końców wyszło, że to bardziej doświadczona ekipa z Legnicy zapłaciła frycowe za zbyt dużą pewność siebie. Podopieczni Dominika Nowaka chyba nie zakładali, że tego dnia może ich jeszcze spotkać coś złego. Do tego brak szczęścia. Kontuzja Grzegorza Bartczaka po godzinie sprawiła, że na prawą obronę przeszedł De Amo, a do środka wszedł debiutujący Fran Cruz.
Trzeba też oddać należne słowa uznania Daniemu Suarezowi, który przy bramce wyrównującej pokazał wielki kunszt: przyjęcie z obrotem i natychmiastowy strzał pod poprzeczkę. Wielka klasa!
Miedź zaraz po utracie pierwszego gola mogła znów prowadzić, lecz Fabian Piasecki po idealnym podaniu Marquitosa nie wykorzystał sytuacji sam na sam, strzelając obok słupka.
Beniaminek z Legnicy otrzymał pierwszą surową lekcję ekstraklasowej piłki, a Górnik uratował się od wielkiej nerwówki. Kolejne niepowodzenie po pucharowym 1:4 znacznie utrudniłoby mentalną odbudowę. Co nie zmienia faktu, że zabrzanie w tym sezonie powinni być zadowoleni już z samego utrzymania.
[event_results 511940]
Fot. newspix.pl