Reklama

Fajnie, że znowu jesteś, Andy. Murray wrócił do wielkiego tenisa

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

02 sierpnia 2018, 15:43 • 3 min czytania 2 komentarze

Pamiętacie jeszcze Andy’ego Murraya? Brytyjski tenisista właśnie wrócił do gry po poważnej kontuzji i operacji, które wykluczyły go na dłużej z zawodowego tenisa. W Waszyngtonie znów prezentuje się, jak stary, dobry Murray. Różnica jest tylko taka, że obok jego nazwiska nie widnieje numer 1 w rankingu, tylko numer… 832.

Fajnie, że znowu jesteś, Andy. Murray wrócił do wielkiego tenisa

Andy Murray ma 31 lat, a na koncie dwa tytuły na Wimbledonie, jeden na US Open, dwa złote medale igrzysk olimpijskich oraz jeden finał Roland Garros i pięć Australian Open. W listopadzie 2016 roku spełnił wreszcie wielkie marzenie i został liderem światowego rankingu. Problem w tym, że od tego momentu już nic nie było tak, jak powinno.

Po pierwsze, pogoń Murraya za numerem 1 na świecie kosztowała go mnóstwo sił. W 2016 roku grał praktycznie wszystko, co się dało, z tygodnia na tydzień zbliżając się do szczytu. Zresztą, wystarczy rzut oka na ostatnie tygodnie tamtego sezonu, by zobaczyć, jak mocno walczył Murray. Początek października: wygrana w Pekinie, tydzień później – triumf w Szanghaju. Dalej, wciąż w październiku, zwycięstwo w Wiedniu. Początek listopada to kolejny sukces, tym razem w Paryżu, po którym wskoczył na 1. miejsce w rankingu. Rok zakończył, jak na lidera przystało – triumfując w turnieju Masters.

Potem jednak zaczął się zjazd. Owszem, w pierwszej połowie 2017 roku zdarzały mu się świetne wyniki, jak na przykład półfinał Roland Garros, czy wygrana w Dubaju. Ale coraz częściej przytrafiały się wpadki – ledwie 4. runda Australian Open (Misha Zverev), porażka w pierwszym meczu w Indian Wells z notowanym w drugiej setce rankingu Vaskiem Pospisilem, wpadka na kortach Queens Clubu z 90. na świecie Jordanem Thompsonem. Wreszcie dramat na Wimbledonie. Zamiast obrony tytułu – ledwie ćwierćfinał, przegrany sensacyjnie z Samem Querreyem (po 1:6 w dwóch ostatnich setach). Gołym okiem było widać, że to nie jest ten sam Andy Murray.

Szybko wyszło na jaw, że Szkot od dłuższego czasu ma problemy z chorym biodrem. Grał, dopóki był w stanie. Kiedy nie był, zaczął się leczyć. Do ostatniej chwili próbował uniknąć operacji. Po ponad 6 miesiącach przerwy od gry doszedł do wniosku, że delikatne sposoby nie pomogą i jednak trzeba kłaść się na stół operacyjny. Normalnym ludziom powrót do zwykłego poruszania się po tak poważnym zabiegu biodra zajmuje czasem nawet rok. Murray znany jest jednak z ogromnej woli walki. Zacisnął zęby, zatrudnił najlepszych specjalistów i na korcie pojawił się po niespełna sześciu miesiącach.

Reklama

Na początku czerwca zagrał w dwóch turniejach na trawiastych kortach. Chciał w ten sposób przygotować się do występu na ukochanym Wimbledonie. Przegrał jednak najpierw z Nickiem Kyrgiosem, a potem z Kyle Edmundem. Pokonać zdołał tylko innego byłego mistrza, wracającego po ciężkiej kontuzji i długiej przerwie – Stana Wawrinkę.

Porażka z Edmundem była podwójnie bolesna. Nie tylko wyeliminowała go z turnieju w Eastbourne i pokazała, że nie jest jeszcze gotowy na Wimbledon, ale także potwierdziła, że teraz to Kyle jest brytyjskim numerem 1 (18. na liście ATP).

Jak jednak wiemy, zemsta jest daniem, które najlepiej smakuje na zimno. Murray zrezygnował z Wimbledonu, wrócił do ciężkich treningów i na kortach ponownie zameldował się teraz, w Waszyngtonie. W pierwszej rundzie po trzech setach walki pokonał Mackenzie McDonalda, a w drugiej spotkał się z Edmundem. Pierwszą partię wygrał w tie-breaku, drugą przegrał 1:6, ale w decydującej okazał się lepszy od rywala i wygrał 6:4.

Czuję się znacznie lepiej niż podczas sezonu na trawiastych kortach, co oczywiście jest pozytywne. Sprawy idą w dobrym kierunku, jest coraz lepiej. Przetrwałem dwa trudne mecze, na ciężkiej nawierzchni. Mam nadzieję, że z meczu na mecz będę grał coraz lepiej – skomentował Murray.

45 punktów za 3. rundę już mu zapewni awans na mniej więcej 500. miejsce. A jeśli pokona Mariusa Coplia (#93), skoczy już w okolice 350. pozycji. Krok dalej – ewentualna wygrana wywinduje Murraya już w pobliże pierwszej setki. Czyli – zdecydowanie tam, gdzie jest jego miejsce.

foto: newspix.pl

Reklama

Najnowsze

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
13
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Inne sporty

Komentarze

2 komentarze

Loading...